Rozbiegany lisek zatrzymał się, jakby skonfundowany, gdy usłyszał wykład Dumata, początkowo Cisza myślała, że udało mu się uciszyć dziewczynę na amen i mógł dalej w spokoju kontynuować obchód po szkole. Marne jednak były to nadzieję, gdyż lisica przyjęła ludzką formę. Podparł podbródek dłonią, spoglądając na nią. Wyglądała na ubogą, blady odcień jej skóry mógł wskazywać na rasę bądź też niedobór witamin. W swojej zwierzęcej postaci wydawała się malutka jak puchata kuleczka, biała chmurka, ale gdy stała przy nim jako człowiek, Dumat zastanawiał się, czy to on jest taki wielki, czy może dziewczyna mała. Mniejsze osoby są zwykle szczuplejsze i drobniejsze, jednak nie tak mocno jak ona, mógł liczyć jej kosteczki. Poza tym, dość liche, znoszone ubranie, aczkolwiek czyste i zadbane. Początkowo zakładał, że do Nook of Wolves uczęszcza młodzież z bogatych i szanowanych rodzin, tak wynikało z wszystkich raportów, cóż, musiał porządnie wziąć się za tych z biedniejszych domów. Edukacja była ich ważną drogą do sukcesu.
— Słownictwo, panno Teo, proszę się w ten sposób do mnie nie odnosić, jestem w końcu nauczycielem — zrugał ją spokojnym tonem, gdy jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
Nienawidził braki manier, gadulstwa i osób nadpobudliwych, do tego, cholernie ekstrawertycznych, sam stał raczej po stronie introwertyków, więc trudno było mu przetrawić towarzystwo małej lisiczki. Nie dał jej przyzwolenia na przejście na "ty", Dumat właściwie nie dawał go nikomu, chyba, że ktoś znał go na tyle długo, że sama Cisza nie zauważała już różnicy w sposobie zwracania się w stosunku do niego.
Zamknął oczy na chwilę, słysząc jak dziewczyna przyznała, że ją ponosi, nawet nie wiedziała jak bardzo. Puścił obok uszu uwagę o muzyce i łączeniu ludzi, biorąc pod uwagę fakt, że kleiła się do niego jak rzep do psiego ogona, nie mogło z tego wyjść nic dobrego.
— Tak z przyjemnością zobaczę salę muzyczną — odparł, poprawiając garnitur.
Wnętrze ciszy wrzeszczało "Fortepian!", och, tak dawno nie grał. Szedł za nią, rozglądając się na boki, by zapamiętać umiejscowienie wszystkich klas i ważnych obiektów. Nie dotrzymywał jej kroku, o ile ona właściwie biegła, truchtała, on ślamazarnym krokiem z rękami założonymi do tyłu, szedł spokojnie podziwiając szkołę. Skoro wykuta w skale, musiała mieć dobrą akustykę. Gdy tylko gubił jej wzrokiem, wypatrywał białego puchatego ogonka, który kojarzył mu się z chmurką i szedł w jej kierunku. Miał za złe Pullos, że powierzyła go tak upierdliwej osobie.
Stanęli przed salą muzyczną, gdzie Dumat zmrużył tylko oczy, słuchając słów lisiczki. Co za marnotrawstwo miejsca. Szkoła z tak wieloma udogodnieniami dla uczniów wydawała się nierozsądnym pomysłem. Stawiało to placówkę na równi z luksusowym internatem, w którym nauka była jedną z wielu rozrywek. Dziewczyna znów przyjęła formę małej, białej chmurki, po czym wybiegła do klasy, Dumat wszedł za nią, zamykając drzwi, bo nienawidził, gdy dźwięk brzydko się roznosił. Instrumenty zdawały się być w dobrym stanie, aczkolwiek, cała sala była pokrytą grubą warstwą kurzu, nie była często używana. Westchnął z dezaprobatą, po czym usłyszał charakterystyczny dźwięk, odwrócił się i zobaczył skąpany w promieniach słońca fortepian, na jego usta, na może sekundę lub dwie wpłynął szczery uśmiech, Cisza się radowała. Podszedł do niego, ignorując siedzącą nań lisiczkę, która nie dość, że brzmiała irytująco, to zaczęła nucić, utrapienie. Kwiaty w sali, nieco romantyczny nastrój. Skoro nikt nie używał pomieszczenia, miał gdzie robić podwieczorki w spokoju i ciszy, ale najpierw musiał tu posprzątać.
Usiadł przy fortepianie, nie odpowiadając na pytanie dziewczyny. Zastanawiał się co zagrać, ale ilekroć próbował choć pomyśleć o jakimś utworze, to do jego umysłu nawracał obraz białych, puchatych chmur. W końcu nie wytrzymał i pozwolił ponieść się intuicji. Długie, zręczne i kościste palce ciszy rozpoczęły grę. W końcu udało mu się zagłuszyć tą przeklętą pieśń lodu i te upierdliwe dzwonki. Melodia dawała mu ukojenie, nieco melancholijna, samotna, ale też z nutą romantyzmu. Przyjemna, delikatna, trwająca niespełna sześć minut. Zdawało się, że swą grą przekazuje dwie emocje, jak bardzo tęskni za spokojem i jak bardzo nie chce, by coś się komuś stało, by wrócić do pracy za biurkiem. W końcu, usatysfakcjonowany cofnął dłonie i spojrzał na wschodzące słońce. Cisza nie musiała jeść, pić, spać, ale robiła to głównie dla przyjemności, lubiła smak herbat, słodkie łakocie i relaks. Podniósł się, a potem spojrzał na uczennicę, przybierając obojętny wyraz twarzy.
— Nuvole Bianche — powiedział, jakby próbując odpowiedzieć na pytanie o utwór, który zapewne pojawił się w jej głowie.
Białe chmury, melodia, która zaśmiecała mu umysł i nie mógł zagrać czegoś sensownego. Nawet nie przyznałby się przed samym sobą, ale zagrał Nuvole Bianche dla niej, żeby w końcu się czymś zajęła i odczepiła. Spoglądał na białą, puchatą chmurkę, chodzącą po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy powinien poprowadzić dzisiaj lekcje. Nie uwolnił się ani od jednej ani od drugiej melodii, ta wciąż odbijała się echem w Ciszy.
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz