Młody Azjata oczywiście nie czuł niczego, poza duszącą wonią poutykanych w każdym możliwym zakamarku uczelni róż. NamGi nie miał pojęcia, co zainteresowało Rowenę, ale nie czuł większej potrzeby sprawdzania tego, zwłaszcza kiedy pospiesznie zerknął na zegarek i dojrzał, że niewiele brakowało im do gwarantowanego spóźnienia na pociąg jadący do Taau.
Drobne spóźnienie Roweny rzuciło się cieniem na ich idealnie zaplanowany dzień, więc im bardziej Rowena nalegała na sprawdzenie tego zapachu, tym bardziej NamGi zaczynał dawać za wygraną, uświadamiając sobie, że na ten konkretny kurs i tak już nie zdążą.
— One chyba i tak kursują często — westchnął z uśmiechem, w końcu podążając za dziewczyną.
W końcu dzisiaj czas nie grał roli - mieli go pod dostatkiem.
Kiedy, po podróży przez zawiłe korytarze akademii, w końcu stanęli przed drzwiami jakiegoś przestarzałego kantorka na miotły, z którego buchały opary dziwnego, gęstego dumy, NamGi odsunął się o pół kroku, podejrzewając, że nie powinni tam wchodzić i przeszkadzać w ... czymkolwiek co właściwie się tam działo.
Nim jednak zdążył jakkolwiek zaprotestować, Rowena pociągnęła klamkę w dół, otwierając drzwi do zadymionego pomieszczenia. Kiedy chmara kolorowych oparów, o nieznanym mu zapachu, buchnęła w ich stronę z rozpędem burzy piaskowej, Dong machnął parokrotnie dłonią przed twarzą, pokasłując, kiedy powoli zamknął za sobą masywne, dębowe drzwi.
Atmosfera pomieszczenia była raczej dziwna; z kadzideł unosił się wonny, dym, który rozsiewał wokoło zapach dosłownie wszystkiego, o czym można było pomyśleć, a dookoła rozwieszone były lampy, lampeczki, razem z długimi, kolorowymi łańcuchami utkanymi z nadmiernie kolorowych koralików.
Jeśli NamGi jakoś zwięźle miałby nazwać, lub opisać to miejsce, powiedziałby, że wyglądało jak zbiorowisko chińskich pamiątek, kupionych gdzieś na bazarku w Egipcie, udających oryginalne, Afrykańskie bibeloty.
— Chodźmy już na ten pociąg, co? — zaproponował, kiedy patrzył w zdziwieniu i zażenowaniu na przestarzałego, bujającego się hipisa na samym środku pseudoszamańskiego pokoju.
— Czekał na nas. To ci dopiero — rzucił nieznacznie rozbawiony, planując jak najszybszą ewakuację z tego pomieszczenia. Ostatecznie przecież nie chciał paść ofiarą jakiegoś demonicznego obrzędu; a miał wrażenie, że mogło się to stać.
— To nie są żarty, mój chłopcze — odparł spokojnym, chociaż zdecydowanym głosem, flegmatycznie sięgając po kolorowy dzbanuszek i dwie filiżanki z tego samego kompletu.
Coś podpowiadało mu, że gdyby tylko uniósł tę szklankę nieco wyżej i zerknął na wieczko, ujrzałby coś w stylu 'made in China', chociaż zastawa faktycznie była całkiem ładna.
— Nie bójcie się, kolejny pociąg będziecie mieć za godzinę, a i tak spóźni się jeszcze dziesięć minut — dodał, hipnotyzująco leniwym głosem, uśmiechając się do nich łagodnie spod gęstego, zakręconego wąsa.
NamGi spojrzał na Rowenę już bardziej zdziwiony i grzecznościowo tylko ujął podaną mu filiżankę z 'herbatą ziołową' nie zamierzając jej raczej pić.
NamGi spojrzał na Rowenę już bardziej zdziwiony i grzecznościowo tylko ujął podaną mu filiżankę z 'herbatą ziołową' nie zamierzając jej raczej pić.
Starzec odstawił w końcu djembe i spojrzał na nich wyczekująco.
— A teraz — mruknął.
— Usiądźcie i podajcie mi swoje dłonie. Przekonajcie się, że przyszłość będzie dla was łaskawa. — Chcesz nam ... Powróżyć, tak?
— Nie, chłopcze. Chcę wam pokazać waszą wspólną przyszłość. To nie są jakieś zwyczajne wróżby, tylko podróż po ścieżkach waszych dusz — zaoponował szybko, marszcząc siwe brwi, wciąż nie tracąc łagodnej ekspresji.
— No w gruncie rzeczy czemu nie. Skoro i tak już się tu wprosiliśmy ... Nie? — zapytał niepewnie, zerkając na Rowenę.
Bo w końcu to ona ich tutaj doprowadziła.
— No w gruncie rzeczy czemu nie. Skoro i tak już się tu wprosiliśmy ... Nie? — zapytał niepewnie, zerkając na Rowenę.
Bo w końcu to ona ich tutaj doprowadziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz