By
Shadow Memory
|
21:12
|
Dziewczynka niemal nie poruszała, na początku przerażony Ven myślał, że zmarła, jednak czuł jej małe, bijące serduszko, więc doszedł do wniosku, że po prostu spała. Jego głównym celem aktualnie było znalezienie choć jednego, suchego skrawka, gdzie mógłby ją ogrzać. W zalanej wodą komnacie panował dokuczliwy chłód. Równie groźny dla dziecka, co dla bazyliszka. Ven Viperios już niemal półgodziny wcześniej wybrał swój los, nawet kosztem własnego istnienia, był gotów uratować dziecko. Doszedł do wniosku, że jego życie jest warte tyle, co życie krowy lub kozy, dlatego nie miał oporów, by je poświęcić, poza tym, dzieci to przyszłość świata, a od małej i tak wyczuwał duży potencjał magiczny.
Jego zęby powoli zaczynały obijać się o siebie, a na jego białych włosach tworzyły się piękne wzory. Bazyliszki inaczej reagowały i odczuwały chłód. Nawet samo poruszanie się, sprawiało mu problemy, woda sięgała już niemal połowy jego uda, a żadnego suchego skrawka nie dostrzegł.
Nie musiał tego robić, ale ten przeklęty instynkt. Odruch, w który wyposażona była większość ras gadów zmuszał go, nakłaniał, by nieść pomoc dzieciom, wychowywać, troszczyć się, poświęcać życie. Właśnie dlatego zginęła jego matka, dla jedynego dziecka, a teraz tak zginie on, dla kompletnie obcej dziewczynki, która wzbudziła w nim ten przeklęty odruch. Zastanawiał się czy jest ona dzieckiem jakiejś nauczycielki bądź nauczyciela, uczniów nie podejrzewał o takie sprawy, chociaż diabeł ich tam wie.
Po niekończącym się marszu, w ledwo oświetlonym żyłami Villium korytarzu, dostrzegł olbrzymią komnatę z wybrukowanym podniesieniem, za cholerę, nie wiedział, czym ono było, ale najważniejszą rzeczą jaką zauważył było to, że było suche. Całe otoczenie śmierdziało stęchlizną i wodorostami, a smakowało jak muł. Obrzydliwie, ale trudno. Nie budząc dziewczynki ułożył ją na bruku, po czym zdjął marynarkę i przykrył ją, sam trzęsąc się z zimna. Następnie sam wspiął się na podwyższenie i przygarnął dziewczynkę do swojego torsu, bu ogrzać ją resztkami jego własnego ciepła. Jego ciało drżało, tak strasznie było mu zimno.
Ven Viperios zaczął kaszleć. Zasłonił usta ogonem, a gdy go odsunął zobaczyć plamy krwi. Jeśli ktoś miał ich ratować, to lepiej, by pomoc nadeszła prędko. Kończył im się czas.
Jego zęby powoli zaczynały obijać się o siebie, a na jego białych włosach tworzyły się piękne wzory. Bazyliszki inaczej reagowały i odczuwały chłód. Nawet samo poruszanie się, sprawiało mu problemy, woda sięgała już niemal połowy jego uda, a żadnego suchego skrawka nie dostrzegł.
Nie musiał tego robić, ale ten przeklęty instynkt. Odruch, w który wyposażona była większość ras gadów zmuszał go, nakłaniał, by nieść pomoc dzieciom, wychowywać, troszczyć się, poświęcać życie. Właśnie dlatego zginęła jego matka, dla jedynego dziecka, a teraz tak zginie on, dla kompletnie obcej dziewczynki, która wzbudziła w nim ten przeklęty odruch. Zastanawiał się czy jest ona dzieckiem jakiejś nauczycielki bądź nauczyciela, uczniów nie podejrzewał o takie sprawy, chociaż diabeł ich tam wie.
Po niekończącym się marszu, w ledwo oświetlonym żyłami Villium korytarzu, dostrzegł olbrzymią komnatę z wybrukowanym podniesieniem, za cholerę, nie wiedział, czym ono było, ale najważniejszą rzeczą jaką zauważył było to, że było suche. Całe otoczenie śmierdziało stęchlizną i wodorostami, a smakowało jak muł. Obrzydliwie, ale trudno. Nie budząc dziewczynki ułożył ją na bruku, po czym zdjął marynarkę i przykrył ją, sam trzęsąc się z zimna. Następnie sam wspiął się na podwyższenie i przygarnął dziewczynkę do swojego torsu, bu ogrzać ją resztkami jego własnego ciepła. Jego ciało drżało, tak strasznie było mu zimno.
Ven Viperios zaczął kaszleć. Zasłonił usta ogonem, a gdy go odsunął zobaczyć plamy krwi. Jeśli ktoś miał ich ratować, to lepiej, by pomoc nadeszła prędko. Kończył im się czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz