Im dłużej siedział na łóżku Roweny, rozglądając się po jej pokoju ciekawsko, tym bardziej łagodniał, przejmując się coraz mniej zaistniałą sytuacją. Wciąż nie uważał jej za jakoś wybitnie miłą dla swojego samopoczucia, ale przecież nie lubił się ani obrażać, ani, co gorsza, tracić dobrego nastroju.
Szczególnie kiedy nadal czekała na nich randka, której NamGi nie mógł się doczekać odkąd sam ją zaproponował i odkąd, co dziwniejsze, Rowena się zgodziła.
Szczególnie kiedy nadal czekała na nich randka, której NamGi nie mógł się doczekać odkąd sam ją zaproponował i odkąd, co dziwniejsze, Rowena się zgodziła.
Dlatego, będąc jeszcze samemu, dołożył wszelkich starań, by zapomnieć i potraktować zachowanie Roweny jako drobne potknięcie na prostej drodze ich dzisiejszego spotkania. Skoro potrafił zapomnieć o tym piekącym policzku po uderzeniu jej dłoni (a siły mu chyba nie szczędziła), i skoro puścił w niepamięć obelgi i cały ten kwas, który cedziła na niego jeszcze na samym początku ich znajomości, podejrzewał, że zapomnienie o jej drobnym spóźnieniu przyjdzie mu z mrugnięciem oka.
Ostatecznie był nieziemsko ciekawy jak wypadnie ich randka, a jeszcze ciekawszy był tego, jak sama Rowena będzie wyglądać; dlatego z każdą kolejną chwilą zaczynał się niecierpliwić coraz bardziej, nie mogąc doczekać się momentu w którym w końcu mu się pokaże.
Poza tym, odrobinę się za nią stęsknił, a każda kolejna minuta, która kazała mu na nią czekać, była niesamowicie frustrująca, w trakcie kiedy on po prostu chciał mieć ją już blisko siebie i najlepiej nigdy nie wypuszczać.
Poza tym, odrobinę się za nią stęsknił, a każda kolejna minuta, która kazała mu na nią czekać, była niesamowicie frustrująca, w trakcie kiedy on po prostu chciał mieć ją już blisko siebie i najlepiej nigdy nie wypuszczać.
W trakcie oczekiwania, doszedł jeszcze do wniosku, że odpuszczenie sobie balu było jedną z najlepszych decyzji, które przyszło im wspólnie podjąć.
Młody Azjata zdecydowanie bardziej wolał być z nią sam. Miał zresztą wrażenie, że takie rozwiązanie brzmiało o wiele bardziej intymnie.
Młody Azjata zdecydowanie bardziej wolał być z nią sam. Miał zresztą wrażenie, że takie rozwiązanie brzmiało o wiele bardziej intymnie.
Kiedy Rowena w końcu wyłoniła się zza drzwi i od razu powitała go swoim uśmiechem, kompletnie stracił rozum.
Wyglądała cholernie pięknie; piękniej nawet od tego rozgwieżdżonego nieba, o którym mu opowiadała, i piękniej od każdego wschodu słońca, który podziwiał, będąc jeszcze w Chinach. Wyglądała tak, jakby NamGi mógł siedzieć i wpatrywać się w nią bez pamięci, podziwiając każdy skrawek jej twarzy i ciała, zapominając o całym świecie dookoła.
W jednej chwili zachwyciła go tak, że Dong zatracił się w niej nawet bardziej, nie podejrzewając, że jest to w ogóle możliwe.
Był cholernym szczęściarzem.
Wyglądała cholernie pięknie; piękniej nawet od tego rozgwieżdżonego nieba, o którym mu opowiadała, i piękniej od każdego wschodu słońca, który podziwiał, będąc jeszcze w Chinach. Wyglądała tak, jakby NamGi mógł siedzieć i wpatrywać się w nią bez pamięci, podziwiając każdy skrawek jej twarzy i ciała, zapominając o całym świecie dookoła.
W jednej chwili zachwyciła go tak, że Dong zatracił się w niej nawet bardziej, nie podejrzewając, że jest to w ogóle możliwe.
Był cholernym szczęściarzem.
— Wow — rzucił bezdźwięcznie, wstrzymując oddech na parę chwil.
Nim zdążył zasypać ją falą najszczerszych komplementów, skąpanych w zachwycie, w którym zresztą tkwił, Rowena uprzedziła go czymś na kształt niby przeprosin, niby skruchy.
— Daj spokój — odparł od razu, kiwając nieznacznie głową. Nie uważał już tej sprawy za jakkolwiek ważną; w zasadzie nie chciał nawet o niej myśleć, kiedy Rowena wyglądała tak olśniewająco, że nawet nie potrafił znaleźć słów, by to opisać
— Długo kazałaś mi na siebie czekać, ale pięknie wyglądasz. Cholernie pięknie Warto było czekać — uśmiechnął się łagodnie, zaciskając palce na jej dłoni, gładząc kciukiem jej delikatną skórę.
A kiedy tylko go pocałowała, świat kompletnie zatrzymał się w miejscu.
Ochoczo oddał jej tę pieszczotę i tylko wtedy, delikatnie muskając jeszcze kącik jej ust, odsunął się, by posłać jej najcieplejszy uśmiech, na jaki tylko było go stać, czując jak jego brzuch dalej koziołkuje.
— Czy to... — zmarszczył brwi, zacisnął usta i przejechał po nich językiem. Skupił się na moment, a potem z półuśmiechem spojrzał na Rowenę. Chyba nie umiał już oderwać od niej wzroku; zwłaszcza kiedy te gęste, czarne rzęsy tak hipnotyzująco podkreślały błękit jej oczu.
— Truskawki? Smakujesz truskawkami — mruknął sam do siebie z narastającym uśmiechem.
— Cholera, i to jak smacznie — smak jej ust od zawsze był pyszny, ale teraz wręcz nie potrafił skupić się na niczym innym.
Najchętniej zostałby w jej pokoju, żeby po prostu zatracili się w sobie i w swoich ustach, ale przecież czekała na nich ranka i musiał o tym pamiętać.
Ujął w dłoń jej prawą rękę, by rzucić okiem jaki kolor lakieru wybrała tym razem i uśmiechnął się słonecznie, przypominając sobie jak słodki był to nawyk.
— Chodźmy już, Śliczna — zaproponował miękko, i skradł jeszcze jeden pocałunek z jej uzależniająco słodkich ust.
Nim zdążył zasypać ją falą najszczerszych komplementów, skąpanych w zachwycie, w którym zresztą tkwił, Rowena uprzedziła go czymś na kształt niby przeprosin, niby skruchy.
— Daj spokój — odparł od razu, kiwając nieznacznie głową. Nie uważał już tej sprawy za jakkolwiek ważną; w zasadzie nie chciał nawet o niej myśleć, kiedy Rowena wyglądała tak olśniewająco, że nawet nie potrafił znaleźć słów, by to opisać
— Długo kazałaś mi na siebie czekać, ale pięknie wyglądasz. Cholernie pięknie Warto było czekać — uśmiechnął się łagodnie, zaciskając palce na jej dłoni, gładząc kciukiem jej delikatną skórę.
A kiedy tylko go pocałowała, świat kompletnie zatrzymał się w miejscu.
Ochoczo oddał jej tę pieszczotę i tylko wtedy, delikatnie muskając jeszcze kącik jej ust, odsunął się, by posłać jej najcieplejszy uśmiech, na jaki tylko było go stać, czując jak jego brzuch dalej koziołkuje.
— Czy to... — zmarszczył brwi, zacisnął usta i przejechał po nich językiem. Skupił się na moment, a potem z półuśmiechem spojrzał na Rowenę. Chyba nie umiał już oderwać od niej wzroku; zwłaszcza kiedy te gęste, czarne rzęsy tak hipnotyzująco podkreślały błękit jej oczu.
— Truskawki? Smakujesz truskawkami — mruknął sam do siebie z narastającym uśmiechem.
— Cholera, i to jak smacznie — smak jej ust od zawsze był pyszny, ale teraz wręcz nie potrafił skupić się na niczym innym.
Najchętniej zostałby w jej pokoju, żeby po prostu zatracili się w sobie i w swoich ustach, ale przecież czekała na nich ranka i musiał o tym pamiętać.
Ujął w dłoń jej prawą rękę, by rzucić okiem jaki kolor lakieru wybrała tym razem i uśmiechnął się słonecznie, przypominając sobie jak słodki był to nawyk.
— Chodźmy już, Śliczna — zaproponował miękko, i skradł jeszcze jeden pocałunek z jej uzależniająco słodkich ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz