- Natasha? - wydusiłem w szoku, przysiadając ciężko na krześle. Zabolało,
już za pierwszy dialogiem. Zabolało mnie, jak nigdy wcześniej nie
bolało. To był większy ból niż ugryzienie i wszystkie lania, jakie
zebrałem kiedykolwiek w anielskim życiu. To tak jakby cały ból fizyczny
skumulował się w jedno i uderzył na psychikę. Było inaczej niż
kiedykolwiek. Ból zmieszał się z czystym gniewem, który zaszklił się w
moich oczach. Patrzyłem na nią, patrzyłem w te same, znajome oczy, które
były mi obce. To nie była moja Natasha, ona nie sprowadziłaby na mnie
takiej katuszy, nie pokusiłaby się o taką torturę do mnie. To jakiś
żart, znieważyła mnie, zapomniała. W trakcie kiedy gździła się ze
Scottem, paradując w jego swetrze, przyszła do mnie, jak do ostatniego
osła i... Tyle czasu uaganiałem się za nią jak pies, szukałem w niej
tych samych uczuć. I nie wiem, Jezu, nie wiem, co się stało, że ona
żyła, ale jej ucięty dialog nie brzmiał, jakby miała ochote cokolwiek mi
wyjaśniać. Jakby nic stanęła i po prostu jest. I co, mogłem zrobić?
Krew zawrzała, przelewając się niespokojnie w moich żyłach,
wyswobadzając nerwy z bezpiecznego uścisku. Od tego wszystkiego zabolała
głowa. Znowu Scott był ważniejszy. To już nie była zazdrość, to
zwyczajnie bolało. Widać miała czas na wszystko - na odwiedzenie Shawna,
zadbanie o niego i ubranie się w jego sweter, a ja znowu byłem na
ostatniej pozycji. Nie miałem na to sił, nie wiedziałem nawet co z tym
zrobić.
- Dziękuję Nicole za eskortę - mruknąłem odprowadzając rozburzoną jasnowłosą to drzwi, które opuściła tak gwałtownie jak zima nuklearna. Nie wiedziałem do końca o co chodziło, ale moja męska spostrzegawczość wręcz dusiła, żeby za nią pobiec. Ale, cholera - Natasha, pan Na'veen i ten popieprzony stos papierów. Choćbym chciał, nie mam sposobności cię wyrwać. Nicole musi chwilę zaczekać. Poruszony własną niepewnością, chwyciłem telefon, stukając w nim wprawną i zwięzłą wiadomość ,,Spotkajmy się na wiacie w ogrodach o 10:40" i wysyłając to do nowej psycholożki, liczyłem, na złagodnienie prywatnej sytuacji między nami.
- Tak, miał pan. Proszę mi wybaczyć Panie Evandil, jakby byłby pan miły przyjść za dwa kwadranse. Gwarantuję, że wszystko będzie gotowe. Ach i przepraszam, za rozzuchwaloną dyrekcję - rzuciłem zaraz za młodym mężczyzną, który zachowując klasę i niesamowite wyczucie, opuścił mój gabinet, pozostawiając mnie samego z młodą nieumarłą.
- Jak to się stało, że jesteś tutaj, Nat?
- Dziękuję Nicole za eskortę - mruknąłem odprowadzając rozburzoną jasnowłosą to drzwi, które opuściła tak gwałtownie jak zima nuklearna. Nie wiedziałem do końca o co chodziło, ale moja męska spostrzegawczość wręcz dusiła, żeby za nią pobiec. Ale, cholera - Natasha, pan Na'veen i ten popieprzony stos papierów. Choćbym chciał, nie mam sposobności cię wyrwać. Nicole musi chwilę zaczekać. Poruszony własną niepewnością, chwyciłem telefon, stukając w nim wprawną i zwięzłą wiadomość ,,Spotkajmy się na wiacie w ogrodach o 10:40" i wysyłając to do nowej psycholożki, liczyłem, na złagodnienie prywatnej sytuacji między nami.
- Tak, miał pan. Proszę mi wybaczyć Panie Evandil, jakby byłby pan miły przyjść za dwa kwadranse. Gwarantuję, że wszystko będzie gotowe. Ach i przepraszam, za rozzuchwaloną dyrekcję - rzuciłem zaraz za młodym mężczyzną, który zachowując klasę i niesamowite wyczucie, opuścił mój gabinet, pozostawiając mnie samego z młodą nieumarłą.
- Jak to się stało, że jesteś tutaj, Nat?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz