Nieco przerażał go fakt, iż przeszedł tak długą drogę i jeszcze z nikim się nie zderzył. Coś całkiem nowego!
Czyżby dzisiaj jednak miał swój szczęśliwy dzień? Czyżby chęć samodestrukcji przy wstawaniu było tylko przejściowe?
Czasami nie potrafił po prostu zrozumieć swych i uczuć innych osób. Mimo, iż był wrażliwym chłopakiem i bardzo uczuciowym. Duża empatia nie była jego dobrą stroną, często nie rozumiał, czuł się zagubiony. Nie chciał jednak pokazywać jaki to bezbronny jest. Przyjął, więc ciekawą taktykę, która szła mu nawet dobrze.
Nie zrozumiałe, pełne chaosu uczucia i myśli ukrywał pod grubą warstwą wrednej, egoistycznie myślącej osoby. Ten, który robił mu źle, dostawał to samo. Wyrównywał strony praktycznie zawsze.
Ty robisz źle mi, ja zrobię źle tobie. Tak, więc często ranił słowami i niektórymi czynami. Miał wyrzuty sumienia po nocach...zwłaszcza kiedy myślał, jaka była by reakcja Tori na to jak wiedzie swoje życie towarzyskie. Czy zranił by i ją? Nie chciał sobie tego wyobrażać ale niestety tak już bywa, że wyobraźnia i tak robi nam na złość.
Na całe szczęście owe myśli nie targały nim w tym momencie. Kontrolę nad jego umysłem przejęła euforia, szczęście, że tak dobrze mu idzie.Cieszył się chyba trochę za szybko...
Był to właściwie moment, kiedy stracił ostrożność i stało się. Zderzył się z kimś. Na dodatek typem osoby, która wręcz wyglądała jak większość tych, których tak rozpaczliwie pragnął omijać.
Uderzył idealnie w klatkę mężczyzny swoją biedną, białą niczym od pudru twarzą.
Przez moment właściwie to analizował co się właśnie stało? Dotknął odruchowo nosa. Złamany? Raczej nie. Jednak po górnej wardze zaczęła spływać leniwie gruba stróżka szkarłatu.
Spojrzał na mężczyznę wzrokiem jak by uwidział jeden z swoich najgorszych, skrytych koszmarów.
- Nie szkodzi...- wydukał jakimś cudem.
Natychmiast też wytarł stróżkę krwi do rękawa i spuścił luźno ręce aby jedynie dyndały bezużytecznie przy jego biodrach.
- Chyba wszystko w porządku, dziękuję...-mruknął i zerknął na mężczyznę. Nie wydawało się aby owy koleś miał zamiar mieć do niego w tym momencie pretensje. Właściwie...on był...miły? Tak był miły. Miły olbrzym. Poruszył rękami aby skrzyżować je na klatce piersiowej. Robił to praktycznie zawsze. Owy ruch, sprawiał, że gdy czuł się skołowany, tak jak by chronił w ramionach samego siebie.
Mężczyzna wyglądał mu na starszego, nie ryzykując więc, stwierdził szybko w myślach, iż ,,Pan'' będzie tutaj najodpowiednie.
- A Pan...?
Czyżby dzisiaj jednak miał swój szczęśliwy dzień? Czyżby chęć samodestrukcji przy wstawaniu było tylko przejściowe?
Czasami nie potrafił po prostu zrozumieć swych i uczuć innych osób. Mimo, iż był wrażliwym chłopakiem i bardzo uczuciowym. Duża empatia nie była jego dobrą stroną, często nie rozumiał, czuł się zagubiony. Nie chciał jednak pokazywać jaki to bezbronny jest. Przyjął, więc ciekawą taktykę, która szła mu nawet dobrze.
Nie zrozumiałe, pełne chaosu uczucia i myśli ukrywał pod grubą warstwą wrednej, egoistycznie myślącej osoby. Ten, który robił mu źle, dostawał to samo. Wyrównywał strony praktycznie zawsze.
Ty robisz źle mi, ja zrobię źle tobie. Tak, więc często ranił słowami i niektórymi czynami. Miał wyrzuty sumienia po nocach...zwłaszcza kiedy myślał, jaka była by reakcja Tori na to jak wiedzie swoje życie towarzyskie. Czy zranił by i ją? Nie chciał sobie tego wyobrażać ale niestety tak już bywa, że wyobraźnia i tak robi nam na złość.
Na całe szczęście owe myśli nie targały nim w tym momencie. Kontrolę nad jego umysłem przejęła euforia, szczęście, że tak dobrze mu idzie.Cieszył się chyba trochę za szybko...
Był to właściwie moment, kiedy stracił ostrożność i stało się. Zderzył się z kimś. Na dodatek typem osoby, która wręcz wyglądała jak większość tych, których tak rozpaczliwie pragnął omijać.
Uderzył idealnie w klatkę mężczyzny swoją biedną, białą niczym od pudru twarzą.
Przez moment właściwie to analizował co się właśnie stało? Dotknął odruchowo nosa. Złamany? Raczej nie. Jednak po górnej wardze zaczęła spływać leniwie gruba stróżka szkarłatu.
Spojrzał na mężczyznę wzrokiem jak by uwidział jeden z swoich najgorszych, skrytych koszmarów.
- Nie szkodzi...- wydukał jakimś cudem.
Natychmiast też wytarł stróżkę krwi do rękawa i spuścił luźno ręce aby jedynie dyndały bezużytecznie przy jego biodrach.
- Chyba wszystko w porządku, dziękuję...-mruknął i zerknął na mężczyznę. Nie wydawało się aby owy koleś miał zamiar mieć do niego w tym momencie pretensje. Właściwie...on był...miły? Tak był miły. Miły olbrzym. Poruszył rękami aby skrzyżować je na klatce piersiowej. Robił to praktycznie zawsze. Owy ruch, sprawiał, że gdy czuł się skołowany, tak jak by chronił w ramionach samego siebie.
Mężczyzna wyglądał mu na starszego, nie ryzykując więc, stwierdził szybko w myślach, iż ,,Pan'' będzie tutaj najodpowiednie.
- A Pan...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz