Z początku nie do końca zrozumiał, co James miał na myśli przez swoje słowa, jednak dotarło to do niego, kiedy podobnie jak chłopak spojrzał na ziemię, w stronę niewielkiego żyjątka.
- Oh, umm... Właściwie too chyba sam przyszedł. - wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie z czymś na kształt skruchy, jakby mimo swoich słów faktycznie czuł się winny, że "przyprowadził" do nich kryształowego koleżkę, na którego blondwłosy znowu skierował swój wzrok. Zupełnie nieświadomie drgnął lekko, kiedy dostrzegł jak jego nieco niższy znajomy z klasy strąca dwukrotnie w mało przyjemny sposób zwierzę ze swojego buta. Zielone oczka otworzyły się nieco szerzej, kiedy zauważył jak chłopak odrobinkę przydeptuje stworzonko, trudno stwierdzić czy bardziej z obawy, że skorpion może zrobić białowłosemu jakąś krzywdę, czy przez to, jak okrutnie pastwił się nad zwierzątkiem Plejadus.
To ogromne przejęcie na jego twarzy rozpłynęło się praktycznie w jednej, krótkiej chwili, kiedy to James wystawił w jego stronę opakowanie swoich pudrowych cukierków. W oczach wróżki pojawiły się niezwykle urocze, jak i pełne radości oraz ekscytacji iskierki, po których od razu dało się stwierdzić, jak wielkim fanem słodyczy jest młody McEalair. Planował wziąć tylko jednego cukierka, jednak jego palce właściwie odruchowo chwyciły jednocześnie trzy małe, pudrowe smakołyki, jednak zanim je wyjął spojrzał jeszcze na Jamesa pytającym wzrokiem, jakby szukał w jego oczach upewnienia czy na pewno może wziąć aż taką ilość słodkości. Gdy tylko uzyskał od niego potwierdzenie w tej sprawie, uśmiechnął się szerzej i podziękował ładnie, biorąc na raz wszystkie trzy cukiereczki do buzi, dwa z nich niemal od razu przegryzając, a trzeci przytrzymując językiem przy podniebieniu.
Zaledwie chwilkę po tym na jego twarzy zagościło podwójne zaskoczenie. Najpierw wiązało się ono z tym rzuceniem kryształowym żyjątkiem za siebie w wykonaniu białowłosego, przez co zmartwiony wzrok wróżkowego chłopaka niemal od razu pognał w stronę, gdzie wylądował skorpion, a kiedy tylko Sítheach dostrzegł, że zwierzątko po chwili się podnosi i jak gdyby nigdy nic rusza przed siebie dalej w drogę, odetchnął głęboko z ulgą. Druga część jego zdziwienia spowodowana była słowami chłopaka, a w szczególności tym pierwszym. Przecież była tutaj tylko ich trójka, a jakoś nie wydawało mu się, by "Jasper" było jakąś ksywką Roweny lub tym bardziej niego samego.
Ruszył grzecznie za nim oraz dziewczyną, dorównując im kroku po chwili i przy okazji przełykając pogryzione na wystarczająco drobne kawałeczki cukierki, bawiąc się dalej ostatnim z nich, który pod wpływem jego śliny zdążył się już dość mocno zmniejszyć. Trochę niepewnie zerkał w stronę Jamesa, tocząc z samym sobą w myślach małą walkę czy powinien spytać o to chłopaka, czy lepiej to przemilczeć. Ciężko stwierdzić czy był to objaw zbyt długiego przebywania w upale, czy też nagły zastrzyk odwagi, jednak Sítheach wyjątkowo wybrał pierwszą z opcji. Otworzył już usta, żeby zadać swoje pytanie, pierwszy raz od bardzo dawna nie układając go sobie najpierw w myślach, lecz nim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, poczuł jak grunt pod jego nogami staje się dość niestabilny.
Stanął w lekkim rozkroku, unosząc też nieco ręce i próbując zachować równowagę na poruszającym się piasku, w czym dodatkowo pomagał sobie poruszając skrzydełkami. Posłał zaskoczone spojrzenie Rowenie i Jamesowi, lecz nim zdążył cokolwiek im powiedzieć, usłyszał syczący głos, który w połączeniu z ukazującą się im, a raczej pod nimi, olbrzymią kobrą sprawił, że blondyn momentalnie zamarł w bezruchu. "Czy na tej pustyni naprawdę nie ma innych stworzeń, niż te duże, wijące się i niebezpieczne?" – przeszło mu od razu przez myśl, co było naprawdę króciutką chwilą, podczas której jego umysł potrafił się skupić na jakichkolwiek myślach.
Zacisnął mocniej powieki, kiedy zsuwali się po ciele wielkiego węża, przy czym jakimś miłym fartem udało mu się ustać na dwóch nogach. Spojrzał po tym na swoich towarzyszy, chcąc się upewnić czy z nimi wszystko w porządku. Z ulgą stwierdził w myślach, że jak zawsze są bardziej opanowani od niego, nawet w takich sytuacjach. Stał w jednym miejscu, nieco za Roweną, przez co wyglądał trochę, jakby się za nią chował. W ciszy i skupieniu wysłuchiwał słów stwora, czując przez nie na swoich plecach nieprzyjemne ciarki. Zerkał na zmianę to na węża, to na brunetkę, niesamowicie podziwiając dziewczynę za to, że z taką pewnością siebie i zdawałoby się, że bez jakiejkolwiek obawy rozmawiała sobie z ogromną kobrą.
Sam w tym czasie jedynie stał za nią, wyczekując odpowiedzi stworzenia z nadzieją, że to "jedno wyjście" wcale nie jest tak trudne do znalezienia. Naprawdę miał już dosyć tej pustyni i wszelkich niebezpieczeństw, jakie mogły na nich jeszcze czyhać. Zdecydowanie bardziej wolał spokojne życie ucznia akademii, którego największym zagrożeniem mogło być podpadnięcie nauczycielowi albo brak możliwości poprawy ważnej pracy klasowej. Aktualnie wizja jakiejkolwiek z tych opcji wydawała mu się tak strasznie nieistotną drobnostką w porównaniu do ich obecnych przygód i problemów.
Zerknął po dłuższym czasie na towarzyszącego im chłopaka, zupełnie nieświadomie samym swoim spojrzeniem dając mu jasno do zrozumienia, jak bardzo nie ma pojęcia co zrobić w tej sytuacji. Nie żeby to była jakaś nowość. Praktycznie większość czasu podczas tej ich wyprawy czuł się jakby tylko im zawadzał. Nie miał ani żadnej broni przy sobie, ani żadnych przydatnych umiejętności, a zamiast tego w kółko panikował, dawał się bardzo łatwo atakować i nawet nie umiał pomóc swoim znajomym, kiedy była taka potrzeba. Skrzyżował ręce na piersi i zacisnął mocniej dłonie na swoich ramionach, przygryzając nieco swoje policzki od środka i zaczynając wgapiać się tępo we fragment ciała węża, starając się zamiast na tych myślach skupić raczej na rozmowie, jaka się wywiązała, mimo że jego umysł wciąż błądził wokół tematów, nad którymi nie powinien się aż tak rozwodzić, a jednak właśnie to robił. W ten sposób kolejny raz odpłynął myślami.
- Oh, umm... Właściwie too chyba sam przyszedł. - wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie z czymś na kształt skruchy, jakby mimo swoich słów faktycznie czuł się winny, że "przyprowadził" do nich kryształowego koleżkę, na którego blondwłosy znowu skierował swój wzrok. Zupełnie nieświadomie drgnął lekko, kiedy dostrzegł jak jego nieco niższy znajomy z klasy strąca dwukrotnie w mało przyjemny sposób zwierzę ze swojego buta. Zielone oczka otworzyły się nieco szerzej, kiedy zauważył jak chłopak odrobinkę przydeptuje stworzonko, trudno stwierdzić czy bardziej z obawy, że skorpion może zrobić białowłosemu jakąś krzywdę, czy przez to, jak okrutnie pastwił się nad zwierzątkiem Plejadus.
To ogromne przejęcie na jego twarzy rozpłynęło się praktycznie w jednej, krótkiej chwili, kiedy to James wystawił w jego stronę opakowanie swoich pudrowych cukierków. W oczach wróżki pojawiły się niezwykle urocze, jak i pełne radości oraz ekscytacji iskierki, po których od razu dało się stwierdzić, jak wielkim fanem słodyczy jest młody McEalair. Planował wziąć tylko jednego cukierka, jednak jego palce właściwie odruchowo chwyciły jednocześnie trzy małe, pudrowe smakołyki, jednak zanim je wyjął spojrzał jeszcze na Jamesa pytającym wzrokiem, jakby szukał w jego oczach upewnienia czy na pewno może wziąć aż taką ilość słodkości. Gdy tylko uzyskał od niego potwierdzenie w tej sprawie, uśmiechnął się szerzej i podziękował ładnie, biorąc na raz wszystkie trzy cukiereczki do buzi, dwa z nich niemal od razu przegryzając, a trzeci przytrzymując językiem przy podniebieniu.
Zaledwie chwilkę po tym na jego twarzy zagościło podwójne zaskoczenie. Najpierw wiązało się ono z tym rzuceniem kryształowym żyjątkiem za siebie w wykonaniu białowłosego, przez co zmartwiony wzrok wróżkowego chłopaka niemal od razu pognał w stronę, gdzie wylądował skorpion, a kiedy tylko Sítheach dostrzegł, że zwierzątko po chwili się podnosi i jak gdyby nigdy nic rusza przed siebie dalej w drogę, odetchnął głęboko z ulgą. Druga część jego zdziwienia spowodowana była słowami chłopaka, a w szczególności tym pierwszym. Przecież była tutaj tylko ich trójka, a jakoś nie wydawało mu się, by "Jasper" było jakąś ksywką Roweny lub tym bardziej niego samego.
Ruszył grzecznie za nim oraz dziewczyną, dorównując im kroku po chwili i przy okazji przełykając pogryzione na wystarczająco drobne kawałeczki cukierki, bawiąc się dalej ostatnim z nich, który pod wpływem jego śliny zdążył się już dość mocno zmniejszyć. Trochę niepewnie zerkał w stronę Jamesa, tocząc z samym sobą w myślach małą walkę czy powinien spytać o to chłopaka, czy lepiej to przemilczeć. Ciężko stwierdzić czy był to objaw zbyt długiego przebywania w upale, czy też nagły zastrzyk odwagi, jednak Sítheach wyjątkowo wybrał pierwszą z opcji. Otworzył już usta, żeby zadać swoje pytanie, pierwszy raz od bardzo dawna nie układając go sobie najpierw w myślach, lecz nim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, poczuł jak grunt pod jego nogami staje się dość niestabilny.
Stanął w lekkim rozkroku, unosząc też nieco ręce i próbując zachować równowagę na poruszającym się piasku, w czym dodatkowo pomagał sobie poruszając skrzydełkami. Posłał zaskoczone spojrzenie Rowenie i Jamesowi, lecz nim zdążył cokolwiek im powiedzieć, usłyszał syczący głos, który w połączeniu z ukazującą się im, a raczej pod nimi, olbrzymią kobrą sprawił, że blondyn momentalnie zamarł w bezruchu. "Czy na tej pustyni naprawdę nie ma innych stworzeń, niż te duże, wijące się i niebezpieczne?" – przeszło mu od razu przez myśl, co było naprawdę króciutką chwilą, podczas której jego umysł potrafił się skupić na jakichkolwiek myślach.
Zacisnął mocniej powieki, kiedy zsuwali się po ciele wielkiego węża, przy czym jakimś miłym fartem udało mu się ustać na dwóch nogach. Spojrzał po tym na swoich towarzyszy, chcąc się upewnić czy z nimi wszystko w porządku. Z ulgą stwierdził w myślach, że jak zawsze są bardziej opanowani od niego, nawet w takich sytuacjach. Stał w jednym miejscu, nieco za Roweną, przez co wyglądał trochę, jakby się za nią chował. W ciszy i skupieniu wysłuchiwał słów stwora, czując przez nie na swoich plecach nieprzyjemne ciarki. Zerkał na zmianę to na węża, to na brunetkę, niesamowicie podziwiając dziewczynę za to, że z taką pewnością siebie i zdawałoby się, że bez jakiejkolwiek obawy rozmawiała sobie z ogromną kobrą.
Sam w tym czasie jedynie stał za nią, wyczekując odpowiedzi stworzenia z nadzieją, że to "jedno wyjście" wcale nie jest tak trudne do znalezienia. Naprawdę miał już dosyć tej pustyni i wszelkich niebezpieczeństw, jakie mogły na nich jeszcze czyhać. Zdecydowanie bardziej wolał spokojne życie ucznia akademii, którego największym zagrożeniem mogło być podpadnięcie nauczycielowi albo brak możliwości poprawy ważnej pracy klasowej. Aktualnie wizja jakiejkolwiek z tych opcji wydawała mu się tak strasznie nieistotną drobnostką w porównaniu do ich obecnych przygód i problemów.
Zerknął po dłuższym czasie na towarzyszącego im chłopaka, zupełnie nieświadomie samym swoim spojrzeniem dając mu jasno do zrozumienia, jak bardzo nie ma pojęcia co zrobić w tej sytuacji. Nie żeby to była jakaś nowość. Praktycznie większość czasu podczas tej ich wyprawy czuł się jakby tylko im zawadzał. Nie miał ani żadnej broni przy sobie, ani żadnych przydatnych umiejętności, a zamiast tego w kółko panikował, dawał się bardzo łatwo atakować i nawet nie umiał pomóc swoim znajomym, kiedy była taka potrzeba. Skrzyżował ręce na piersi i zacisnął mocniej dłonie na swoich ramionach, przygryzając nieco swoje policzki od środka i zaczynając wgapiać się tępo we fragment ciała węża, starając się zamiast na tych myślach skupić raczej na rozmowie, jaka się wywiązała, mimo że jego umysł wciąż błądził wokół tematów, nad którymi nie powinien się aż tak rozwodzić, a jednak właśnie to robił. W ten sposób kolejny raz odpłynął myślami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz