Uśmiechnąłem się
szeroko. Nie sądziłem, że chłopak przyjmie zaproszenie.
- Naprawdę? To się cieszę! - Byłem szczerze zaskoczony, ale i bardzo zadowolony. Zdążyłem poczuć do Billiego sympatię, jest nieśmiały ale widać, że ukrywa w sobie naprawdę duże pokłady uśmiechu i empatii. Strach może stłumić co najlepsze w innych, cieszyłem się, gdy zaczął opuszczać gardę przy mnie. Nie można wiecznie być spiętym jak błony na płetwach, to nie zdrowe!
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na naleśniki. Te miękkie koralowate ruloniki są przealgowe! - Ciągle odnosiłem wrażenie, że uczniowie boją się nauczycieli i wszelkich kontaktów z nimi. Z tego co zdążyłem się wywodzić to ławica pedagogiczna nie jest taka straszna.. Poza rekinim medykiem. Bladolicy skutecznie mnie przekonał by nie zbliżać się do medyka. Na samą myśl dostałem dreszczy, ale odgoniłem je szybko. Myśl o czymś przyjemnym, naleśniki, naleśniczki, naleśniczkanie, naleś.. Chwila, naleśnik. Na-leśniku? Te zwinięte cuda są tworzone na leśnikach?!
- Mam pytanie, jestem pewien, że będziesz znał odpowiedź. Czy na... - Byłem w szoku swojego odkrycia i już chciałem podpytać Billiego o prawdę w tym względzie gdy w końcu dotarliśmy do wyjścia z budynku akademii. Meduza się ekscytowała jak nigdy, a chłopak wyglądał jakby się rozluźnił i przestał obawiać mnie i mojej małej towarzyszki. Mały wodny stworek dał radę się wyrwać z moich dłoni i zaczął sunąć w stronę drzwi wyjściowych, ale nagle się zatrzymał i zawrócił, ostatecznie chowając się w moich włosach. Co jakiś czas tylko czułem jak zerka zza grubszych pasm moich włosów. Gdy skierowałem swoje spojrzenie w miejsce od którego cnidaria uciekała zobaczyłem rogatą dziewczynę. Wyglądała na przyjazną, lecz coś w jej aparycji powodowało gęsią skórkę na karku.. Cóż, nie osądza się ryby po łuskach. Uśmiechnąłem się i skłoniłem lekko głowę, korzystając z faktu, że włosy mi się zsunęły na oczy zerknąłem dyskretnie na bladolicego. Wyglądał na spłoszonego.. Przytulona do mojego karku meduza także.
- Dzień dobry. Widzę humory dziś dopływają wszystkim, miło to widzieć tak z samego rana! - Wykorzystując całe pokłady swojego tajnego postępowania - poza nauczyciela woooaaaaaa! - uśmiechnąłem się jak tylko to nauczyciele potrafią, gdy rozmawiają z uczniami śpiesząc się na konkretne piętro w konkretnym skrzydle na konkretną radę pedagogiczną lub konkretny dyżur. Skierowałem się do Billiego tonem wykładowcy, który wie jaki chce osiągnąć przebieg całego wykładu.
- W porządku, mamy jakieś dwadzieścia minut na poranny spacer, potem śniadanie i ostatnia szansa by powtórzyć sobie co mniej więcej się działo przed przerwą świąteczną. Następnie.. Niech się dzieje wola Fali, z nią się nigdy nie cofali. - Uśmiechem skwitowałem podmorskie powiedzenie i postawiłem płet.. Nie, to nie to. Postawiłem stopę - tak, stopę! - na kolejnym kawałku podłogi, lecz drogę zagrodziło mi rogate stworzenie. Nieco mniej rogate od dziewczyny, ale wciąż imponująco obdarzone kopytne stworzenie. Meduza kurczowo chwyciła jedno pasmo moich włosów sprawiając, że jej strach zmienił jego kolor na niemal całkiem biały.
- Hej.. - Zacząłem powoli kojącym, ciepłym głosem i uniosłem dłoń do malutkiej cnidarii. - .. Nie bój się, nic ci się nie stanie. Już, już.. Idziemy, zaraz będziemy na śniegu, wiesz..? - Spojrzałem przepraszająco na dziewczynę i skinąłem jej na pożegnanie wyplątując wodne stworzonko z włosów delikatnie podczas omijania kopytnego rogacza. Zerknąłem na bladolicego zachęcając go spojrzeniem do ruszenia w przód, meduza jedno parzydełko wyciągnęła w jego stronę jak gdyby chciała go ze sobą pociągnąć. Ruszyliśmy w stronę wyjścia, otwierając drzwi na powiew świeżego, mroźnego powietrza.
- Naprawdę? To się cieszę! - Byłem szczerze zaskoczony, ale i bardzo zadowolony. Zdążyłem poczuć do Billiego sympatię, jest nieśmiały ale widać, że ukrywa w sobie naprawdę duże pokłady uśmiechu i empatii. Strach może stłumić co najlepsze w innych, cieszyłem się, gdy zaczął opuszczać gardę przy mnie. Nie można wiecznie być spiętym jak błony na płetwach, to nie zdrowe!
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na naleśniki. Te miękkie koralowate ruloniki są przealgowe! - Ciągle odnosiłem wrażenie, że uczniowie boją się nauczycieli i wszelkich kontaktów z nimi. Z tego co zdążyłem się wywodzić to ławica pedagogiczna nie jest taka straszna.. Poza rekinim medykiem. Bladolicy skutecznie mnie przekonał by nie zbliżać się do medyka. Na samą myśl dostałem dreszczy, ale odgoniłem je szybko. Myśl o czymś przyjemnym, naleśniki, naleśniczki, naleśniczkanie, naleś.. Chwila, naleśnik. Na-leśniku? Te zwinięte cuda są tworzone na leśnikach?!
- Mam pytanie, jestem pewien, że będziesz znał odpowiedź. Czy na... - Byłem w szoku swojego odkrycia i już chciałem podpytać Billiego o prawdę w tym względzie gdy w końcu dotarliśmy do wyjścia z budynku akademii. Meduza się ekscytowała jak nigdy, a chłopak wyglądał jakby się rozluźnił i przestał obawiać mnie i mojej małej towarzyszki. Mały wodny stworek dał radę się wyrwać z moich dłoni i zaczął sunąć w stronę drzwi wyjściowych, ale nagle się zatrzymał i zawrócił, ostatecznie chowając się w moich włosach. Co jakiś czas tylko czułem jak zerka zza grubszych pasm moich włosów. Gdy skierowałem swoje spojrzenie w miejsce od którego cnidaria uciekała zobaczyłem rogatą dziewczynę. Wyglądała na przyjazną, lecz coś w jej aparycji powodowało gęsią skórkę na karku.. Cóż, nie osądza się ryby po łuskach. Uśmiechnąłem się i skłoniłem lekko głowę, korzystając z faktu, że włosy mi się zsunęły na oczy zerknąłem dyskretnie na bladolicego. Wyglądał na spłoszonego.. Przytulona do mojego karku meduza także.
- Dzień dobry. Widzę humory dziś dopływają wszystkim, miło to widzieć tak z samego rana! - Wykorzystując całe pokłady swojego tajnego postępowania - poza nauczyciela woooaaaaaa! - uśmiechnąłem się jak tylko to nauczyciele potrafią, gdy rozmawiają z uczniami śpiesząc się na konkretne piętro w konkretnym skrzydle na konkretną radę pedagogiczną lub konkretny dyżur. Skierowałem się do Billiego tonem wykładowcy, który wie jaki chce osiągnąć przebieg całego wykładu.
- W porządku, mamy jakieś dwadzieścia minut na poranny spacer, potem śniadanie i ostatnia szansa by powtórzyć sobie co mniej więcej się działo przed przerwą świąteczną. Następnie.. Niech się dzieje wola Fali, z nią się nigdy nie cofali. - Uśmiechem skwitowałem podmorskie powiedzenie i postawiłem płet.. Nie, to nie to. Postawiłem stopę - tak, stopę! - na kolejnym kawałku podłogi, lecz drogę zagrodziło mi rogate stworzenie. Nieco mniej rogate od dziewczyny, ale wciąż imponująco obdarzone kopytne stworzenie. Meduza kurczowo chwyciła jedno pasmo moich włosów sprawiając, że jej strach zmienił jego kolor na niemal całkiem biały.
- Hej.. - Zacząłem powoli kojącym, ciepłym głosem i uniosłem dłoń do malutkiej cnidarii. - .. Nie bój się, nic ci się nie stanie. Już, już.. Idziemy, zaraz będziemy na śniegu, wiesz..? - Spojrzałem przepraszająco na dziewczynę i skinąłem jej na pożegnanie wyplątując wodne stworzonko z włosów delikatnie podczas omijania kopytnego rogacza. Zerknąłem na bladolicego zachęcając go spojrzeniem do ruszenia w przód, meduza jedno parzydełko wyciągnęła w jego stronę jak gdyby chciała go ze sobą pociągnąć. Ruszyliśmy w stronę wyjścia, otwierając drzwi na powiew świeżego, mroźnego powietrza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz