Atea nawet nie zdawała
sobie sprawy z tego, że bywała zbyt wścibska. Zawsze dopytywała,
nie po to, żeby roznosić plotki i rozpowiadać innym, ale po prostu
po to, żeby poznać drugą osobę. Uwielbiała w rozmowach
nawiązywać do przeszłości, porównywać wydarzenia, życie i
wymieniać się doświadczeniami. Była otwartą i szczerą osobą,
która nie zawsze rozumiała, że inni mogli ją odebrać jako zbyt
wścibską. Nie zawsze docierało do niej, że inne osoby mogły mieć
zupełnie inne podejście i jej pytania, którymi wcale nie chciała
wpływać na nich negatywnie, mogły wprawiać ich w dyskomfort.
Czasami trzeba było powiedzieć do niej prosto z mostu, żeby nie
wciskała nosa w nie swoje sprawy i zazwyczaj wcale nie czuła potem
urazy do danej osoby. Dlatego dopiero szczerość z ust Gideona dały
jej do pomyślenia i tylko kiwnęła głową ze zrozumieniem. Nie
zamierzała na siłę wyciągać z innych informacji, którymi nie
chcieli się podzieli, przynajmniej w przyjacielskiej rozmowie.
Igieł nie znosiła, dlatego kiedy tylko ją zobaczyła, to mocno się wzdrygnęła odruchowo za pierwszym razem zabierając rękę.
-Wybacz... - przygryzła wargę, z powrotem oddając mu rękę, chociaż wcale nie robiła tego z przyjemnością. Po prostu jak coś wbijało jej się w ciało, zwłaszcza kiedy powoli traciła nad sobą panowanie... No cóż, nie lubiła tego po prostu i mimowolnie warknęła, kiedy poczuła zimno z trudem przebijające jej skórę. Pazury jej się wydłużyły, tak samo jak kły, ale zaciskając mocno oczy udało jej się powstrzymać dalszą przemianę, chociaż sprawiło jej to tym razem większą trudność niż zazwyczaj. A potem było tylko gorzej, kiedy poczuła jak antidotum zaczyna przeżerać się przez jej żyły i wypalać truciznę. Z jej gardła wyrwał się już tym razem głośny ryk wilka, a potem zwinęła się w kłębek na posłaniu, czując jak zaczyna drżeć. Musiała jakoś odwrócić swoją własną uwagę od tej koszmarnej sytuacji.
-W mojej rodzinie gen wilków jest przekazywany od pokoleń. Historia mojego rodu sięga aż czasów starożytnych, jeśli nie dalej, chociaż na początku byliśmy szamanami. Wtedy oczywiście nosiliśmy inne nazwisko, ale w pewnym momencie je zmieniliśmy. Nadal w sumie mamy w sobie aktywne geny szamanów – zaczęła, co prawda słabym i drżącym głosem na początku, ale z czasem było jej trochę łatwiej mówić. -Chociaż moja pierwsza przemiana była kiedy byłam jeszcze dzieckiem, to doskonale ją pamiętam. To było okropne, bo co innego jak wysuwają się tylko kły, bez obrazy oczywiście, ale co innego jak twój cały układ kostny się przeobraża. Pierwsza przemiana to było trochę tak, jakby wszystkie kości przebijały mi skórę. Najpierw powoli, próbując przebić się przez zbyt twardy naskórek, a potem coraz szybciej. Jeszcze ten paskudny dźwięk, jakby kości się łamały... - wzdrygnęła się, chociaż ciężko było powiedzieć, czy bardziej przez wspomnienie tej nocy, czy przez walkę organizmu z trucizną. -Teraz moja przemiana trwa raptem kilka sekund, ale wtedy to trwało godziny i było naprawdę ciężkie. Kilka lat trwało zanim się do tego przyzwyczaiłam i mogłam o tym swobodnie mówić.
Igieł nie znosiła, dlatego kiedy tylko ją zobaczyła, to mocno się wzdrygnęła odruchowo za pierwszym razem zabierając rękę.
-Wybacz... - przygryzła wargę, z powrotem oddając mu rękę, chociaż wcale nie robiła tego z przyjemnością. Po prostu jak coś wbijało jej się w ciało, zwłaszcza kiedy powoli traciła nad sobą panowanie... No cóż, nie lubiła tego po prostu i mimowolnie warknęła, kiedy poczuła zimno z trudem przebijające jej skórę. Pazury jej się wydłużyły, tak samo jak kły, ale zaciskając mocno oczy udało jej się powstrzymać dalszą przemianę, chociaż sprawiło jej to tym razem większą trudność niż zazwyczaj. A potem było tylko gorzej, kiedy poczuła jak antidotum zaczyna przeżerać się przez jej żyły i wypalać truciznę. Z jej gardła wyrwał się już tym razem głośny ryk wilka, a potem zwinęła się w kłębek na posłaniu, czując jak zaczyna drżeć. Musiała jakoś odwrócić swoją własną uwagę od tej koszmarnej sytuacji.
-W mojej rodzinie gen wilków jest przekazywany od pokoleń. Historia mojego rodu sięga aż czasów starożytnych, jeśli nie dalej, chociaż na początku byliśmy szamanami. Wtedy oczywiście nosiliśmy inne nazwisko, ale w pewnym momencie je zmieniliśmy. Nadal w sumie mamy w sobie aktywne geny szamanów – zaczęła, co prawda słabym i drżącym głosem na początku, ale z czasem było jej trochę łatwiej mówić. -Chociaż moja pierwsza przemiana była kiedy byłam jeszcze dzieckiem, to doskonale ją pamiętam. To było okropne, bo co innego jak wysuwają się tylko kły, bez obrazy oczywiście, ale co innego jak twój cały układ kostny się przeobraża. Pierwsza przemiana to było trochę tak, jakby wszystkie kości przebijały mi skórę. Najpierw powoli, próbując przebić się przez zbyt twardy naskórek, a potem coraz szybciej. Jeszcze ten paskudny dźwięk, jakby kości się łamały... - wzdrygnęła się, chociaż ciężko było powiedzieć, czy bardziej przez wspomnienie tej nocy, czy przez walkę organizmu z trucizną. -Teraz moja przemiana trwa raptem kilka sekund, ale wtedy to trwało godziny i było naprawdę ciężkie. Kilka lat trwało zanim się do tego przyzwyczaiłam i mogłam o tym swobodnie mówić.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz