Crista naprawdę chciała wierzyć mężczyźnie, jednak strach i to coś, co coraz bardziej ośmielało się podchodzić do nich było priorytetem w umyśle dziewczyny. Jej instynkt podpowiadał jej by po prostu uciekała, skryła się lub stała się niewidzialna. Pragnęła tego jak jeszcze nigdy wcześniej... Jednak obecność Alderta w jakiś sposób trzymała ją w miejscu. Może to ten jego spokój, gdy zjawa zbliżyła się do nich niebezpiecznie, a brunet próbował ją złapać.
Sapnęła oburzona, gdy to coś – cholerne coś – złapało ją za włosy i zaczęło się nimi bawić. Strach uciekł w las przy oburzeniu jakie poczuła. Już miała ochotę uderzyć ciemną istotę trzymaną księgą, nawet wzięła zamach, jednak i to spełzło na niczym. Istota rozmyła się przed nią, a ostatnia lampa jaka dawała jeszcze złudne wrażenie jasności rozbiła się.
– Co za... – już chciała zacząć narzekać na zjawę, która w otwarty sposób kpiła sobie z nich, gdy nagle, niespodziewanie poczuła szarpnięcie. Nosidełko jakie dostała utkane z roślinności przez Faustę zerwało się, a smocze jako bezpiecznie leżące w nim zniknęło. – Nie!
Usłyszała głośny chichot niosący się po korytarzu, gdy zjawa odleciała z jej własnością. Rudowłosa wyrwała się do przodu, chcąc jak najszybciej odzyskać smoczka. Żarty, żartami, oraz strachami, jednak Crista nie mogła dać sobą pomiatać, jakiejś tam zagubionej duszy. Spojrzała zdeterminowana na Alderta zaciskając dłonie w pięści.
– Muszę je odzyskać - powiedziała. – Widzisz lepiej ode mnie. Pomógłbyś mi?
Nie była pewna, czy mężczyzna się zgodzi. Czuła, że mógłby jej spokojnie odmówić i nie mogłaby mieć do niego żadnych pretensji. Może przynosiła pecha? W końcu jej rasa była chodzącą złośliwością, pechem i złodziejaszkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz