NamGi zmarszczył brwi, uśmiechnął się półgębkiem i w końcu lekko potrząsnął głową. Zanim zabrał głos, jeszcze chwilę wpatrywał się w niewzruszoną taflę ciepłej, bursztynowej herbaty, powoli zakleszczając swoje miękkie dłonie dookoła białego, ozdobnego kubka. Kiedyś może odpowiedź na pytanie Jelly sprawiłaby mu problem, ale teraz, z biegiem czasu, kiedy trochę zmądrzał i wydoroślał wiedział, że szukanie Roweny nie miałoby najmniejszego sensu; niedawno zauważył, że rozmowa o niej nie powodowała nieprzyjemnego ścisku tęsknoty i żalu, ani nie sprawiała, że NamGi markotniał. Z biegiem czasu zobojętniał i jedyne co jeszcze czuł do Roweny to sentyment – była przecież jego pierwszą miłością, nawet jeśli miłość sama w sobie okazała się uczuciem banalnie nietrwałym.
Gdyby więc jakimś cudem ją teraz odnalazł albo gdyby ona sama z siebie któregoś dnia znów nagle wtargnęła do jego życia, NamGi nie byłby już w stanie odbudować tego, co dawno popadło w ruinę. Przestał ją kochać i nawet jeśli kiedyś łączyło ich coś "magicznego", dziś jedyny ślad po tych uczuciach znajdował się tylko we wspomnieniach, które z dnia na dzień traciły swoją ostrość.
— Nie, nie szukam jej — odparł w końcu i spokojnie upił łyk cudownie rozgrzewającej, jaskiniowej herbaty. Podobno miała imitować tę pochodzącą z jego stron i choć nie była w połowie aż tak dobra, wciąż zachwycała swoim smakiem i hipnotycznym aromatem.
— Kiedyś próbowałem, ale tylko niepotrzebnie straciłem czas. Nauczyłem się, że nie warto gonić za wolnymi duchami, wiesz jak jest. Zresztą, chyba nawet nie wiedziałbym, co jej powiedzieć — dodał i zadumał sie jeszcze na parę chwil.
Rowenie życzył jak najlepiej, ale wolałby uniknąć ponownego spotkania teraz i kiedykolwiek w przyszłości. Zraniła go i nawet jeśli już dawno o tym wszystkim zapomniał, ponowne ujrzenie dziewczyny, która kiedyś skradła mu serce, na pewno przywiałoby za sobą dawne uczucie goryczy i rozczarowania, które po sobie zostawiła.
— A spokój... Cóż, kiedy w końcu wróciłem do Zhǎozé miałem dużo czasu, żeby go znaleźć i chyba mi się udało — uśmiechnął się ciepło i powoli zaczesał ciemne, niemal czarne, włosy.
— Wiesz, kilka miesięcy spędziłem sam ze starym mnichem, magiem ognia. Był wspaniałym nauczycielem, ale w gruncie rzeczy mało co się odzywał. Kiedy siedzisz sam ze sobą to albo dostajesz świra, albo znajdujesz sens w bezsensie i harmonię w chaosie. Nie ma nic pomiędzy — dodał i spoglądnął w stronę Jelly ze spokojną powagą i kompletnym skupieniem. Był ciekawy, o jakich problemach mogłaby mówić, ale nie zamierzał na nią ani naciskać, ani dopytywać. Stwierdził, że po tylu latach rozłąki nie miał prawa wtrącać się w jej życie z natarczywymi pytaniami.
— Baocheng przebywa teraz w prowincji Hégǔ, jakieś trzy albo cztery dni drogi od Zhǎozé. Mógłbym do niego napisać list, że chciałabyś się spotkać, ale naprawdę nie wiem, czy znalazłby czas. Nigdy nie narzeka, ale chyba trochę przerosły go obowiązki — odparł mętnie i podrapał swój policzek. NamGi na własne życzenie zaryzykował kontakt z bratem na rzecz przygód i teraz nie do końca wiedział, co było u niego słychać, ani jak czuł się w nowej roli.
— A ja nie mógłbym ci pomóc?
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz