Peron nieopodal akademii o tej porze dnia był już całkowicie pusty; nie licząc kilku ptaków plątających się w tę i wewte, niekiedy spłoszonych przez bliżej nieokreślone hałasy, szumiące dookoła otaczającego ich lasu, które dziobały chodnik, zbierając resztki kanapek z brukowanej posadzki.
Mimo że nie było jeszcze późno, niebo było już kompletnie ciemne a jednym światłem, które im towarzyszyło, była migająca latarnia, które rzucała blady blask w miejscu, gdzie oboje akurat stali, oczekując swojego pociągu.
Dong zorientował się, że ich pociąg faktycznie się spóźniał; a mimo to, młody Azjata wcale się tym nie przejął. Niechętnie zawierzył nawiedzonemu Clementowi, podejrzewając, że faktycznie, jak sam zresztą przewidział, odrobinę się spóźni; co nie byłoby niczym dziwnym. Dziwniejsze byłoby, gdyby faktycznie przyjechał na czas.
Dong zorientował się, że ich pociąg faktycznie się spóźniał; a mimo to, młody Azjata wcale się tym nie przejął. Niechętnie zawierzył nawiedzonemu Clementowi, podejrzewając, że faktycznie, jak sam zresztą przewidział, odrobinę się spóźni; co nie byłoby niczym dziwnym. Dziwniejsze byłoby, gdyby faktycznie przyjechał na czas.
NamGi westchnął z uśmiechem, i stojąc przed Roweną, skanował jej twarz radosnymi oczami, dochodząc do wniosku, że była cholernie ładna, a każda minuta spędzona z nią, dodawała mu jeszcze więcej ciepła i radości, niż w sobie miał.
Cieszył się też, że w końcu wszystko powoli zaczynało się układać; życie z daleka od ojca, z daleka od Chin i z daleka od tej sadystycznej wioski, w której się wychowywał, było najlepszym okresem w całym jego życiu i jeśli mógłby wybierać, chciałby, żeby było tak już zawsze.
Po tylu latach ciągłych treningów i wiecznych wyrzeczeń, młody Azjata w końcu mógł skupić się na sobie; na swojej rodzinie, i na własnym szczęściu - które często bywało kapryśne, humorzaste, i aktualnie stało koło niego; zataczając się we własnych myślach, tak samo jak NamGi.
Cieszył się też, że w końcu wszystko powoli zaczynało się układać; życie z daleka od ojca, z daleka od Chin i z daleka od tej sadystycznej wioski, w której się wychowywał, było najlepszym okresem w całym jego życiu i jeśli mógłby wybierać, chciałby, żeby było tak już zawsze.
Po tylu latach ciągłych treningów i wiecznych wyrzeczeń, młody Azjata w końcu mógł skupić się na sobie; na swojej rodzinie, i na własnym szczęściu - które często bywało kapryśne, humorzaste, i aktualnie stało koło niego; zataczając się we własnych myślach, tak samo jak NamGi.
I chociaż wcale tego nie chciał, znów zaczął myśleć o rzeczach, o których opowiedział im Clement. Zastanawiał się, czy faktycznie będą razem; czy Rowena, po tym jak Dong triumfalnie odda jej ukochany kompas, szczęśliwie nie umierając, nie ulotni się z Akademii, by cieszyć się morzem, ukochaną wolnością i cudownym, nocnym morzem, lśniącym nad pokładem pirackiego statku.
— Do ciebie też by pasowało — rzucił odruchowo, w momencie kiedy pociąg zatrzymał się na peronie, spóźniony dokładnie dziesięć minut.
W dziwny sposób ucieszył się tym komplementem, zwłaszcza że sam uważał swoje nazwisko za wyjątkowo prześmiewcze.
W dziwny sposób ucieszył się tym komplementem, zwłaszcza że sam uważał swoje nazwisko za wyjątkowo prześmiewcze.
— Ale jeśli mamy stworzyć razem małe, destrukcyjne szczeniaki, które będą podpalać wszystko na swojej drodze, chyba musimy się nad tym wszystkim poważnie zastanowić — uśmiechnął się rozbawiony, kiedy wsiedli do na wpół pustego wagonu, zajmując wolne siedzenia koło siebie, przygotowani na około czterdzieści minut jazdy.
— Chociaż z drugiej strony — mruknął zamyślony, splatając swoje palce z jej drobną dłonią, opierając tył głowy o szybę, spoglądając na nią z uśmiechem, zanim skradł miękki pocałunek z jej ust.
— Nie byłoby tak źle, co? Brzmi dość słodko. A jeśli byłyby tak ładne jak ich mama, to w ogóle byłbym w niebie — zaśmiał się promiennie, przesuwając kciukiem po jej delikatnej dłoni.
— To co? Co to był za wróżbita z przeszłości?
— Chociaż z drugiej strony — mruknął zamyślony, splatając swoje palce z jej drobną dłonią, opierając tył głowy o szybę, spoglądając na nią z uśmiechem, zanim skradł miękki pocałunek z jej ust.
— Nie byłoby tak źle, co? Brzmi dość słodko. A jeśli byłyby tak ładne jak ich mama, to w ogóle byłbym w niebie — zaśmiał się promiennie, przesuwając kciukiem po jej delikatnej dłoni.
— To co? Co to był za wróżbita z przeszłości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz