By
Tyna
|
20:55
|
Śmiech NamGi'ego trochę wybił Rowenę z rytmu. Spojrzała na niego dość zdezorientowana, bo podczas gdy ona czuła się śmiertelnie urażona, chłopak najwyraźniej docenił fantastyczny żart woźnego. Nie odezwała się już ani słowem do momentu wyjścia z kantorku i trzaśnięcia przez nią drzwiami po usłyszeniu wesołego "Do zobaczenia!". Na usta cisnęło jej się jeszcze kilka przekleństw skierowanych w stronę tego zaćpanego dziadygi, ale odpuściła je sobie, chcąc już do tego nie wracać. I tak jak zazwyczaj lubiła rozpamiętywać przeszłość oraz chować urazę, tak wtedy nie miała na to ochoty, bo nawet ona wiedziała, że jej irytacja i naburmuszenie może tylko zepsuć ich fantastyczny wieczór.
– Twoje? – mruknęła, spoglądając na NamGi'ego bez większego zrozumienia. – Och...
Cóż, mogła się tego spodziewać, biorąc pod uwagę całość wróżb, które zdążyli usłyszeć, a i tak czuła się w pewien sposób zaskoczona. Złość zaczęła zmieniać się w zakłopotanie, gdy już po chwili zaczynała rozumieć, o co mogło chodzić woźnemu, a potem już w ogóle zrobiło jej się cholernie dziwnie. Tak jakby została przyłapana na czymś bardzo złym lub zawstydzającym.
– Dobra, pospieszmy się trochę – oznajmiła, gwałtownie przyspieszając kroku, przez co przez dosłownie krótką chwilę ciągnęła chłopaka za sobą. – Nie chcę się spóźnić na ten pociąg.
Przemknęli szybko przez szkolne korytarze, a potem przez dziedziniec, szerokim łukiem omijając ogrody, w którym odbywała się szkolna zabawa. Dobiegały stamtąd gromkie rozmowy i równie głośna muzyka, setki różnych zapachów, a Rowena jeszcze raz w duchu podziękowała NamGi'emu, że nie musieli iść na ten bal, znowu dochodząc do wniosku, że nie bawiłaby się tam ani trochę dobrze przez specyficzną atmosferę tej imprezy, którą mogła wyczuć, nawet w niej nie uczestnicząc.
Jedynie przez głowę przemknęło jej pytanie, czy James się na niego wybrał.
Po drodze na peron, dziewczyna powróciła myślami do wszystkiego, co wywróżył (a przynajmniej udawał, że wróży) im Clement, powtórzyła sobie w myślach kilka razy jego słowa, a na koniec, nadal nieprzerwanie milcząc, doszła do kilku wniosków.
Najpierw uznała, że może odrobinkę się pomyliła, a ten cały woźny nie był jednak taki zły, a jedynie nieco dziwny i raczej odpychający przez swój sposób bycia.
Potem stwierdziła, że w sumie to Dong nie brzmiało wcale tak źle w zestawieniu z jej imieniem, a na pewno było nieco lepsze niż to całe von o'Qhar, którego, szczerze powiedziawszy, wolałaby wcale nie mieć. Nie dość, że samo w sobie brzmiało niezwykle bufonowato, to jeszcze, a może nawet przede wszystkim, narzucało jej to, jaka powinna być. Skrzywiła się lekko, gdy sobie o tym przypomniała.
Ostatnim wnioskiem podzieliła się z NamGim, gdy stali już na prawie pustym peronie, a ona zerkała na zegarek zapięty na jego nadgarstku:
– W sumie to do ciebie pasuje – oznajmiła nagle dość obojętnym tonem.
Nie wiedziała, czy go to w ogóle obchodzi, ale i tak stwierdziła, że chce mu to powiedzieć. Tak po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz