Kiedy woźny mruknął coś o innym wróżbicie, Dong zmarszczył brwi i spoglądnął na swoją partnerkę z narastającym uśmiechem. Nie spodziewał się, że Rowena kiedykolwiek wcześniej mogła korzystać z usług ludzi tego pokroju; tych lekkich szaleńców z obsesją na temat niby-afrykańskich artefaktów, wróżących o wydarzeniach, które mogły zdarzyć się w życiu każdego.
Nie uważał, że było w tym coś złego; w gruncie rzeczy było to nawet zabawne doświadczenie, zwłaszcza że w swojej wiosce miał kilku szamanów, jednak nie potrafił wyobrazić sobie wilczycy pochylonej nad fusami od herbaty, wyczekującej odpowiedzi z ust jakiegoś magicznego maniaka.
Podejrzewał, że mogła kryć się za tym jakaś historia, która pochłonęłaby go bez reszty.
— Wróżbita? Jaki wróżbita? — zapytał promiennie, wiedząc, że to pytanie zgubi się gdzieś między potokiem majaków starego woźnego. Mimo wszystko zadecydował się zagaić ten temat jeszcze raz, kiedy będą szli w stronę peronu.
Ciekawe był, co takiego mógł jej wtedy wywróżyć, szczególnie, że - jak mówił woźny - uwierzyła.
Skrzyżował więc nogi na miękkim dywanie i przysunął się nieznacznie bliżej brodatego mężczyzny, ciekaw, co takiego miał im do powiedzenia. Nawet jeśli miały być to tylko bzdety i brednie, zaangażował się w enigmatyczną postawę woźnego i był gotowy na wysłuchanie wszystkiego, co miał im do powiedzenia.
Zdawało się, że to świetna myśl urozmaicenia ich wieczoru.
— Nie no, zaczekaj, to tylko zabawa! — rzucił, wstając za nią gwałtownie, tylko po to, by zatrzymać ją od ucieczki z dusznego pomieszczenia.
Ostatecznie chciał tylko dokończyć ich seans, żeby później mogli się z tego pośmiać; i tak nie było sensu iść jeszcze na pociąg.
Chociaż słysząc wzmiankę o kompasie, i on zesztywniał.
Zamiast rzucić przynajmniej słowo w stronę Roweny, odwrócił się ponownie do Clementa, marszcząc brwi, po czym bez słowa wyjaśnienia wrócił na swoje miejsce, domyślając się, że i ona zrobi podobnie.
Młody Azjata zaczął podejrzewać, że woźny faktycznie wiedział więcej, niż im się wydawało, i że może powinni traktować to spotkanie trochę poważniej.
W końcu plan odnalezienia kompasu siedział mu w głowie od dłuższego czasu i, chociaż to było głupie, cieszył się, że chociaż we wróżbie hipisowskiego woźnego naprawdę udaje mu się go odzyskać.
Wiedział przecież, jak cenny dla niej był.
— Szczeniaki? — zmarszczył brwi, patrząc na Rowenę w ogólnym braku zrozumienia nad kolejnym bełkotem woźnego.
— Tak, tak, trzy szczeniaki i ... Ogień — NamGi od razu spoważniał, zaczynając czuć się przytłoczony natłokiem informacji od brodatego hipisa. Kompletnie nie wiedział, czy powinien myśleć o tym wszystkim poważnie, czy potraktować jako nieistotny kawał.
— Ogień ... Mały i ... Trochę nieokrzesany, ale uda wam się je okiełznać. Razem — zapewnił miękkim jak bawełna tonem, wciąż mając zamknięte oczy, sprawiając wrażenie, jakby myślami krążył gdzieś naprawdę daleko stąd.
— Razem, tak? — spoglądnął na Rowenę, nieco zmieszany. To chyba było naprawdę dużo wrażeń, jak na jedną wizytę w kantorku.
— Widzę wielką posiadłość i .... — zaczął i urwał momentalnie, by otworzyć nieco zaćmione oczy i utkwić je w Azjacie. — Ach, nie bój się, mój chłopcze, polubią cię. Może na początku pokręcą trochę nosem, ale nie przejmuj się, potem wszystko będzie dobrze — powiedział ciepło, posyłając Dongowi porozumiewawczy, choć nieco enigmatyczny uśmiech, jakby spodziewał się, że wie, o czym mówi.
— A ty, dziecino, nie bój się. Jeszcze wszystkiego się nauczysz. Daj sobie czas. Ciepło naprawdę sprzyja zmianom — mruknął, patrząc w jej stronę z serdecznymi iskierkami tlącymi się w jego starych oczach.
— A tak po prawdzie ... — odcharknął i pochylił się w stronę wilczycy.
— Dong Rowena wcale nie brzmi aż tak źle — odparł cicho, na tyle, by NamGi nie mógł go usłyszeć.
— Razem, tak? — spoglądnął na Rowenę, nieco zmieszany. To chyba było naprawdę dużo wrażeń, jak na jedną wizytę w kantorku.
— Widzę wielką posiadłość i .... — zaczął i urwał momentalnie, by otworzyć nieco zaćmione oczy i utkwić je w Azjacie. — Ach, nie bój się, mój chłopcze, polubią cię. Może na początku pokręcą trochę nosem, ale nie przejmuj się, potem wszystko będzie dobrze — powiedział ciepło, posyłając Dongowi porozumiewawczy, choć nieco enigmatyczny uśmiech, jakby spodziewał się, że wie, o czym mówi.
— A ty, dziecino, nie bój się. Jeszcze wszystkiego się nauczysz. Daj sobie czas. Ciepło naprawdę sprzyja zmianom — mruknął, patrząc w jej stronę z serdecznymi iskierkami tlącymi się w jego starych oczach.
— A tak po prawdzie ... — odcharknął i pochylił się w stronę wilczycy.
— Dong Rowena wcale nie brzmi aż tak źle — odparł cicho, na tyle, by NamGi nie mógł go usłyszeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz