Na ustach uśmiech,
a w sercu ból…
to jedna z
najtrudniejszych życiowych ról…
Za oknem bardzo
mocno prószył śnieg i zdawać by się mogło, że każdy wolał siedzieć w domu przy
kominku. Były jednak osoby, dla których taka pogoda była najlepsza.
Przemierzając kolejne kilometry swojego rewiru, czarny wilk z radością wpadał
łapami w zaspy. Z zamkniętymi oczami rozkoszował się wiatrem, który smagał go
po ciepłym nosie, biegnąć ile sił. Podmuchy, kiedy uderzały o drzewa, wydawały
bardzo ciche dźwięki, które mogły słyszeć tylko zwierzęta z wyczulonym słuchem.
Zwierzęta takie jak wilk… Tracąc poczucie czasu i nie zwracając uwagi na to,
jak długą trasę już pokonał, niemal nie przekroczył granicy. W ostatniej chwili
jego ojciec zablokował mu drogę, warcząc ostrzegawczo. Nie chciał wojny, a tak
by się skończyła lekkomyślność jego nastoletniego syna. Młody zatrzymał się
natychmiast, ale wcale nie dlatego, że pojawił się jego ojciec. Wyczuł coś, a
raczej kogoś. Chciał biec dalej, ale nie mógł wyminąć silniejszego wilka.
Stojąc w miejscu przebierał nogami, wąchając. Jego uszy nakierowały się na
przestrzeń rozciągającą się przed nim, ale będącą już terenem innego stada.
Źrenice mu się powiększyły…
- Mamo, nie
przesadzaj… - młoda dziewczyna z uśmiechem przyglądała się radosnej matce,
kiedy rozczesywała jej włosy. Kobieta od lat czekała na moment, w którym jej
córka dojrzeje do związania. Planowała to od kiedy sama była na jej miejscu.
Dzień, w którym związała się ze swoim mężem był najszczęśliwszym dniem w jej
dziewiczym życiu. Wiedziała, że Atea równie mocno go przeżyje, bo też była
wrażliwa.
- Musisz wyglądać
idealnie przy wyborze… - nastolatka wcale nie była tak pozytywnie nastawiona.
Ukrywała to, ale bardzo mocno się stresowała tym, że z nikim się nie zwiąże.
Często widywała się z członkami stada i nigdy niczego przy nikim nie czuła.
Starała się oszukać matkę za uśmiechami, ale wiedziała, że nie była w stanie.
Była jej wdzięczna, że nie poruszała tematu, chociaż czuła, że ją strasznie
martwił.
- Mamo…
- Nawet tak nie
myśl! – upomniała ją kobieta, wręczając do rąk białą kokardę. – Gotowe –
złapała córkę pod ramię i wyciągnęła z pokoju. W salonie już czekali wszyscy
członkowie stada, nadal jako ludzie i każdy zniecierpliwiony. Wszyscy w wieku
zbliżonym do Atei stali z przodu, czekając na pojawienie się wilczycy. Samic
rodziło się zdecydowanie mniej niż samców, dlatego kiedy tylko Atea przyszła na
świat, kuzyni i bracia jej ojca będącymi głowami swoich rodów dali znać, że na
pewno pojawią się na związaniu ze swoimi synami. Każdy chciał zostać wybrany,
ale kobieta przyglądając się im nie była w stanie wybrać. Żaden z nich nie
wzbudził jej zainteresowania. Czuła, że ich zawiodła, mimo że i oni do niej
niczego nie poczuli. Presja ze strony starszych wilków była nie do zniesienia,
wręcz naskoczyli na ojca Atei, że jak to nie doszło do związania. Młoda
dziewczyna nawet zamknięta w pokoju po niepowodzeniu słyszała awantury. Starała
się zakryć uszy, ale niewiele to pomagało. Mężczyźni mieli donośne głosy.
- Może się
przejdziemy? – matka dziewczyny nie odstępowała jej na krok, zaniepokojona tym,
że się na nią rzucą. Była gotowa stanąć w jej obronie w przypadku ataku ze
strony rodziny. – Może to pomoże…
- … wybrać? –
spytała wyraźnie zdenerwowana nastolatka. – Myślisz, że nie chcę tego? –
podniosła głos, chociaż nigdy tego nie robiła. Niemniej wystarczyło, że
zobaczyła dezaprobatę w spojrzeniu matki i od razu się uspokoiła. - … spróbujmy…
- spuściła wzrok, wiedząc że to nic nie da. Czuła, że wśród tych mężczyzn nie
było żadnego młodzieńca dla niej.
Kobiety
zarzuciły kurtki na ramiona i wyszły, pozostawiając rozdrażnionych mężczyzn
samych. Wciąż się kłócili, jak rozwiązać ten konflikt, jak ją zmusić do
związania się z którymś z kuzynów. Poinformowały, że wrócą za jakiś czas, ale
kiedy tylko wyszły z domu, Atea poczuła że to zajmie więcej niż zakładały.
Poczuła coś, bardzo niewyraźnie i z bardzo daleka. Stanęła, a jej źrenice się
powiększyły.
- Mamo… -
powiedziała drżącym głosem, czując jak jej ciało domaga się zmiany, którą
musiała w sobie zdusić. Mocno zacisnęła dłonie w pięści pazury wbijając sobie w
ich wnętrze aż do krwi.
- Nie, Atea… Nie
możesz… - zwróciła córce uwagę, czując jak panika obejmuje jej ciało. Przecież
wszyscy członkowie ich rodziny byli w domu, oczekiwali związania. Czemu jej
córka wyczuła to z zupełnie innej strony?
- Mamo… -
nastolatka odezwała się niemal błagalnym tonem, przebierając nogami w miejscu.
Łapami byłoby łatwiej, ale nie mogła. Najpierw włosy…
W oczach jej
matki widać było rozterkę. Kobieta nie wiedziała co zrobić w tej sytuacji. To
się nigdy nie zdarzyło w ich rodzinie. Obcy nigdy nie dołączał do watahy i
wiedziała, że jej mężowi się to nie spodoba. Pamiętała jednak to uczucie, kiedy
go zobaczyła.
- Podążaj za mną…
- westchnęła zrezygnowana, przemieniając się w wilczycę. Jej córka jak
zaczarowana podążyła za nią, wiedząc że jej pomoże.
Żadna z nich nie
wiedziała jak długo biegły, ale w końcu dotarły do… granicy. A po jej drugiej
stronie stały dwa wilki, czarny i szary, niemal siwy. Widać było, że jeden był
młody, więc drugi musiał być jego ojcem. To uczucie w ciele Atei tylko się
zwiększyło, kiedy zobaczyła czarnego. Stanęła jak zaczarowana, a jej serce
niemal się wyrywało pod jego łapy. Jej oddech przyspieszył, a gorąc zmusił do
zrzucenia kurtki. Była gotowa przejść na drugą stronę, chociaż wiedziała, że
tym wywoła wojnę, ale nie mogła.
- Atea! – jej ojciec
pojawił się nagle, warcząc zaciekle. Był wściekły, zarówno na córkę jak i na
żonę za oddalenie się od domu w takiej sytuacji. Dezaprobata przyćmiła kobiety
tak, że starsza spuściła łeb w geście posłuszeństwa i przeprosin. – Wracamy do
domu!
- Tato… - czarny
wilk chciał się zbliżyć. Kiedy tylko ją dostrzegł, wszystko inne zniknęło. Była
tylko ona, słyszał bicie jej serca, słyszał oddech, który dał mu znać, że też
to poczuła. Był gotowy podjąć ryzyko i wszcząć wojnę, ale jego ojciec mu nie
pozwolił. Niemal rzucił się na niego, wgryzając w szyję. Jednak młodzieniec,
jakby tego nie poczuł, słysząc tylko spanikowany i drżący głos kobiety. – Nie! –
przerażona niemal rzuciła się na drugą stronę i tylko chwyt taty ją
powstrzymał. Złapał ją za nadgarstek i zacisnął palce na tyle mocno, że
skrzywiła się z bólu.
- Już! – ryknął i
pociągnął córkę z powrotem do domu, mając w sobie tyle siły, że jej wyrywanie
się nie robiło na niej wrażenia. Płakała…
… tak jak teraz.
Słyszała Kaia, ale nie widziała go. Szukała z każdej strony, biegła ile sił w
nogach, niemal na oślep przemierzając korytarze, ale był tylko oddalający się
głos. Zgubiła się, ale to się dla niej nie liczyło. Myśl, że mogła go odzyskać
była paraliżująca i odbierała jej zdrowy rozsądek. Do tego stopnia, ale w końcu
zrozpaczona tym, że go straciła, zatrzymała się w jakimś starym gabinecie. A
zaraz za nią wbiegł do środka NamGi, wzrokiem niemal nakazując jej powrót.
Zrezygnowana zamierzała to zrobić, ale coś przykuło jej uwagę. Poczuła podmuch,
jakby wiatru. Tylko, że byli w pomieszczeniu z zaryglowanym oknem.
Zaintrygowana zaczęła więc krążyć po wnętrzu, szukając miejsca, gdzie wiało
najbardziej i znalazła, przy biblioteczce.
- No chyba
żartujecie… - spojrzała na książki wyraźnie czując, że jedna z nich wręcz
cuchnęła. Dochodziło od niej tyle zapachów, że zaciekawiona chciała ją
wyciągnąć i chociaż spojrzeć na tytuł, którego przez zakurzoną krawędź nie
można było na niej dostrzec. Wystarczyło, że pociągnęła tomem lekko w dół, a
coś strzeliło i biblioteczka przed nią się odsunęła, ujawniając tajemnicze
schody. – Myślisz, że znajdziemy tam szkielety rytualnie przyczepione do ścian?
– zapytała, robiąc krok w tamtą stronę. Nawet granica rewirów nie potrafiła jej
powstrzymać przed przejściem, więc i tym razem nie miała zamiaru się
zatrzymywać ze strachu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz