By
Tyna
|
22:57
|
Rowena zacisnęła usta w cienką linię, gdy usłyszała jego głos. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby on też zechciał ją zignorować - tak samo jak ona obrazić się o nie wiadomo co, a potem zostawić w spokoju, udawać, że nic się nie stało i w ogóle... ale on musiał się odezwać. Musiał przypomnieć jej ton swojego głosu, tę miękkość oraz głębię, która w nim tkwiła. Musiał przypomnieć jej jak bardzo zdążyła już polubić ten głos.
Rozchyliła usta, żeby móc w końcu odetchnąć. Wzięła kilka krótkich wdechów, po czym w końcu odważyła się znów na NamGi'ego spojrzeć. Zerknięcie na niego kosztowało ją trochę wysiłku, bo przecież wtedy był już o wiele bliżej, i miała w związku z tym mieszane uczucia. Z jednej strony chciała to zrobić, ostatecznie przecież tęskniła trochę za tymi ciemnymi oczami, z drugiej natomiast chyba wolałaby więcej w życiu ich nie widzieć. W końcu przerzuciła wzrok z jednolitego, szarego sklepienia na niego.
Jeszcze śmiał się do niej uśmiechnąć.
Dobrze, że nie był to jeden z tych wesołych, słonecznych uśmiechów, do których tak przywykła podczas kilku spędzonych razem godzin, ale taki niemrawy, blady, prawie smutny uśmiech też miał w sobie coś z NamGi'ego.
Nadal miała do niego słabość.
Denerwowało ją to.
– Co tutaj robisz?
Dobre pytanie.Rowena znowu umknęła gdzieś wzrokiem, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie wiedziała, co powinna mu na ten temat powiedzieć. Ostatecznie nawet ona wiedziała, że znalazła się tu przez przypadek z jej własnej woli, a tak naprawdę nie powinno jej tu być. Nie chciała sprzedawać mu opowieści typu: "tak wyszło", "nie wiedziałam, co robić" lub to autentyczne "zwiewał mi, a ja nie chciałam siedzieć tam sama", bo chociaż zapewne by w to uwierzył, jeśli przedstawiłaby to w odpowiedni sposób, nawet w tę prawdziwą wersję, chyba nie do końca chciała ukazywać siebie kolejny raz jako dość nieporadną istotkę, która potrzebuje uwagi. Była całkowicie pewna, że już i tak za dużo swoich słabości przed nim ukazała.
– Tobie mogę zadać to samo pytanie – odezwała się w końcu.
Jej głos był dość cichy, czyli nie taki, jaki miał być. Chciała odpowiedzieć głosem emanującym pewnością siebie i obojętnością wobec zaistniałej sytuacji, ale "trochę" jej nie wyszło, bo przez bolące gardło nie mogła wydobyć z siebie dźwięku, którego oczekiwała.
Tak właściwie zabrzmiała, jakby znowu się o coś czepiała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz