Krople deszczu zaczęły nieubłaganie zbliżać się ku ziemi. Przez chwilę myślał by nie czekać aż zmoknie i zacznie intensywnie pachnieć wokoło tylko się schronić przed deszczem, ale nie miał zamiaru zostawiać samicy samej. Nawet jeśli dalej wyglądała, że chciałaby rozszarpać świat za to, że powstał. Odczekał jeszcze chwilę, zacisnął zęby i spojrzał z pogardą na burzowe chmury. Zrobił krok w kierunku budynku akademii, chwytając swój plecak i zarzucając go na ramię. Zerknął na samicę.
- Zaraz będzie burz... - Przerwał nagle gdy usłyszał czyiś krzyk. Krzyk.. Wręcz wrzask.. Samicy? Głos był mu znajomy. Zamarł w miejscu gdy go zidentyfikował. Atea.
Czy miał biec? Wtrącić się w nie swoje sprawy czy zostawić, dać światu biec swoim torem, nie mieszać się w śmiertelne sprawy tylko pilnować swojego celu..?
Znajome zimno owiało go stawiając mu włosy na karku. Powietrze wokół niego zaczęło mrozić krew.
- Będziesz tak stał czy się ruszysz w końcu? - Lekko drwiący śmiech wypełnił jego głowę gdy zerwał się do biegu w stronę gasnącego dźwięku zostawiając Rowenę za sobą, nie wiedział czy za nim biegnie czy nie.
Mało nie gubiąc obroży przy zakręcie, przez zaczepienie o wystające metalowe okucie przy drzwiach, wpadł do jakiegoś opuszczonego gabinetu. Czuł wszędzie zapach samicy, której szukał oraz... Samca? Potrząsnął łbem odrzucając ten zapach, szukał tylko jednej osoby teraz. Ruszył za zapachem, gorączkowo szukając go w powietrzu i kichając raz za razem od, nagromadzonego przez prawdopodobnie wieki, kurzu. Zasłonił nos przy ostatnich paru metrach pomieszczenia. Zauważając lukę w biblioteczce zatraconej w czasie pobiegł w jej stronę. Gdy tylko wpadł do środka złapał się pazurami ściany by zahamować upadek ze schodów i w miarę utrzymać resztki równowagi. Co go zdziwiło, nie upadł na posadzkę... Jego nogi znalazły oparcie w martwej, spopielonej ziemi. Rozejrzał się bacznie wokoło, czując znajomy zapach, który go tulił do snu i budził przez tysiące lat. Warknął pod nosem przekleństwo i zaczął biec najszybciej jak mógł o ludzkich nogach. Nie chciał zdejmować obroży, jeszcze nie teraz. Korzystając z tego, że w mniejszej formie nie rzucał się tak w oczy niczemu co pilnowało tego wymiaru. Nie był w swoich umiłowanych podziemiach, ale był w równie martwym miejscu, do którego żywi nie powinni mieć wstępu.
- Zaraz będzie burz... - Przerwał nagle gdy usłyszał czyiś krzyk. Krzyk.. Wręcz wrzask.. Samicy? Głos był mu znajomy. Zamarł w miejscu gdy go zidentyfikował. Atea.
Czy miał biec? Wtrącić się w nie swoje sprawy czy zostawić, dać światu biec swoim torem, nie mieszać się w śmiertelne sprawy tylko pilnować swojego celu..?
Znajome zimno owiało go stawiając mu włosy na karku. Powietrze wokół niego zaczęło mrozić krew.
- Będziesz tak stał czy się ruszysz w końcu? - Lekko drwiący śmiech wypełnił jego głowę gdy zerwał się do biegu w stronę gasnącego dźwięku zostawiając Rowenę za sobą, nie wiedział czy za nim biegnie czy nie.
Mało nie gubiąc obroży przy zakręcie, przez zaczepienie o wystające metalowe okucie przy drzwiach, wpadł do jakiegoś opuszczonego gabinetu. Czuł wszędzie zapach samicy, której szukał oraz... Samca? Potrząsnął łbem odrzucając ten zapach, szukał tylko jednej osoby teraz. Ruszył za zapachem, gorączkowo szukając go w powietrzu i kichając raz za razem od, nagromadzonego przez prawdopodobnie wieki, kurzu. Zasłonił nos przy ostatnich paru metrach pomieszczenia. Zauważając lukę w biblioteczce zatraconej w czasie pobiegł w jej stronę. Gdy tylko wpadł do środka złapał się pazurami ściany by zahamować upadek ze schodów i w miarę utrzymać resztki równowagi. Co go zdziwiło, nie upadł na posadzkę... Jego nogi znalazły oparcie w martwej, spopielonej ziemi. Rozejrzał się bacznie wokoło, czując znajomy zapach, który go tulił do snu i budził przez tysiące lat. Warknął pod nosem przekleństwo i zaczął biec najszybciej jak mógł o ludzkich nogach. Nie chciał zdejmować obroży, jeszcze nie teraz. Korzystając z tego, że w mniejszej formie nie rzucał się tak w oczy niczemu co pilnowało tego wymiaru. Nie był w swoich umiłowanych podziemiach, ale był w równie martwym miejscu, do którego żywi nie powinni mieć wstępu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz