Pochłaniając końcówkę twardego, włóknistego mięsa, wciąż z głową skierowaną ku niebu opuścił wzrok na samice, która wydawała się być zła na całe otoczenie za to, że po prostu było. Poruszył językiem by wciągnąć do środka ostatni kęs wystający poza jego ustami i mocno zacisnął zęby by go zmiażdżyć. Obroża, którą nosił od czasu przybycia do akademii była nienaturalnie chłodna na jego ciele. Uniósł dłoń do niej jakby chcąc ją poprawić, ale w połowie zrezygnował.
- Mój Pan. - Potrząsnął w zwierzęcym geście głową wprawiając w ruch już i tak potargane ciemne włosy. Runy na kamieniu przytwierdzonym do skórzanego paska zaiskrzyły drobnymi, błękitnymi opiłkami.
- Bym mógł nosić ten.. - Spojrzał na swoje ciało, wątłe, żylaste, choć nawet silne i stabilne, bardziej ludzkie niż sam by chciał. - .. kształt. Bycie sobą jest mało praktyczne wśród humanoidów. - Skylos zacisnął zęby mocniej przypominając sobie jeden z pierwszych razów gdy wymykał się na powierzchnię, dla próby, by zobaczyć jak tam jest. Był ciekawskim szczenięciem.
- Gdy ludzie widzą coś innego od nich uciekają, gdy widzi wojsko - atakują. Gdy coś jeszcze zaczyna mówić stają się bardziej przerażeni niż wcześniej, nawet jeśli chce się tylko poznać kierunek, zapytać jak nazywają dany obiekt, jak zrozumieć ich działania. Wszyscy są tacy sami. Atakują zanim pomyślą, robią zanim zrozumieją czyjeś intencje. Boją się gdy zobaczą zęby, bez znaczenia czy gryzą czy nie. - Obnażył zęby z niskim warknięciem, odsłaniając zwierzęce kły, które mogą sprawić dużo bólu gdyby tylko tego zechciał. Nie zauważył jak pojedyncze krople deszczu oraz naelektryzowane powietrze zwiastują nadchodzącą burze. Wspomnienia braku zrozumienia go zawsze wytrącały z równowagi. Nie robi się nic bez powodu, nie powinno. To niesprawiedliwe wobec każdej ze stron. - Ciągle się boją, nie rozumieją lub nie chcą rozumieć, trzeba ukryć swoje możliwości, imię, pochodzenie. Nie można zrobić nic by być sobą i jednocześnie zadowolić innych. Nie warto być kimś innym dla spokoju, samemu się oszaleje, ale.. - Jego głos złagodniał. Przechylił głowę tak by móc zerknąć na obroże na krawędzi swojego pola widzenia. Chłód obroży był niepokojący, ale wbrew pozorom bardzo przyjemny. Przypominał mu dla kogo ją nosi, dlaczego ją dzierży każdego dnia mimo ogarniającej go chęci by zerwać ją z szyi i rzucić daleko od siebie.
- Są osoby, dla których warto jest się pomęczyć. Zdobyć coś by być lepszym, silniejszym i wrócić do bycia sobą. Lepszą wersją siebie. - Nie zapomniał o swoim celu, choć wplątał się w życie akademii. Nie zapomniał o tym, że w podziemiach tego świata czeka na niego cały, jego własny, świat.
Nieco spokojniejszy zmarszczył brwi. Dawno tyle nie mówił i aż zaczął się zastanawiać czy nie powiedział za dużo. Nie schodząc z linii wiatru sięgnął po kolejny kawał mięsa i w milczeniu zaczął go skubać zębami. Z pół wystającym ochłapem z ust odwrócił wzrok na ciemne chmury, w chwili gdy grzmoty przypomniały mu o starszym bracie Hadesa. Warknął na rozpływające się po niebie światło piorunów, nie jak pies którym był pod skórą. Warknął jak stworzenie, które na zawsze będzie już nienawidziło burz i tego co ze sobą niosą.
- Mój Pan. - Potrząsnął w zwierzęcym geście głową wprawiając w ruch już i tak potargane ciemne włosy. Runy na kamieniu przytwierdzonym do skórzanego paska zaiskrzyły drobnymi, błękitnymi opiłkami.
- Bym mógł nosić ten.. - Spojrzał na swoje ciało, wątłe, żylaste, choć nawet silne i stabilne, bardziej ludzkie niż sam by chciał. - .. kształt. Bycie sobą jest mało praktyczne wśród humanoidów. - Skylos zacisnął zęby mocniej przypominając sobie jeden z pierwszych razów gdy wymykał się na powierzchnię, dla próby, by zobaczyć jak tam jest. Był ciekawskim szczenięciem.
- Gdy ludzie widzą coś innego od nich uciekają, gdy widzi wojsko - atakują. Gdy coś jeszcze zaczyna mówić stają się bardziej przerażeni niż wcześniej, nawet jeśli chce się tylko poznać kierunek, zapytać jak nazywają dany obiekt, jak zrozumieć ich działania. Wszyscy są tacy sami. Atakują zanim pomyślą, robią zanim zrozumieją czyjeś intencje. Boją się gdy zobaczą zęby, bez znaczenia czy gryzą czy nie. - Obnażył zęby z niskim warknięciem, odsłaniając zwierzęce kły, które mogą sprawić dużo bólu gdyby tylko tego zechciał. Nie zauważył jak pojedyncze krople deszczu oraz naelektryzowane powietrze zwiastują nadchodzącą burze. Wspomnienia braku zrozumienia go zawsze wytrącały z równowagi. Nie robi się nic bez powodu, nie powinno. To niesprawiedliwe wobec każdej ze stron. - Ciągle się boją, nie rozumieją lub nie chcą rozumieć, trzeba ukryć swoje możliwości, imię, pochodzenie. Nie można zrobić nic by być sobą i jednocześnie zadowolić innych. Nie warto być kimś innym dla spokoju, samemu się oszaleje, ale.. - Jego głos złagodniał. Przechylił głowę tak by móc zerknąć na obroże na krawędzi swojego pola widzenia. Chłód obroży był niepokojący, ale wbrew pozorom bardzo przyjemny. Przypominał mu dla kogo ją nosi, dlaczego ją dzierży każdego dnia mimo ogarniającej go chęci by zerwać ją z szyi i rzucić daleko od siebie.
- Są osoby, dla których warto jest się pomęczyć. Zdobyć coś by być lepszym, silniejszym i wrócić do bycia sobą. Lepszą wersją siebie. - Nie zapomniał o swoim celu, choć wplątał się w życie akademii. Nie zapomniał o tym, że w podziemiach tego świata czeka na niego cały, jego własny, świat.
Nieco spokojniejszy zmarszczył brwi. Dawno tyle nie mówił i aż zaczął się zastanawiać czy nie powiedział za dużo. Nie schodząc z linii wiatru sięgnął po kolejny kawał mięsa i w milczeniu zaczął go skubać zębami. Z pół wystającym ochłapem z ust odwrócił wzrok na ciemne chmury, w chwili gdy grzmoty przypomniały mu o starszym bracie Hadesa. Warknął na rozpływające się po niebie światło piorunów, nie jak pies którym był pod skórą. Warknął jak stworzenie, które na zawsze będzie już nienawidziło burz i tego co ze sobą niosą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz