By
Tyna
|
22:10
|
Rowena sama była wilkołakiem, czyli prawie psem, ale nie miała pojęcia o tym, że psowate potrafią się śmiać. Trzy wielkie łby chichotały nad jej głową i w sumie nie była pewna, co jest gorsze: ten dziwaczny dźwięk, który wydawały, czy może gruba warstwa śliny znajdująca się w jej włosach, na twarzy, szyi, koszuli i kilka strużek ściekających pod materiałem w stronę brzucha.
Dziewczyna sięgnęła dłonią po swój niedaleko leżący plecak. Otworzyła go i wyciągnęła biały, wyszywany złotą nitką na brzegach, puchaty ręcznik, którym wytarła sobie twarz. Niestety, musiała się tym zadowolić, zanim poprosi o swój pokój i weźmie prysznic. Położyła go obok siebie, na ziemi (ostatecznie - i tak nadawał się teraz tylko do prania). Nie chciała wrzucać śmierdzącego psią śliną ręcznika do plecaka, który towarzyszył jej w wielu przygodach. Nie zasługiwał na to.
Cerber podsunął jej pod nos swoją obrożę, a ta spojrzała na niego zaciekawiona.
Oczywiście, że przyjęła wyzwanie. Czy mogłoby być inaczej?
Sięgnęła po nią. Rowena zacisnęła zęby, próbując ją podnieść. Ozdoba ważyła cholernie dużo, a ona nie należała do najsilniejszych osób, niestety. Zresztą, było to po dziewczynie doskonale widać i nikogo nie powinno to dziwić. Cerber nie wyglądał na zaskoczonego tym faktem. Drwił z niej? Nie, raczej nie. Tak jej się przynajmniej wydawało.
W końcu udało jej się ogromną ozdobę złapać i podnieść na wystarczającą wysokość, żeby założyć nowemu znajomemu, jeszcze przed chwilą niedoszłej ofierze przemocy wewnątrzszkolnej, który szarpnął się na bardzo miły gest i nawet się położył, by ułatwić jej sprawę.
Zamknięcie obroży trzasnęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz