Na pytanie wróżki co do stanu białowłosego jedynie skinął głową, wciąż błądząc spojrzeniem po jego twarzy. Natomiast na pytania odnośnie ich towarzyszki, zdążył jedynie otworzyć usta, żeby zapewnić, że sobie poradzi, o czym był święcie przekonany, kiedy ta nagle pojawiła się obok nich, na co James zmarszczył brwi. Być może na razie nieco ogłuchł przez ryki tego przerośniętego robactwa, ale nie słyszał, żeby dziewczyna się zbliżała.
– Jak widać – odparł, odsuwając się od chłopaka, żeby ten mógł na spokojnie się podnieść. Przyglądał się potem, jak ten prostuje dość niemrawo wyglądające skrzydła, współczując przez tą boleść, którą widział w jego oczach. – Jak najdalej stąd i najlepiej do Akademii – mruknął na jego pytanie, wysuwając w jego stronę dłoń. – Daj rękę – polecił krótko, chcąc mu w ten sposób pomóc wstać.
Choć złowrogo otaczało ich osiem piekielnie rażących słońc, Plejadus znów na ułamek sekundy zobaczył przed sobą całkowitą ciemność, choć jego powieki nawet nie drgnęły. Pulsujący ból który pojawił się zaraz potem, zgonił na o wiele za wysoką jak na jego upodobania temperaturę, ale tego, co usłyszał potem, jakoś nie by w stanie zignorować.
Spojrzał na Rowenę, wbijając w nią beznamiętne spojrzenie. Doskonale słyszał jakiś pomruk, który uparcie chciał ułożyć się w słowa, jednak na tyle niewyraźne, że James ich nie zrozumiał. Zmarszczył nieco brwi, kiedy pomimo zamkniętych warg dziewczyny znów usłyszał podobny dźwięk. Odwrócił z początku głowę, a potem wzrok w stronę Sítheacha, stwierdzając, że najwyraźniej on chciał coś dodać, lecz ten wydawał się równie milczący. Najniższy z nich zgonił więc ten podejrzany dźwięk na świst wiatru, nawet jeśli ten ani trochę nie dawał o sobie znać.
Plejadus odetchnął suchym, gorącym powietrzem, po czym zaczesał do tyłu białą grzywkę, która utrzymała się w tej pozycji przez gęstą, ciemnozieloną maź, która zaczęła sklejać mu jasne kosmyki. Chłopak mocno zmrużył oczy, po czym spojrzał na niebo i choć dostrzegł na nim jedynie osiem gwiazd, w dodatku z obcym ułożeniu i na kompletnie nieznanym terenie, przyglądał się im z zupełnie taką samą uwagą, jaką darzył malutkie, białe kropeczki w środku nocy.
– To coś przylazło ze wschodu, więc może lepiej się tam nie kierować – mruknął, poprawiając plecak na barkach. Znów na nich spojrzał, choć z początku widział jedynie różowo–turkusowe mroczki.
Nie pytając żadnego z nich o zdanie, skierował się więc na zachód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz