Gideon zaczął się dziwić, że Rozen jeszcze tutaj stoi. Statystycznie, ludzie wytrzymują w jego towarzystwie dwie i pół minuty a potem, z prędkością światła i tłumaczeniem sześciolatka, znajdują sobie najbardziej oczywistą wymówkę świata, znikając w tłumie przeciętnych nastolatków. Lubił ludzi, którzy wychodzili poza schemat. Nie mógł jej rozgryźć, ale w sumie nawet nie próbował. Docenił po cichu fakt, że pozwoliła ich rozmowie się rozwinąć, nawet jeśli nie było między nimi prawdziwych emocji. Wszystko zdawało się być tak kurtuazyjne, że aż nieprawdopodobne. Anvill nie był ułożonym studentem. Czemu jeszcze nie zaklną? Czemu nie wybuchnął agresją i niezadowoleniem?
— Nie, nie rozumiem. Ja z reguły nie mam żadnych przejawów — wzruszył ramionami. Nie miał litości. Dokuczanie innym traktował jako urozmaicanie swojego czasu. W tej budzie nic nigdy się nie działo, więc lubił się od czasu do czasu narazić nauczycielom swoim pyskatym obejściem i rzucaniem się do uczniów. Wtedy przynajmniej jego życie nie było tak prostoliniowe. Krótko mówiąc był dwulicowy.
Wychowywał się bez rodziców w jednej z najniebezpieczniejszych okolic całej wyspy, nigdy nie podejrzewał, że mógłby wyrosnąć na kogoś wartościowego i koleżeńskiego. Dobrze myślał. Dorósł i stał się cieniem prześladowcy wszystkich kluch Nook of Wolves. Nie lubił słabości. Nie lubił nieporadności. Miał w sobie dziwną manię tępienia tych cech, mimo, że wewnętrznie najprawdopodobniej ma stabilność piórka na wietrze.
Wychowywał się bez rodziców w jednej z najniebezpieczniejszych okolic całej wyspy, nigdy nie podejrzewał, że mógłby wyrosnąć na kogoś wartościowego i koleżeńskiego. Dobrze myślał. Dorósł i stał się cieniem prześladowcy wszystkich kluch Nook of Wolves. Nie lubił słabości. Nie lubił nieporadności. Miał w sobie dziwną manię tępienia tych cech, mimo, że wewnętrznie najprawdopodobniej ma stabilność piórka na wietrze.
— Ktoś cię obiegł, z tak chamskim pomysłem? Więc skoro to nie ja, ani nie ty, to może ten Eskimos ode mnie z roku? Jest jakiś dziwny, tak cichy. Trochę psychopata. Jak sądzisz? — zagaił, rozglądając się za wychudzoną, marną sylwetką. Nie potrafił opisać swojej niechęci do niego, ale zwyczajnie nie potrafił znieść tego białego pacana. Był taki wycofany, mruczał coś pod nosem, do nikogo się w zasadzie zbyt aktywnie nie odzywał. Przynajmniej z tego co zarejestrował Gid. Ciemnowłosy też zresztą nie wie co to integracja. To cud, że ma jakichkolwiek znajomych.
— W każdym razie, w końcu coś się tutaj dzieje. Ostatnio były takie akcje, jak jeszcze uczęszczała tutaj Semper. Pamiętasz? — trudno było zakwalifikować te czas akademii jako ,,rozkwit", ale był to ubaw. Ciągłe niszczenie uczelni, dzikie zwierzęta w jej wnętrzu. Było to kilka lat wstecz, jak wampir dopiero zaczynał swoją przygodę tutaj. Nie umiał korzystać z uroków takich sytuacji, więc wspomina je z lekkim wycofaniem. W każdym razie było fenomenalnie. Zboczeniec - Śmierć, jako nauczyciel, nawiedzona laska i dyrektor psychopata. Odejście Scotta Shawna było nagłe i spektakularne. Zniknął, a słuch po nim zaginął. Oddał szkołę prowadzoną nazwiskiem Shawn'ów od pokoleń, pod skrzydła - a raczej ogon - psychodelicznej syreny, z manią ostrych kar i dyscypliny.
— Stara. Ja nawet telefonu nie mam. Naprawdę podejrzewasz mnie o takie technologiczne zajawki? Prędzej nauczę się do sprawdzianu z Alchemii, niż ogarnę, jak zakłada się bloga — bawiła go myśl, że mógłby wymyślać plotki na temat uczniów. Nie potrafił spamiętać nawet imion koleżanek i kolegów ze swojej klasy, więc jak miałby pisać te plotki? To musiał być ktoś z pamięcią słonia. W każdym razie, nie on. Miał zbyt nudne życie, żeby urozmaicać sobie je w taki sposób. Wolałby raczej kogoś pobić, niż wypisywać plotki.
— Puszczaj — mruknął, uderzając ją otwartą dłonią po łapach, wyrywając się z brodatego uchwytu. — Zgaduję, że ty też nie jesteś taka gładka— odgryzł się z przekąsem, krzyżując ręce na piersi. Uśmiechnął się złośliwie, mierząc ją wyczekującym spojrzeniem. — Chyba, że jeszcze nie dopadło cię dojrzewanie, Horan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz