Mężczyzna nonszalanckim krokiem starannie wypastowanych butów przeciął pokój aż do drzwi frontowych, przekręcając je wprawnym gestem na klucz. Nie chciał, żeby ktokolwiek mógł przeszkodzić mu . . . A w zasadzie nim. Zdrowy rozsądek cicho podpowiadał, że mieli dużo do wyjaśnienia. W końcu, na miłość wszystkiego w co wierzył, ona zmartwychwstała. Nawet jako Upadły Anioł, nie wierzył w to co widział.
- Widać, że zdążyłaś mieć już duże pojęcie o tym, co robi Scott. Nie spieszyłaś się chyba, żeby do mnie przyjść, co? - nawet nie krył się ze swoją zazdrością. To nie była już ta romantyczna kwestia. Zwyczajnie, czuł się pokrzywdzony jako jej przyjaciel, którym chyba był, prawda? Dzisiaj miał wątpliwość, jak nigdy. Scotta nie było od. . . Chryste, długa. Wtedy pewnie przykuśtykała do niego panna Pevency, więc raczej nie myślała za wiele o Jeffrey'u, ani o jego krzywdzie i wewnętrznego spochmurnienia. Zawsze był dla niej ,,tym drugim". Co on sobie właściwie wyobrażał? Że kiedykolwiek będą razem? Litości. Naiwniak. Nigdy przecież nie będzie tak wysoki jak Shawn, albo tak dobrze zbudowany, ani tak gburowaty jak on. Czyli nigdy też nie będzie w guście Natashy, jest za bardzo Scott-owaty. Zmądrzał. W końcu, trochę mu to zajęło, ale zmądrzał. Nigdy nie miał u niej zbyt wiele szans, nawet gdyby Pan Shawn nigdy nie stanął na drodze byłej psycholog. Teraz miał Nicole. Może jeszcze się nie zakochał, nie znali się zbyt długo, ale jedno jest pewne, stracił dla niej głowę. A dla Natashy zaufanie. Do Scott'a zresztą też.
- Nikt nie mówił, że to źle - Jeffrey mimo wszystko cieszył się, że Pevency jakimś cudem przeżyła gardłową masakrę. Przynajmniej mógł być o nią spokojny, nawet jeśli między nimi nigdy nie będzie ani związku, ani przyjaźni.
- To ... To dobrze - mruknął w końcu postanawiając się poddać. W końcu, ona dla niego jest przyjaciółką, on dla niej może być zerem. Z tą myślą, bez ceregieli podszedł do niej, przytulając mocno, na powitanie i pojednanie. Nie chciał konfliktu, po prostu go to bolało, bo dotarło do niego, że ma nie mniej i nie więcej niż jedną osobę, której może zaiwerzyć a ona. . . Cóż, aktualnie pewnie umiera z zazdrości i oburzenia na młodego Waltera.
- Widać, że zdążyłaś mieć już duże pojęcie o tym, co robi Scott. Nie spieszyłaś się chyba, żeby do mnie przyjść, co? - nawet nie krył się ze swoją zazdrością. To nie była już ta romantyczna kwestia. Zwyczajnie, czuł się pokrzywdzony jako jej przyjaciel, którym chyba był, prawda? Dzisiaj miał wątpliwość, jak nigdy. Scotta nie było od. . . Chryste, długa. Wtedy pewnie przykuśtykała do niego panna Pevency, więc raczej nie myślała za wiele o Jeffrey'u, ani o jego krzywdzie i wewnętrznego spochmurnienia. Zawsze był dla niej ,,tym drugim". Co on sobie właściwie wyobrażał? Że kiedykolwiek będą razem? Litości. Naiwniak. Nigdy przecież nie będzie tak wysoki jak Shawn, albo tak dobrze zbudowany, ani tak gburowaty jak on. Czyli nigdy też nie będzie w guście Natashy, jest za bardzo Scott-owaty. Zmądrzał. W końcu, trochę mu to zajęło, ale zmądrzał. Nigdy nie miał u niej zbyt wiele szans, nawet gdyby Pan Shawn nigdy nie stanął na drodze byłej psycholog. Teraz miał Nicole. Może jeszcze się nie zakochał, nie znali się zbyt długo, ale jedno jest pewne, stracił dla niej głowę. A dla Natashy zaufanie. Do Scott'a zresztą też.
- Nikt nie mówił, że to źle - Jeffrey mimo wszystko cieszył się, że Pevency jakimś cudem przeżyła gardłową masakrę. Przynajmniej mógł być o nią spokojny, nawet jeśli między nimi nigdy nie będzie ani związku, ani przyjaźni.
- To ... To dobrze - mruknął w końcu postanawiając się poddać. W końcu, ona dla niego jest przyjaciółką, on dla niej może być zerem. Z tą myślą, bez ceregieli podszedł do niej, przytulając mocno, na powitanie i pojednanie. Nie chciał konfliktu, po prostu go to bolało, bo dotarło do niego, że ma nie mniej i nie więcej niż jedną osobę, której może zaiwerzyć a ona. . . Cóż, aktualnie pewnie umiera z zazdrości i oburzenia na młodego Waltera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz