Mgła zabieliła jego widzenie. Jak przez tony wody przebijał się do niego cichy głos, zbyt nierealny by żywiołak uznał go za coś więcej niż kolejny z kakofonii głosów jakie go dręczyły. Nie czuł otoczenia, nie wiedział czy pływa czy siedzi. Wisiał pomiędzy realnością a żywiołem, nieważki, niewrażliwy na wszelkie bodźce. Dźwięki, głosy odbijały się echem zewsząd, nie do wytrzymania, rozdzierały jego myśli jeszcze zanim zdołały się ukształtować. Zapadł się w sobie, otoczony koszmarem i wyrzutami sumienia. Dreszcze raz po raz przypominały mu jak zimno było gdy przybył na ten plan istnienia. Nagła głucha cisza, tak odmienna od oszalałych, zduszonych krzyków, wokoło uświadomiła go ile kosztowało tych ludzi przywołanie go. Jak wiele oni dali by wydobyć go z pierwotnej Fali, jak głupio postąpili chcąc coś sobie udowodnić. Jak bardzo chciałby odwrócić czas i przywrócić im życie, by nie popełnili tego błędu znów.
Jego pierwsze godziny były walką o oddech. Leżący na posadzce, gnieciony wszechobecną wodą, która została przywołana wraz z nim, która została magią odkrojona od jego własnego ciała, walczył i uczył się z bólem jak się oddycha. Jego ludzkie płuca paliły, gdy wyrzucał z siebie wodę, tak pieczołowicie trzymaną przez niego w środku. Po czasie zrozumiał, że to właśnie woda go dusi, że nie może oddychać jak wcześniej. Po wykrztuszeniu ostatnich kropli wody, skupił się na otoczeniu. Jakże zimnym, ziejącym śmiertelnym znamieniem otoczeniu, przyozdobione wilgocią i zakrwawionymi plamami wody, którą wtłoczył w środek nowicjuszy rozrywając ich od środka. Jego duch, zbyt potężny dla duszy początkującego kultysty, zatopił go od wewnątrz. Woda będąca jego częścią, jego ciałem, jego jestestwem z bólem oderwana od niego roznosiła na strzępy wszystko co otuliła swoją jedwabną powłoką. Woda, która teraz dusiła jego samego.
Nie wiedział ile czasu trwał w tym koszmarnym więzieniu. Nie wiedział czy to co słyszy jest prawdziwe, czy to co widzi jest realnością czy kłamstwem. Czy to co czuje to rzeczywiście jest jasny, ciepły dotyk czy... Światło, które zaczęło sięgać przez głębiny, do niego zaczęło nabierać sił. Uniósł umęczone spojrzenie na rosnące światło, które zdawało się nieść ze sobą spokój, delikatne ciepło oraz znany mu głos..
Słodki dźwięk rozbrzmiewał w jego myślach, przebijał i wzmacniał w cieczy otaczającej czas. Lekko rozchylił usta, chcąc coś odpowiedzieć, dać znać, że słyszy, że jest, że dalej istnieje, lecz nic nie mógł z siebie wydobyć. Jego otwarte usta były niezdolne do wydania dźwięku w otaczającej go cieczy.
Chciał się wydostać. Chciał wyjść, iść ku światłu, ku powierzchni, ku błogiemu dźwiękowi, obietnicy wydostania się na powierzchnię. Chciał wziąć oddech.
Czuł delikatny ruch powietrza na swojej twarzy oraz gładki puch przyklejający się do swojego ciała. Jego oczy odzyskiwały kolor, woda wtoczyła się do źrenic i tęczówek pozwalając mu widzieć.. Widzieć piękne, gorejące spojrzenie jasnych, niebiańskich oczu. Przez długą chwilę nie wiedział czy to co widział było prawdziwe. Mrugnął parokrotnie obolałymi oczami by pozbyć się pieczenia wysuszonych oczu i by upewnić się w tym co widzi. A widział.. Kobietę o skórze głębinowych kirinów, o mądrych, iskrzących oczach jasnych jak wody z raf koralowych. Widział kobietę, której troska odbijała się w jego własnych oczach, tak blisko niej był. Czuł ją, jej ciepło, jej delikatnie muskający skórę oddech, jej skórę, która przywoływała go do siebie, jej potężne skrzydła, emanowały siłą mimo delikatności jaką się z nim obchodziły. Gdyby się odsunął, z wielką niechęcią odrywając się od twarzy Ferii i rozchylił usta nie do końca wiedziałby co mógłby powiedzieć. Poruszył się, delikatnie opierając swoje czoło o jej, spojrzenie zmęczone koszmarami życia i snu, teraz pełne wdzięczności i mieszaniny bolesnego smutku zatrzymało się na jej ustach, niezdolne do spojrzenia w oczy kobiecie, która wyciągnęła go z jego największych mar, jego najgorszego wstydu i popełnionego czynu. Miał zachrypnięte gardło gdy próbował wydobyć z siebie dźwięk. Chciał się wytłumaczyć, chciał wykrzyczeć, że to był wypadek, że nie chciał tego, że robił co tylko mógł by to zatrzymać. Bał się, że będzie patrzyła na niego tak jak inni. Bał się, że będzie go potępiała za to co zrobił. Chciał by ta jedna osoba wiedziała, że nie był potworem. Chciał by chociaż jedna osoba nie patrzyła na niego jak inni, którzy znali tą część jego historii. Jego głos drżał, cichy jak przypływ na łagodnej plaży. Chciał jej powiedzieć wszystko, ale gdy tylko zdobył się by podnieść swoje spojrzenie, by wejrzeć w jej cudownie niebiańskie oczy...
Nie wiedział co mówi jego spojrzenie, ale czując jej usta własnymi, jedyne o czym był wstanie pomyśleć, to tylko, że jej usta smakują niczym raj.
Jego pierwsze godziny były walką o oddech. Leżący na posadzce, gnieciony wszechobecną wodą, która została przywołana wraz z nim, która została magią odkrojona od jego własnego ciała, walczył i uczył się z bólem jak się oddycha. Jego ludzkie płuca paliły, gdy wyrzucał z siebie wodę, tak pieczołowicie trzymaną przez niego w środku. Po czasie zrozumiał, że to właśnie woda go dusi, że nie może oddychać jak wcześniej. Po wykrztuszeniu ostatnich kropli wody, skupił się na otoczeniu. Jakże zimnym, ziejącym śmiertelnym znamieniem otoczeniu, przyozdobione wilgocią i zakrwawionymi plamami wody, którą wtłoczył w środek nowicjuszy rozrywając ich od środka. Jego duch, zbyt potężny dla duszy początkującego kultysty, zatopił go od wewnątrz. Woda będąca jego częścią, jego ciałem, jego jestestwem z bólem oderwana od niego roznosiła na strzępy wszystko co otuliła swoją jedwabną powłoką. Woda, która teraz dusiła jego samego.
Nie wiedział ile czasu trwał w tym koszmarnym więzieniu. Nie wiedział czy to co słyszy jest prawdziwe, czy to co widzi jest realnością czy kłamstwem. Czy to co czuje to rzeczywiście jest jasny, ciepły dotyk czy... Światło, które zaczęło sięgać przez głębiny, do niego zaczęło nabierać sił. Uniósł umęczone spojrzenie na rosnące światło, które zdawało się nieść ze sobą spokój, delikatne ciepło oraz znany mu głos..
Już Ci nic nie grozi
Słodki dźwięk rozbrzmiewał w jego myślach, przebijał i wzmacniał w cieczy otaczającej czas. Lekko rozchylił usta, chcąc coś odpowiedzieć, dać znać, że słyszy, że jest, że dalej istnieje, lecz nic nie mógł z siebie wydobyć. Jego otwarte usta były niezdolne do wydania dźwięku w otaczającej go cieczy.
Na'venn, proszę
Chciał się wydostać. Chciał wyjść, iść ku światłu, ku powierzchni, ku błogiemu dźwiękowi, obietnicy wydostania się na powierzchnię. Chciał wziąć oddech.
Czuł delikatny ruch powietrza na swojej twarzy oraz gładki puch przyklejający się do swojego ciała. Jego oczy odzyskiwały kolor, woda wtoczyła się do źrenic i tęczówek pozwalając mu widzieć.. Widzieć piękne, gorejące spojrzenie jasnych, niebiańskich oczu. Przez długą chwilę nie wiedział czy to co widział było prawdziwe. Mrugnął parokrotnie obolałymi oczami by pozbyć się pieczenia wysuszonych oczu i by upewnić się w tym co widzi. A widział.. Kobietę o skórze głębinowych kirinów, o mądrych, iskrzących oczach jasnych jak wody z raf koralowych. Widział kobietę, której troska odbijała się w jego własnych oczach, tak blisko niej był. Czuł ją, jej ciepło, jej delikatnie muskający skórę oddech, jej skórę, która przywoływała go do siebie, jej potężne skrzydła, emanowały siłą mimo delikatności jaką się z nim obchodziły. Gdyby się odsunął, z wielką niechęcią odrywając się od twarzy Ferii i rozchylił usta nie do końca wiedziałby co mógłby powiedzieć. Poruszył się, delikatnie opierając swoje czoło o jej, spojrzenie zmęczone koszmarami życia i snu, teraz pełne wdzięczności i mieszaniny bolesnego smutku zatrzymało się na jej ustach, niezdolne do spojrzenia w oczy kobiecie, która wyciągnęła go z jego największych mar, jego najgorszego wstydu i popełnionego czynu. Miał zachrypnięte gardło gdy próbował wydobyć z siebie dźwięk. Chciał się wytłumaczyć, chciał wykrzyczeć, że to był wypadek, że nie chciał tego, że robił co tylko mógł by to zatrzymać. Bał się, że będzie patrzyła na niego tak jak inni. Bał się, że będzie go potępiała za to co zrobił. Chciał by ta jedna osoba wiedziała, że nie był potworem. Chciał by chociaż jedna osoba nie patrzyła na niego jak inni, którzy znali tą część jego historii. Jego głos drżał, cichy jak przypływ na łagodnej plaży. Chciał jej powiedzieć wszystko, ale gdy tylko zdobył się by podnieść swoje spojrzenie, by wejrzeć w jej cudownie niebiańskie oczy...
Nie wiedział co mówi jego spojrzenie, ale czując jej usta własnymi, jedyne o czym był wstanie pomyśleć, to tylko, że jej usta smakują niczym raj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz