Gideon patrzył na dziewczynę wyczekującym spojrzeniem, czując jak atmosfera między nimi niezręcznie gęstnieje. I choć oczekiwał spójnej, prostej i szybkiej odpowiedzi, bo blondynka sama w sobie wydawała się być przecież rozgarnięta, w przeciwieństwie do większości uczniów akademii, otrzymał tylko zdumione, zaskoczone oczy świdrujące jego posturę na wskroś i ciszę.
Kiedy już otwierał usta, by przywołać ją z odmętów rozmyślań, upominając się wtórnie o odpowiedź, między nich wtrącił się przesadnie sympatyczny, męski głos, którego ton poprowadził wzrok Anvilla w stronę barczystego mężczyzny, który ni stąd ni zowąd, stanął koło niego. Dziura wakacyjnego relaksu wypaliła w jego pamięci małą lukę, ale był prawie pewien, że kojarzył tego gościa.
- Przyspieszone? Mh. Za mało powiedziane. Ten wielkich rozmiarów Łosoś obrobił się z apelem w nie więcej niż cztery minuty - mruknął głębokim, ochrypłym głosem, przewracając oczyma w geście bezradnego poirytowania. Czasami Gid miał wrażenie, że dyrektorka celowo robiła mu pod górkę, żeby tylko mogła przywołać go do swojego gabinetu, obsypując moralnymi monologami.
" I znów będzie się czepiać ".
Jednak kiedy młody wampir, usłyszał swoje imię, uniósł jedną brew ku górze, skanując niebieskowłosego chłopaka zdystansowanym i pełnym nieufności spojrzeniem, wsuwając pobladłe dłonie do kieszeni fabrycznie starganych jeansów.
- Nie, raczej już sobie poradzę. Znamy się? - zapytał w końcu, odstępując krok od nich obojga, by móc spojrzeć na nich dokładniej, zapisując w pamięci niemal każdy detal ich wyglądu. Coś mu podpowiadało, że ich drogi mogą się jeszcze skrzyżować.
- Chyba chodziliśmy razem na zajęcia w tamtym roku, nie? - zaproponował w zadumie, będąc przekonanym, że kojarzy tego przesłodzonego sympatią człowieka ze szkolnej ławki. Musiało w tym przecież być, bo on, jak nikt dookoła, z tą cała swoją cukrową osobowością i świdrującymi szczęściem oczyma, wydawał mu się aż nadto znajomy.
Kiedy jednak jego uszu dobiegł ton pani dyrektor, rozmawiającej nieopodal z jednym z najprawdopodobniej nowych uczniów, zesztywniał w obawie o surowy głos przywołujący jego imię, patrząc jednako na tajemniczego mężczyznę i tą blondynkę, z którą prawie udało mu się zamienić choćby jedno słowo.
- Okej. Chyba na mnie pora. Widzimy się, cześć - wymruczał, w wyjątkowo serdecznym, jak na niego, tonie, klepiąc zaznajomionego mężczyznę po ramieniu w "geście męskiego pożegnania" , osuwając się prędko z ich towarzystwa, by skręcić w najbliższym rozwidleniu w prawo, zmierzając w stronę wyjścia na szkolny dziedziniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz