Azjata początkowo nie rozumiał prośby Atei, lecz mimo tego odwrócił się niemal natychmiast, nie chcąc sprawiać problemów swoim zachowaniem. Dopiero stojąc plecami do dziewczyny, uświadomił sobie, że najprawdopodobniej przymierza się, by zmienić swoją formę na tę zwierzęcą, na co Dong zareagował ulgą – cieszył się, że, skoro Rowena była zasmarkana i najprawdopodobniej mniej czujna niż wtedy w jaskiniach, będą mieli dobrego przewodnika i nie zgubią się w suchym gąszczu wymarłej krainy.
Chociaż i tak ufał jej mniej, niż Rowenie; przecież nie znali się zbyt dobrze i pół-bóg nie miał pojęcia, jak dobre i nieomylne są jej zwierzęce zmysły. Mimo wszystko, nie mając wyboru, zdecydował się położyć w Atei swoje nadzieje na prędkie wydostanie się z Krainy Duchów.
Dong nie miał ochoty na kolejne przygody — był na to zbyt słaby, a poza tym bez miecza u swojego boku czuł się goły, wiedząc przecież, że w razie ataku czegoś dużego i niebezpiecznego, będzie miał marne szanse by się obronić.
Prędko jednak odepchnął od siebie tę myśl, ciesząc się, że na chwilę obecną byli bezpieczni i jeszcze nic im nie zagrażało (nawet jeśli dla Azjaty oczywistym było, że to tylko kwestia czasu).
Kiedy tak stał, tępo wpatrując się w swoje ubłocone i trochę przestarzałe buty, przypomniał sobie o czymś, co sprawiło, że jego serce zabiło trochę mocniej (i nie było to nic przyjemnego). NamGi spoglądnął więc na Rowenę zmęczonymi, chodź zatroskanymi oczami, rozumiejąc i widząc po jej napiętym ciele i nerwowej twarzy, że zaistniała sytuacja nie wprawia jej w najlepszy humor.
Nie dziwił się jej zresztą, choć wierzył, że gdyby tylko się przemieniła (a wiedział, że wcześniej czy później to nastąpi), byłaby najlepszym wilkiem, jaki kiedykolwiek żył na tej ziemi; z najlepszym słuchem, wzrokiem i węchem. Nie wątpił również, że byłaby — a raczej będzie — najlepszym tropicielem i łowcą.
Nie bardzo jednak wiedział, jak ją pocieszyć, więc zamiast tego siedział cicho, zerkając na nią pokątnie od czasu do czasu (być może za często), do czasu aż ich wzrok skrzyżował się, sprawiając, że Azjata momentalnie nie wiedział co powinien ze sobą zrobić.
— Na zdrowie — odparł głupio, niemalże odruchowo, kiedy usłyszał kichnięcie Roweny, wciąż wpatrując się w nią otępiale.
NamGi najprawdopodobniej nie zdawał sobie z tego sprawy, ale przez ostatnie dni naprawdę za nią tęsknił i jej obecność, chociaż nie rozmawiali ze sobą długo i w ogóle wszystko było między nimi jakieś takie niezręczne, sprawiała, że czuł się lepiej, a nawet, pomimo wszechogarniającego zimna, cieplej.
Potem spojrzał na Ateę w wilczej formie i na kierunek, który wybrała. Dong nie był pewny, bo widział jej początkowe zmieszanie, czy wskazała dobry kierunek, ale wiedział, że nie mają innego wyjścia niż po prostu jej zaufać. Nawet jeśli zgubiliby się przez jej nawigację, wiedział, że nie mogliby jej winić — ten świat wyraźnie sobie z nimi pogrywał.
Kiedy tak szedł, gdzieś obok Roweny w ogólnej ciszy, zastanawiał się nad jej samopoczuciem. Nie wyglądała najlepiej; a w zasadzie wyglądała paskudnie — z minuty na minutę coraz gorzej.
— Jak się czujesz? — wypalił, może trochę głupio, ale tylko dlatego, że się martwił.
Potem spojrzał na Ateę w wilczej formie i na kierunek, który wybrała. Dong nie był pewny, bo widział jej początkowe zmieszanie, czy wskazała dobry kierunek, ale wiedział, że nie mają innego wyjścia niż po prostu jej zaufać. Nawet jeśli zgubiliby się przez jej nawigację, wiedział, że nie mogliby jej winić — ten świat wyraźnie sobie z nimi pogrywał.
Kiedy tak szedł, gdzieś obok Roweny w ogólnej ciszy, zastanawiał się nad jej samopoczuciem. Nie wyglądała najlepiej; a w zasadzie wyglądała paskudnie — z minuty na minutę coraz gorzej.
— Jak się czujesz? — wypalił, może trochę głupio, ale tylko dlatego, że się martwił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz