Sytuacja, która zaistniała pomiędzy Edith a tą "rozmowną" blondynką, była dla Gideona niezrozumiałym i gargantuicznym konfliktem o finiszu szybszym niż mrugnięcie oka. Ubel, co prawda, była nienormalna, ale Anvill nigdy nie oskarżyłby jej o tak nieuzasadnioną i ogromną agresję. Znał ją wprawdzie krótko, ale w duecie ich chaotycznej paczki, to zawsze on był tym, który dokuczał i gnębił, a ona, z kolei, zapadła mu w pamięć jako nierozgarnięta wariatka z nieco psychopatycznym, ale szczerym uśmiechem.
Jednak, z sympatii którą do niej żywił, prędko usprawiedliwił tę frustracją, która musiała narodzić się po dwumiesięcznych wakacjach spędzonych z nielubianą rodziną. I chociaż chciał wierzyć, że to już nigdy się nie powtórzy, bo ponowny wybryk oznaczałby odebranie jej mocy, gdzieś w głębi swojego niebijącego już serca czuł, że ta sianowłosa dziewczyna jest już martwa.
Edith nie odpuszcza.
- Dobrze, że żaden nauczyciel tego nie widział - skwitował w kierunku Ubel, posyłając jej krzywy i gorzki uśmiech, wiedząc, że powinien się ulotnić zanim rózowowłosa wybuchnie furią i zniszczy fontannę mocą swojego gniewu. Może Gideon się jej nie bał, ale miał w sobie przeświadczenie, które przypominało mu, że Chaos zawsze wygra z tak młodym wampirem, jakim był.
- Ja spadam, zanim jakiś nauczyciel się doczepi o tę aferę. Albo zanim ta młoda nakabluje. Tobie też radzę się gdzieś schować, bo oboje będziemy mieli przypał u dyrektorki - rzucił prędko, nim odwrócił się i wszedł do akademii, zsuwając z rozmierzwionych włosów kaptur.
Na tym świecie była tylko jedna, jedyna osoba, której Gideon szczerze się bał. Nawet jeśli otaczały go przerośnięte psy z trzema łbami, nasterydowane wilkołaki czy inne, przeróżne i zmutowane hybrydy, które wbiłyby go w ziemię w sekundę, Gideon miał w sobie cień lęku przed syreną.
Aquata Pullos była kimś, kogo imię umiejętnie wysyłało do kręgosłupa Anvilla tysiące nieprzyjemnych dreszczy. Dodatkowo, przy niej, jego niespokojna, rozwydrzona dusza, stawała się potulniejsza niż owca.
Bał się przede wszystkim władzy, którą miała w swoich oślizgłych płetwach i tego, że w jeden dzień mogłaby go wyrzucić z akademii. Dlatego Gideon nie lubił wielkich scen i widowisk bojowych. Konflikty załatwiał w cieniu, z daleka od gapiów, a uczniów gnębił tak, by żaden nauczyciel tego nie zobaczył. I choć plotek było mnóstwo, nikt nie potrafił mu nic udowodnić twardymi dowodami. Z tego powodu wampirowi nie na rękę była ta wielka bójka pomiędzy Edith i tą małą, latającą blondynką.
Każdy mógłby ją przecież zobaczyć i przypisać udział w niej Gideonowi, a dyrektorka przecież nie uwierzyłaby jego usprawiedliwieniom.
Westchnął ciężko i zdecydowanym ruchem wsadził kluczyk do zamka swoich drzwi. Przekręcił i ... Blokada. Spróbował jeszcze raz, niemal szarpiąc się z drzwiami, do póki w końcu nie szarpnął klamki. Drzwi, mimo jego zdziwienia puściły, chociaż sam Anvill przysiągłby, że zostawił je zamknięte. Zawsze to robił.
Wślizgnął się więc do pokoju niepewnie, od razu potykając się o plecak, pozostawiony na podłodze.
- Kuurwa - jęknął, próbując odzyskać równowagę. Niefortunnie jednak wpadł na łóżko jego odeszłego już lokatora lądując w ...
Czyiś nogach?
Prędko podniósł się do pionu i z szeroko otwartymi oczami, spojrzał na śpiącą w najlepsze blondynkę, której widok znał już aż za dobrze.
- Kurwa! - warknął tym razem wyraźniej, choć nie ze złości, a zwyczajnego zdziwienia.
- Co - ty - tutaj - robisz - wycedził ostrożnie każde słowo, rozglądając się po pokoju, czy przypadkiem nie przyszło jej do głowy nic ukraść. Nie miał wiele, więc szybkim rzutem oka stwierdził, że niczego nie brakuje.
- Idę korytarzem, jesteś tam. Siedzę na dziedzińcu, gapisz się na mnie. Wchodzę do mojego pokoju, śpisz w moim łóżku. Co jest z tobą nie tak? - warknął kompletnie sfrustrowany i zagubiony, nie bardzo wiedząc, co kłębiło się w głowie tej małej świruski.
- Czego ty ode mnie chcesz, hę?
Jednak, z sympatii którą do niej żywił, prędko usprawiedliwił tę frustracją, która musiała narodzić się po dwumiesięcznych wakacjach spędzonych z nielubianą rodziną. I chociaż chciał wierzyć, że to już nigdy się nie powtórzy, bo ponowny wybryk oznaczałby odebranie jej mocy, gdzieś w głębi swojego niebijącego już serca czuł, że ta sianowłosa dziewczyna jest już martwa.
Edith nie odpuszcza.
- Dobrze, że żaden nauczyciel tego nie widział - skwitował w kierunku Ubel, posyłając jej krzywy i gorzki uśmiech, wiedząc, że powinien się ulotnić zanim rózowowłosa wybuchnie furią i zniszczy fontannę mocą swojego gniewu. Może Gideon się jej nie bał, ale miał w sobie przeświadczenie, które przypominało mu, że Chaos zawsze wygra z tak młodym wampirem, jakim był.
- Ja spadam, zanim jakiś nauczyciel się doczepi o tę aferę. Albo zanim ta młoda nakabluje. Tobie też radzę się gdzieś schować, bo oboje będziemy mieli przypał u dyrektorki - rzucił prędko, nim odwrócił się i wszedł do akademii, zsuwając z rozmierzwionych włosów kaptur.
Na tym świecie była tylko jedna, jedyna osoba, której Gideon szczerze się bał. Nawet jeśli otaczały go przerośnięte psy z trzema łbami, nasterydowane wilkołaki czy inne, przeróżne i zmutowane hybrydy, które wbiłyby go w ziemię w sekundę, Gideon miał w sobie cień lęku przed syreną.
Aquata Pullos była kimś, kogo imię umiejętnie wysyłało do kręgosłupa Anvilla tysiące nieprzyjemnych dreszczy. Dodatkowo, przy niej, jego niespokojna, rozwydrzona dusza, stawała się potulniejsza niż owca.
Bał się przede wszystkim władzy, którą miała w swoich oślizgłych płetwach i tego, że w jeden dzień mogłaby go wyrzucić z akademii. Dlatego Gideon nie lubił wielkich scen i widowisk bojowych. Konflikty załatwiał w cieniu, z daleka od gapiów, a uczniów gnębił tak, by żaden nauczyciel tego nie zobaczył. I choć plotek było mnóstwo, nikt nie potrafił mu nic udowodnić twardymi dowodami. Z tego powodu wampirowi nie na rękę była ta wielka bójka pomiędzy Edith i tą małą, latającą blondynką.
Każdy mógłby ją przecież zobaczyć i przypisać udział w niej Gideonowi, a dyrektorka przecież nie uwierzyłaby jego usprawiedliwieniom.
Westchnął ciężko i zdecydowanym ruchem wsadził kluczyk do zamka swoich drzwi. Przekręcił i ... Blokada. Spróbował jeszcze raz, niemal szarpiąc się z drzwiami, do póki w końcu nie szarpnął klamki. Drzwi, mimo jego zdziwienia puściły, chociaż sam Anvill przysiągłby, że zostawił je zamknięte. Zawsze to robił.
Wślizgnął się więc do pokoju niepewnie, od razu potykając się o plecak, pozostawiony na podłodze.
- Kuurwa - jęknął, próbując odzyskać równowagę. Niefortunnie jednak wpadł na łóżko jego odeszłego już lokatora lądując w ...
Czyiś nogach?
Prędko podniósł się do pionu i z szeroko otwartymi oczami, spojrzał na śpiącą w najlepsze blondynkę, której widok znał już aż za dobrze.
- Kurwa! - warknął tym razem wyraźniej, choć nie ze złości, a zwyczajnego zdziwienia.
- Co - ty - tutaj - robisz - wycedził ostrożnie każde słowo, rozglądając się po pokoju, czy przypadkiem nie przyszło jej do głowy nic ukraść. Nie miał wiele, więc szybkim rzutem oka stwierdził, że niczego nie brakuje.
- Idę korytarzem, jesteś tam. Siedzę na dziedzińcu, gapisz się na mnie. Wchodzę do mojego pokoju, śpisz w moim łóżku. Co jest z tobą nie tak? - warknął kompletnie sfrustrowany i zagubiony, nie bardzo wiedząc, co kłębiło się w głowie tej małej świruski.
- Czego ty ode mnie chcesz, hę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz