Jelly opuściła szpital późnym wieczorem. Nie powiedziała pielęgniarkom, co jej dolega, kazała im przestać interesować się sprawą. Noc spędziła w swoim pokoju, spała parę godzin, w ludzkim ciele, bo conocne transformacje nadal miały miejsce.
Nie dziwota więc, że kolejny poranek dla Jelly Gorgon był nad wyraz wyczerpujący. Zwlekła się z obszernego łóżka, w którym i tak spała zwinięta, po czym podpełzła do łóżka. Wciąż nie przywykła do spoglądania w lustro, nie miała mocy. Wory pod oczami meduzy robiły się z dnia na dzień większe, wylinka brzydko zeszła z jej twarzy, zostawiając parę matowych łusek. Ponadto, węże, jej węże, co nie raz doradzały i wspierały wydawały się nieżywotne, pozbawione energii, na cokolwiek. Jedynie Serpentyna się jakoś trzymała. Najwyraźniej eliksir Gideona wpływał znacznie na całe jej ciało i fizjologię. Westchnęła tylko. Postanowiła się szybko przebrać, narzucając na tors biały, szeroki sweter.
Musiała przepisać się do innej klasy, z tak niestabilnym ciałem nie mogła brać udziału w zajęciach dla łowców. Mogła się jeszcze bardziej narazić. Wypełzła z pokoju, zamknęła drzwi i ruszyła do sekretariatu. Mimo wczesnej pory, po korytarzach kręciła się spora liczba uczniów. Przyzwyczaili się już do widoku ogromnej meduzy, nie przerażała ich. Uśmiechnęła się lekko.
Po wizycie w sekretariacie, gdzie spędziła dość stresujące chwilę, gdyż sekretarz, Adiel, był wyjątkowo przerażający, miała wrażenie, że chce ją zabić, udało jej się przepisać do klasy proekologicznej. Doszła do wniosku, że zajęcia w tej klasie przyniosą jej najwięcej korzyści, bo nawet jeśli ukończy szkołę, nie będzie miała gdzie się podziać. Do domu rodzinnego i tak nie wróci, pozostanie jej życie w lesie. Jelly postanowiła udać się na śniadanie, gdzie zjadła, na szczęście w spokoju posiłek, złożony z ryżu i curry, smaczny i pożywny, zostało jej trochę czasu przed lekcją.
Jelly miała zamiar spędzić ten czas, błąkając się po szkole, jednak z plotek usłyszanych na stołówce, dowiedziała się, że Dong BaoCheng opuścił Nook of Wolves. Początkowo nie wierzyła, zamarła, myśląc, że ludzie po prostu robią sobie z niej jaja, ale wkrótce przekonała się, że to prawda. Dong BaoCheng naprawdę opuścił szkołę. Nie wiedziała jak do tego podejść, była markotna i w pewien sposób smutna? Zawiedziona.
— A ja nawet nie zdążyłam się pożegnać — szepnęła, przypominając sobie, że BaoCheng właściwie uratował jej życie, a ona mu należycie nie podziękowała.
Opadła zmęczona na krzesło, to nie było na jej głowę, nie wiedziała, co właściwie robi. W ciągu paru dni, jej życie zdążyło się zawalić ileś rasy, tylko dlatego, że nie potrafiła ustosunkować się do pewnych spraw. Serpentyna pocieszająco dotykała ją pyszczkiem po policzku, Jelly pogłaskała swojego ulubionego węża, ciesząc się, że chociaż ten ją wspiera. Miała dość ludzi, miała dosyć akademii i samej siebie. Jednak, gdzie miała się podziać? Jak dać sobie radę? W końcu zima hulała w Enosii, a Gorgon nie przeżyłaby w tak niskich temperaturach.
Telefon zawibrował w jej ręce, wyświetliła wiadomość. Huh? Dawanie sobie prezentów? Wymiana, a to ciekawe. Jelly miała obdarować niejaką Karę, która według szczątkowych informacji, które znalazły się w wiadomości, młodą, pełną temperamentu dziewczyną. Może to było coś, co mogłoby ją uszczęśliwić? Obdarowanie nieznajomej? Może podczas poszukiwań prezentu, Jelly oczyści swój umysł i zacznie myśleć o życiu nieco inaczej?
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz