Stał w jednym miejscu, pogrążony we własnych myślach, zresztą niezbyt przyjemnych i zapewne stałby nadal, gdyby nie gest jego białowłosego kolegi. Zamrugał oczkami z zaskoczeniem, jakby właśnie ktoś wyrwał go z jakiegoś transu, po czym skierował spojrzenie na twarz Plejadusa. Po jego słowach oraz stosunkowo krótkiej chwili patrzenia się na jego niewyrażającą zbyt wiele emocji twarz pokręcił lekko główką, żeby się otrząsnąć.
- Oh, ja... Przepraszam... - zrezygnował z prób wytłumaczenia się, bo uznał to za nieważne w tym momencie. Na jego twarzy zagościł na ponów delikatny, nieco skruszony uśmiech, a sam ruszył za chłopakiem dopiero wtedy, gdy ten zabrał dłoń z jego głowy, zupełnie jakby nie chciał mu jej niechcący strącić przy wykonaniu jakiegoś ruchu.
Po pewnym czasie drogi przetarł oczy nasadami dłoni, gdyż zaczęły go szczypać zarówno przez wysuszenie, jak i przez wciąż dostający się co jakiś czas do jego oczu piasek. Westchnął ciężko, kiedy i tym razem jakieś drobne ziarenko postanowiło schować się pod jego powieką i jej nie opuszczać. Zdawał sobie sprawę, że przecierając oczy szybciej podrażni sobie skórę wokół nich niż pozbędzie się natrętnego piaseczku, jednak mimo to uparcie próbował jakoś przetrzeć ręką przymrużone oczka. Po pewnej chwili poddał się, załamując ramiona i idąc dalej ze znajomymi, mrużąc przy tym jedno oko, w którym nieprzyjemnie drażniło go drobne, złote ziarenko.
Zatrzymał się na moment, kiedy dostrzegł dość nietypowo poruszający się piasek. Z początku wydawało mu się, że coś mu się pewnie przywidziało, jednak niemal od razu przypomniał sobie, że na tej pustyni dzieją się różne, dziwaczne rzeczy, więc od razu zmarszczył lekko brwi w skupieniu, próbując dostrzec, co zaatakowało ich tym razem. Ku jego własnemu zdziwieniu nie był kompletnie w stanie wskazać kto lub co na nich nacierało, jednak doskonale widział rany powstające na ciałach swoich towarzyszy, z których równie intensywnie zaczęła sączyć się krew w dosyć różniących się od siebie kolorach. Nim zdążył jakkolwiek zareagować czy chociaż chwilkę pomyśleć, zobaczył zbliżającą się w jego stronę jedną z wielu niezbyt kształtnych kreatur, która niemal od razu postanowiła go zaatakować. Zdołał zrobić jedynie drobny krok w lewo, jednak nie umknął dzięki temu piaskowemu stworowi, który zadrapał fragment jego tułowia, prując mu przy tym nieco sweterek.
Skrzywił się przez to, ponownie mrużąc oczy i chwiejąc się trochę, co stworzenie (czy cokolwiek to było) od razu postanowiło wykorzystać. Rzuciło się na jego ramię, jednak tym razem wróżkowy chłopak zdążył odfrunąć nieco dalej, dzięki czemu na moment uniknął spotkania z tą dziwaczną istotą. Ta jednak nie pozwoliła mu się nacieszyć tą chwilą i znowu się zbliżyła, trącając fragment jego rąk skryty pod skórzaną rękawiczką bez palców, której materiał nieco ochronił jego bardzo delikatne jak na młodego mężczyznę dłonie. Miał zamiar odlatywać tak co kawałek, kiedy tylko stworzenie się do niego zbliżało, jednak zapomniał, że miało ono swoich kolegów. Jeden z takowych zbliżył się do wróżki od tyłu, uczepiając się jego skrzydeł, przez co blondwłosy momentalnie się spiął i upadł z powrotem na piasek, co prawda nie z jakiejś ogromnej wysokości, ale wystarczającej by przewrócił się podczas spadanka na kolana. Zaczął się wiercić, nieco tarzając po piasku, byle tylko uniknąć ataków ze strony tych stworów, jednak na próżno: te bawiły się w najlepsze, podpijając krew zarówno McEalairowi jak i jego znajomym.
Z jego ust wydostało się głośniejsze stęknięcie, kiedy w pewnym momencie poczuł nieprzyjemne ukłucie na swojej twarzy, a dokładniej na nosku i fragmencie policzka, gdzie mimo że powstała dosyć płytka rana, to niemal od razu zaczęła z niej wypływać szkarłatna ciecz. Właściwie nieświadomie zaczął trzepotać nerwowo skrzydłami, co nie odstraszyło tych dziwacznych istot, ale pozwoliło mu na sprawniejsze podniesienie się i stanięcie na równych nogach. Uniósł dłoń, żeby przyłożyć ją do tego "zadrapania" na twarzy, ale nim zdążył to zrobić poczuł po raz kolejny tego dnia pociągnięcie za kołnierz i, jak nietrudno się domyślić, od tej samej osoby. Spojrzał na równie poranioną, jeśli nie nawet bardziej, Rowenę i widząc, że ta nie ma zamiaru się zatrzymywać westchnął ciężko w duchu, po czym bez słowa sprzeciwu zmusił swoje nogi do jeszcze większego wysiłku niż wcześniej.
Biegł tak szybko, jak tylko mógł w swoim obecnym stanie, jednak mimo to nie był w stanie dorównać kroku brunetce, a co dopiero ją wyprzedzić. Uciekała od nieprzyjemnych, piaskowych stworzeń niesamowicie szybko, czego Sítheach nie był w stanie w ogóle pojąć; jakim cudem Rowena ze znacznie większą ilością ran na ciele, dźwigająca cały czas swoją zapewne nie najlżejszą strzelbę i będąca równie wyczerpana po ich długim marszu wciąż miała tyle sił, by tak pędzić przed siebie? Blondwłosy zdawał sobie oczywiście sprawę, że zostanie w jednym miejscu i pozwolenie tym stworom na wyssanie całej swojej krwi raczej żadnemu z ich trójki się nie uśmiechało, ale też nie sądził, że brunetka tak bardzo będzie chciała uwolnić się od natrętnych istot i będzie miała na to tyle siły.
Starając się oddychać jak najbardziej równomiernie podczas tego małego sprintu, zerknął na białowłosego, poniekąd by upewnić się, że ten nie pędzi tak szybko jak dziewczyna, ale głównie po to, by sprawdzić czy jego też ten bieg z każdą chwilą coraz bardziej wymęcza, czy może chłopak trzyma się dość dobrze. Ku jego niezadowoleniu, nie do końca był w stanie to dostrzec, gdyż zakręciło mu się w głowie, a obraz przed oczami niemal całkowicie mu się rozmazał. Drgnął nieco, chcąc się przez to zatrzymać, jednak zdał sobie sprawę, że jeśli by to zrobił to prawdopodobnie padłby jak długi na piasek i za szybko by się nie podniósł, a to nie była najlepsza opcja na ten moment. Zwolnił trochę, jednak nie zatrzymał się całkowicie, przy czym pokręcił energicznie głową, chcąc jednocześnie trochę się przez to przebudzić oraz odegnać chociaż na chwilę kręćki w głowie. Spojrzał na Jamesa, marszcząc brwi i nosek, jednak nie ze zdenerwowania, a bardziej w skupieniu, po czym bez słowa wskazał głową na Rowenę daleko przed nimi, po czym ledwie zauważalnie, ale przyspieszył, mając nadzieję, że Plejadus postąpi podobnie i bez takich bądź gorszych problemów.
W końcu udało im się dotrzeć... Gdzieś. Wróżkowy chłopak nawet nie był w stanie na ten moment nazwać tego miejsca, ale nie było w nim tylko i wyłącznie samego piasku i przede wszystkim – nie było też tych piaskowych stworów. Przynajmniej na razie. W końcu się zatrzymał, pochylając się nieco do przodu i opierając dłonie o uda. Tak bardzo jednak nie miał już siły w nogach, że gdy tylko położył na nich łapki te nieco zadrżały, a kolana same się pod nim ugięły, przez co po raz drugi upadł na nie na piasek. Wziął powoli głęboki oddech, próbując go choć trochę wyrównać, po czym wypuścił powietrze ustami. Przetarł oczka, by móc spojrzeć na swoich towarzyszy bez rozmazanego obrazu i po pewnej chwili skupiania wzroku na jednym punkcie, którym z jakiegoś powodu była broń Roweny, w końcu mu się to udało.
Zerknął najpierw na białowłosego. Choć w tym momencie ledwo kontaktował ze światem wciąż wydawało mu się, że z Jamesem jest coś nie w porządku. Nie miał co do tego całkowitej pewności; w końcu na dobrą sprawę nawet nie znał go jakoś szczególnie dobrze, więc nie wiedział czy to jest jego normalne zachowanie, czy też nie. Dalej jednak zastanawiało go to imię, którego chłopak użył zamiast imienia dziewczyny. Kiedy Plejadus również spojrzał w jego stronę, blondyn uśmiechnął się do niego ciepło, mimo ogólnego zmęczenia na swojej podrapanej twarzy, jakby chciał go choć trochę podnieść na duchu.
Następnie skierował wzrok na Rowenę, unosząc przy tym dłoń, by nieco otrzeć sobie czoło. Zanim cokolwiek przemyślał czy chociażby zastanowił się tak z trzy razy, jak to najczęściej mu się zdarzało, palnął w jej stronę:
- Chryste Panie, jakim cudem ty tak szybko biegłaś? - właściwie bardziej wysapał to zdanie, bo nadal nie uspokoił swojego oddechu. W jego głosie dało się przy tym słyszeć zarówno podziw jak i zaskoczenie. Jakoś nietrudno było mu domyślić się, że dziewczyna jest dużo lepiej przystosowana do ciężkich warunków, jednak nadal był w dość sporym szoku. Dopiero po chwili zaczął rozglądać się po nowej okolicy, wciąż z lekkim zmuleniem.
- Oh, ja... Przepraszam... - zrezygnował z prób wytłumaczenia się, bo uznał to za nieważne w tym momencie. Na jego twarzy zagościł na ponów delikatny, nieco skruszony uśmiech, a sam ruszył za chłopakiem dopiero wtedy, gdy ten zabrał dłoń z jego głowy, zupełnie jakby nie chciał mu jej niechcący strącić przy wykonaniu jakiegoś ruchu.
Po pewnym czasie drogi przetarł oczy nasadami dłoni, gdyż zaczęły go szczypać zarówno przez wysuszenie, jak i przez wciąż dostający się co jakiś czas do jego oczu piasek. Westchnął ciężko, kiedy i tym razem jakieś drobne ziarenko postanowiło schować się pod jego powieką i jej nie opuszczać. Zdawał sobie sprawę, że przecierając oczy szybciej podrażni sobie skórę wokół nich niż pozbędzie się natrętnego piaseczku, jednak mimo to uparcie próbował jakoś przetrzeć ręką przymrużone oczka. Po pewnej chwili poddał się, załamując ramiona i idąc dalej ze znajomymi, mrużąc przy tym jedno oko, w którym nieprzyjemnie drażniło go drobne, złote ziarenko.
Zatrzymał się na moment, kiedy dostrzegł dość nietypowo poruszający się piasek. Z początku wydawało mu się, że coś mu się pewnie przywidziało, jednak niemal od razu przypomniał sobie, że na tej pustyni dzieją się różne, dziwaczne rzeczy, więc od razu zmarszczył lekko brwi w skupieniu, próbując dostrzec, co zaatakowało ich tym razem. Ku jego własnemu zdziwieniu nie był kompletnie w stanie wskazać kto lub co na nich nacierało, jednak doskonale widział rany powstające na ciałach swoich towarzyszy, z których równie intensywnie zaczęła sączyć się krew w dosyć różniących się od siebie kolorach. Nim zdążył jakkolwiek zareagować czy chociaż chwilkę pomyśleć, zobaczył zbliżającą się w jego stronę jedną z wielu niezbyt kształtnych kreatur, która niemal od razu postanowiła go zaatakować. Zdołał zrobić jedynie drobny krok w lewo, jednak nie umknął dzięki temu piaskowemu stworowi, który zadrapał fragment jego tułowia, prując mu przy tym nieco sweterek.
Skrzywił się przez to, ponownie mrużąc oczy i chwiejąc się trochę, co stworzenie (czy cokolwiek to było) od razu postanowiło wykorzystać. Rzuciło się na jego ramię, jednak tym razem wróżkowy chłopak zdążył odfrunąć nieco dalej, dzięki czemu na moment uniknął spotkania z tą dziwaczną istotą. Ta jednak nie pozwoliła mu się nacieszyć tą chwilą i znowu się zbliżyła, trącając fragment jego rąk skryty pod skórzaną rękawiczką bez palców, której materiał nieco ochronił jego bardzo delikatne jak na młodego mężczyznę dłonie. Miał zamiar odlatywać tak co kawałek, kiedy tylko stworzenie się do niego zbliżało, jednak zapomniał, że miało ono swoich kolegów. Jeden z takowych zbliżył się do wróżki od tyłu, uczepiając się jego skrzydeł, przez co blondwłosy momentalnie się spiął i upadł z powrotem na piasek, co prawda nie z jakiejś ogromnej wysokości, ale wystarczającej by przewrócił się podczas spadanka na kolana. Zaczął się wiercić, nieco tarzając po piasku, byle tylko uniknąć ataków ze strony tych stworów, jednak na próżno: te bawiły się w najlepsze, podpijając krew zarówno McEalairowi jak i jego znajomym.
Z jego ust wydostało się głośniejsze stęknięcie, kiedy w pewnym momencie poczuł nieprzyjemne ukłucie na swojej twarzy, a dokładniej na nosku i fragmencie policzka, gdzie mimo że powstała dosyć płytka rana, to niemal od razu zaczęła z niej wypływać szkarłatna ciecz. Właściwie nieświadomie zaczął trzepotać nerwowo skrzydłami, co nie odstraszyło tych dziwacznych istot, ale pozwoliło mu na sprawniejsze podniesienie się i stanięcie na równych nogach. Uniósł dłoń, żeby przyłożyć ją do tego "zadrapania" na twarzy, ale nim zdążył to zrobić poczuł po raz kolejny tego dnia pociągnięcie za kołnierz i, jak nietrudno się domyślić, od tej samej osoby. Spojrzał na równie poranioną, jeśli nie nawet bardziej, Rowenę i widząc, że ta nie ma zamiaru się zatrzymywać westchnął ciężko w duchu, po czym bez słowa sprzeciwu zmusił swoje nogi do jeszcze większego wysiłku niż wcześniej.
Biegł tak szybko, jak tylko mógł w swoim obecnym stanie, jednak mimo to nie był w stanie dorównać kroku brunetce, a co dopiero ją wyprzedzić. Uciekała od nieprzyjemnych, piaskowych stworzeń niesamowicie szybko, czego Sítheach nie był w stanie w ogóle pojąć; jakim cudem Rowena ze znacznie większą ilością ran na ciele, dźwigająca cały czas swoją zapewne nie najlżejszą strzelbę i będąca równie wyczerpana po ich długim marszu wciąż miała tyle sił, by tak pędzić przed siebie? Blondwłosy zdawał sobie oczywiście sprawę, że zostanie w jednym miejscu i pozwolenie tym stworom na wyssanie całej swojej krwi raczej żadnemu z ich trójki się nie uśmiechało, ale też nie sądził, że brunetka tak bardzo będzie chciała uwolnić się od natrętnych istot i będzie miała na to tyle siły.
Starając się oddychać jak najbardziej równomiernie podczas tego małego sprintu, zerknął na białowłosego, poniekąd by upewnić się, że ten nie pędzi tak szybko jak dziewczyna, ale głównie po to, by sprawdzić czy jego też ten bieg z każdą chwilą coraz bardziej wymęcza, czy może chłopak trzyma się dość dobrze. Ku jego niezadowoleniu, nie do końca był w stanie to dostrzec, gdyż zakręciło mu się w głowie, a obraz przed oczami niemal całkowicie mu się rozmazał. Drgnął nieco, chcąc się przez to zatrzymać, jednak zdał sobie sprawę, że jeśli by to zrobił to prawdopodobnie padłby jak długi na piasek i za szybko by się nie podniósł, a to nie była najlepsza opcja na ten moment. Zwolnił trochę, jednak nie zatrzymał się całkowicie, przy czym pokręcił energicznie głową, chcąc jednocześnie trochę się przez to przebudzić oraz odegnać chociaż na chwilę kręćki w głowie. Spojrzał na Jamesa, marszcząc brwi i nosek, jednak nie ze zdenerwowania, a bardziej w skupieniu, po czym bez słowa wskazał głową na Rowenę daleko przed nimi, po czym ledwie zauważalnie, ale przyspieszył, mając nadzieję, że Plejadus postąpi podobnie i bez takich bądź gorszych problemów.
W końcu udało im się dotrzeć... Gdzieś. Wróżkowy chłopak nawet nie był w stanie na ten moment nazwać tego miejsca, ale nie było w nim tylko i wyłącznie samego piasku i przede wszystkim – nie było też tych piaskowych stworów. Przynajmniej na razie. W końcu się zatrzymał, pochylając się nieco do przodu i opierając dłonie o uda. Tak bardzo jednak nie miał już siły w nogach, że gdy tylko położył na nich łapki te nieco zadrżały, a kolana same się pod nim ugięły, przez co po raz drugi upadł na nie na piasek. Wziął powoli głęboki oddech, próbując go choć trochę wyrównać, po czym wypuścił powietrze ustami. Przetarł oczka, by móc spojrzeć na swoich towarzyszy bez rozmazanego obrazu i po pewnej chwili skupiania wzroku na jednym punkcie, którym z jakiegoś powodu była broń Roweny, w końcu mu się to udało.
Zerknął najpierw na białowłosego. Choć w tym momencie ledwo kontaktował ze światem wciąż wydawało mu się, że z Jamesem jest coś nie w porządku. Nie miał co do tego całkowitej pewności; w końcu na dobrą sprawę nawet nie znał go jakoś szczególnie dobrze, więc nie wiedział czy to jest jego normalne zachowanie, czy też nie. Dalej jednak zastanawiało go to imię, którego chłopak użył zamiast imienia dziewczyny. Kiedy Plejadus również spojrzał w jego stronę, blondyn uśmiechnął się do niego ciepło, mimo ogólnego zmęczenia na swojej podrapanej twarzy, jakby chciał go choć trochę podnieść na duchu.
Następnie skierował wzrok na Rowenę, unosząc przy tym dłoń, by nieco otrzeć sobie czoło. Zanim cokolwiek przemyślał czy chociażby zastanowił się tak z trzy razy, jak to najczęściej mu się zdarzało, palnął w jej stronę:
- Chryste Panie, jakim cudem ty tak szybko biegłaś? - właściwie bardziej wysapał to zdanie, bo nadal nie uspokoił swojego oddechu. W jego głosie dało się przy tym słyszeć zarówno podziw jak i zaskoczenie. Jakoś nietrudno było mu domyślić się, że dziewczyna jest dużo lepiej przystosowana do ciężkich warunków, jednak nadal był w dość sporym szoku. Dopiero po chwili zaczął rozglądać się po nowej okolicy, wciąż z lekkim zmuleniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz