By
Tyna
|
14:21
|
Oczywiście, że Aldert od początku spodziewał się, że dziewczyna ma dość oryginalny, bardzo różny sposób patrzenia na świat i system wartości, a im dłużej rozmawiali, tym mocniej utwierdzał się w tym przekonaniu. Nie sądził jednak, że jej wypowiedzi, choć teoretycznie dość neutralne, zawierające się w zwykłej pogawędce, nabiorą takiego charakteru – miały w sobie mnóstwo jakichś dziwnych emocji. Mężczyzna nie był do końca pewny, czy jest to bardziej ciekawe czy irytujące.
Nie miewał styczności z tak chaotycznymi rozmówcami.
– Stabilność nie zawsze oznacza nudę – odparł spokojnie, gdy Atea na chwilę zamilkła.
Całe życie Alderta było stabilne praktycznie od dnia narodzin. Zresztą, nie tylko jego – wszyscy z rodziny mieli bardzo dokładnie zaplanowane życie, w którym nie było miejsca na jakieś wypadki, błędy czy nawet niewielkie zachwiania, które w gruncie rzeczy na nic by nie wpłynęły. Nie wyobrażał sobie, żeby miał żyć inaczej, bo wśród towarzystwa, w którym się obracał od zawsze, uważano to za kolejną oznakę wysokiego statusu społecznego i wspaniałego pochodzenia. Nie nudziło go to, bo wiedział, że ma nieskończenie wiele możliwości statecznego rozwoju.
W jego rodzinie był tylko jeden taki błąd, który nie chciał się układać według planów i założeń.
– Ograniczenie nie wynika z tego, że coś posiada granice, a równowaga i stałość nie musi oznaczać zamknięcia.
Wysłuchał jej metafory w milczeniu.
– Nie, nigdy nie próbowałem, panno Beamont – oznajmił, otwierając przed nią drzwi. – Nie czuję takiej potrzeby.
Aldert skinął głową na znak, że powinna wejść do budynku jako pierwsza. Zimno mu nie przeszkadzało, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wewnątrz, gdy nie musiał chodzić po śniegu, a zimny wiatr nie targał jego nieskazitelnej koszuli i ciemnych włosów, było o wiele przyjemniej.
Spokojnym krokiem odprowadził Ateę do jej pokoju, przy okazji zalecając, by chwilę odpoczęła. Krótko po tym pożegnał się z nią grzecznie i odszedł. Musiał przecież wrócić do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz