By
Tyna
|
16:09
|
Rowena weszła na dziedziniec.
Była wściekła jak cholera.
Jeszcze tydzień wcześniej uczyła się trzymać ster, co szło jej całkiem nieźle, patrzyła na bezkresne morze, studiowała mapy i gwiazdy. O dziwo, sprawiało jej to ogromną radość. A teraz? Musiała przebywać w takim miejscu. Wśród smrodu nastolatków, ich głosów i irytującego sposobu bycia czuła irytację i rozdrażnienie potęgowane przez złość na rodzinę.
Dobrze, że chociaż pozwolili wybrać jej klasę, do której chce się zapisać.
Celowo spóźniła się na apel rozpoczynający rok szkolny, żeby pokazać rodzicom raz jeszcze, jak bardzo jej wszystko nie odpowiada. Oni w ramach wdzięczności nawet jej tam nie odwieźli, tylko polecili zrobić to komuś ze służby.
Cóż, przynajmniej nie narobią jej wstydu.
Rowena rozejrzała się dookoła siebie, podciągając rękawy koszuli (swoją drogą, była ona dla niej o wiele za duża) do łokci, odkrywając liczne zadrapania na przedramionach. Westchnęła cicho, dziękując w duchu za to, że chociaż nie musiała się odstawiać tak jak jej rodzina i nosić z dumą rodzinnego herbu. Wolała ukrywać swoje pochodzenie, bo w takim miejscu jak to nie było jej do niczego potrzebne. I tak miała zamiar zwiać, więc co to za różnica?
Jednak w tamtym momencie chciała się wyładować, przestać tłumić w sobie złość, a najlepiej komuś porządnie przyłożyć.
Wzięła głęboki oddech, chłonąc w ten sposób zapachy z całego dziedzińca. Wyczuła woń psa i krwiopijcy.
Zaczynało się wręcz zajebiście.
Poprawiła plecak na ramieniu i śmiałym krokiem podeszła do jednego z uczniaków, który leżał niedaleko niej. Jego psia postać była niezwykle interesująca. Głównie przez te trzy głowy, które jak dotąd miała okazję oglądać tylko w książkach przynoszonych jej przez nauczycieli w rodzinnej rezydencji. Ustała obok niego (tak właściwie - trochę za blisko, przez co mogła poczuć, że pies śmierdzi tak samo jak jeden z jej braci po wielogodzinnych lekcjach szermierki), po czym poszukała wzrokiem tego wampira, którego wyczuła przed chwilą. Miała zamiar przyciągnąć go samym spojrzeniem, bo miała pewność, że on też ją wyczuł. Cóż, wilkołaki i wampiry są na siebie aż nazbyt wyczulone.
– Co tam, piesku? – odezwała się, nadal nie patrząc na trzygłowego psa. – Lubisz aportować?
Rowena rzuciła wyzwania. Liczyła na to, że zostaną przyjęte.
Była wściekła jak cholera.
Jeszcze tydzień wcześniej uczyła się trzymać ster, co szło jej całkiem nieźle, patrzyła na bezkresne morze, studiowała mapy i gwiazdy. O dziwo, sprawiało jej to ogromną radość. A teraz? Musiała przebywać w takim miejscu. Wśród smrodu nastolatków, ich głosów i irytującego sposobu bycia czuła irytację i rozdrażnienie potęgowane przez złość na rodzinę.
Dobrze, że chociaż pozwolili wybrać jej klasę, do której chce się zapisać.
Celowo spóźniła się na apel rozpoczynający rok szkolny, żeby pokazać rodzicom raz jeszcze, jak bardzo jej wszystko nie odpowiada. Oni w ramach wdzięczności nawet jej tam nie odwieźli, tylko polecili zrobić to komuś ze służby.
Cóż, przynajmniej nie narobią jej wstydu.
Rowena rozejrzała się dookoła siebie, podciągając rękawy koszuli (swoją drogą, była ona dla niej o wiele za duża) do łokci, odkrywając liczne zadrapania na przedramionach. Westchnęła cicho, dziękując w duchu za to, że chociaż nie musiała się odstawiać tak jak jej rodzina i nosić z dumą rodzinnego herbu. Wolała ukrywać swoje pochodzenie, bo w takim miejscu jak to nie było jej do niczego potrzebne. I tak miała zamiar zwiać, więc co to za różnica?
Jednak w tamtym momencie chciała się wyładować, przestać tłumić w sobie złość, a najlepiej komuś porządnie przyłożyć.
Wzięła głęboki oddech, chłonąc w ten sposób zapachy z całego dziedzińca. Wyczuła woń psa i krwiopijcy.
Zaczynało się wręcz zajebiście.
Poprawiła plecak na ramieniu i śmiałym krokiem podeszła do jednego z uczniaków, który leżał niedaleko niej. Jego psia postać była niezwykle interesująca. Głównie przez te trzy głowy, które jak dotąd miała okazję oglądać tylko w książkach przynoszonych jej przez nauczycieli w rodzinnej rezydencji. Ustała obok niego (tak właściwie - trochę za blisko, przez co mogła poczuć, że pies śmierdzi tak samo jak jeden z jej braci po wielogodzinnych lekcjach szermierki), po czym poszukała wzrokiem tego wampira, którego wyczuła przed chwilą. Miała zamiar przyciągnąć go samym spojrzeniem, bo miała pewność, że on też ją wyczuł. Cóż, wilkołaki i wampiry są na siebie aż nazbyt wyczulone.
– Co tam, piesku? – odezwała się, nadal nie patrząc na trzygłowego psa. – Lubisz aportować?
Rowena rzuciła wyzwania. Liczyła na to, że zostaną przyjęte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz