NamGi niewiele mógł usłyszeć z rozmowy, którą prowadziła Atea.
To była tylko i wyłącznie ich rozmowa.
Dając im prywatność, której najprawdopodobniej potrzebowali przez czas bolesnej rozłąki, NamGi skupił się na sobie. Oparłszy się bolącymi, jeszcze przez wojaczki z Roweną, plecami o stare drzewo, zamknął przygaśnięte, ciemne oczy, oddychając miarowo. Zdecydowanie nie czuł się dobrze; z każdą minutą słabł coraz bardziej, a bladość jego skóry wydawała mu się w jakiś sposób nienaturalna. Przemknęło mu przez myśl, że wszystko to zawdzięcza ogólnemu osłabieniu, złemu samopoczuciu, obrażeniom z Mrocznej Dzielnicy i nagminnym brakiem słońca.
Nie dało się ukryć, że mrok w tym miejscu był wyjątkowo dokuczliwy, zwłaszcza, dla jego promiennej natury.
Ale jeszcze miał trochę siły.A przede wszystkim trochę nadziei, że jeszcze przyjdzie im się stąd wydostać — miał przecież jeszcze sporo niedokończonych spraw, a Atea nowe życie przed sobą. NamGi był pewien, że jeszcze ułoży sobie ścieżkę sercową; może nie dziś i może nie jutro, ale z czasem, kiedy rany się zabliźnią, ruszy dalej. Jeśli tylko będzie dane im się stąd wydostać. Łapiąc się ostatków ciepła, potarł o siebie zziębnięte dłonie i wsunął je do kieszeni grubej bluzy, zerkając pokątnie na Ateę, która wydawała się już stać sama w zupełnej ciszy. Dong dostąpił do niej, stając tuż przy jej ramieniu, by położyć na nim dłoń, kierując twarz w jej stronę. I choć bez promiennego uśmiechu, i bez radosnego tonu, skinął głową i wykrztusił z siebie :
— Jeszcze wszystko będzie dobrze — jego głos w połowie zdania przełamał się w niewyraźny, pełen współczucia szept, a chwilę później już nawet na nią nie patrzył. Zerkał tylko w miejsce w którym przed chwilą stał Kai.
— Tak długo jak nosisz go w sercu, zawsze będzie obok — lekko skrzywił usta w coś, co powinno przypominać uśmiech i westchnął.
Raczej nie był najlepszym pocieszycielem.
— Ludzie których raz się pokochało, zostają z nami na zawsze — i kiedy miał ją już objąć, zobaczył, kątem oka, postać biegnącą w ich stronę. I kiedy przyjrzał się bardziej, mógłby przysiąc, że gdzieś już widział tego chłopaka o pokrętnie mrocznej urodzie.
I chociaż nie wyglądał na zbyt żywego, był pewien, że kojarzy go raczej z okolic akademii.
Właściwie chyba nawet nie chciał ich podsłuchiwać; nie była to jego sprawa, a sam nigdy nie był zbyt ciekawski i nie zdarzało mu się wpychać nosa w nieswoje sprawy, kiedy nikt go o to nie prosił. Stał gdzieś zupełnie na uboczu, oparty o stary, suchy pień rozłożystego drzewa, wcale na nich nie patrząc. Niewiele mógł zresztą zobaczyć; kontur postaci, która stała przed jego nową koleżanką, dla Dong'a był raczej niewyraźny i rozmazany, jakby ten widok zarezerwowany był tylko i wyłącznie dla jej szafirowych oczu.
Podobnie z jego tonem; dla NamGiego głos Kai'a mieszał się w ciche szumy, uciekając gdzieś z podmuchami wiatru, w końcu ginąc między skrzypnięciami starych pni. Słyszał tylko Ateę, ale nie skupiał się na jej słowach.To była tylko i wyłącznie ich rozmowa.
Dając im prywatność, której najprawdopodobniej potrzebowali przez czas bolesnej rozłąki, NamGi skupił się na sobie. Oparłszy się bolącymi, jeszcze przez wojaczki z Roweną, plecami o stare drzewo, zamknął przygaśnięte, ciemne oczy, oddychając miarowo. Zdecydowanie nie czuł się dobrze; z każdą minutą słabł coraz bardziej, a bladość jego skóry wydawała mu się w jakiś sposób nienaturalna. Przemknęło mu przez myśl, że wszystko to zawdzięcza ogólnemu osłabieniu, złemu samopoczuciu, obrażeniom z Mrocznej Dzielnicy i nagminnym brakiem słońca.
Nie dało się ukryć, że mrok w tym miejscu był wyjątkowo dokuczliwy, zwłaszcza, dla jego promiennej natury.
Ale jeszcze miał trochę siły.A przede wszystkim trochę nadziei, że jeszcze przyjdzie im się stąd wydostać — miał przecież jeszcze sporo niedokończonych spraw, a Atea nowe życie przed sobą. NamGi był pewien, że jeszcze ułoży sobie ścieżkę sercową; może nie dziś i może nie jutro, ale z czasem, kiedy rany się zabliźnią, ruszy dalej. Jeśli tylko będzie dane im się stąd wydostać. Łapiąc się ostatków ciepła, potarł o siebie zziębnięte dłonie i wsunął je do kieszeni grubej bluzy, zerkając pokątnie na Ateę, która wydawała się już stać sama w zupełnej ciszy. Dong dostąpił do niej, stając tuż przy jej ramieniu, by położyć na nim dłoń, kierując twarz w jej stronę. I choć bez promiennego uśmiechu, i bez radosnego tonu, skinął głową i wykrztusił z siebie :
— Jeszcze wszystko będzie dobrze — jego głos w połowie zdania przełamał się w niewyraźny, pełen współczucia szept, a chwilę później już nawet na nią nie patrzył. Zerkał tylko w miejsce w którym przed chwilą stał Kai.
— Tak długo jak nosisz go w sercu, zawsze będzie obok — lekko skrzywił usta w coś, co powinno przypominać uśmiech i westchnął.
Raczej nie był najlepszym pocieszycielem.
— Ludzie których raz się pokochało, zostają z nami na zawsze — i kiedy miał ją już objąć, zobaczył, kątem oka, postać biegnącą w ich stronę. I kiedy przyjrzał się bardziej, mógłby przysiąc, że gdzieś już widział tego chłopaka o pokrętnie mrocznej urodzie.
I chociaż nie wyglądał na zbyt żywego, był pewien, że kojarzy go raczej z okolic akademii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz