Trzygłowy pies podziemia, strażnik świata dusz, istotka chętna do gryzienia wszystkiego co wkroczyło nieproszone bądź nie powinno się znaleźć w jego wymiarze właśnie sam był nieproszonym gościem. Miał mieszane uczucia odnośnie tego, łamał jedną ze swoich zasad wobec czyjegoś rewiru, ale nie miał czasu na roztrząsanie tego. Chciał jak najszybciej dotrzeć do samicy. Jej krzyk wciąż rozdzierał jego głowę od wewnątrz, nawet jeśli nie było go już słychać. Popiół pod jego nogami wzbijał się do góry by później opaść równie martwo jak reszta tego świata. Przecinając kolejne kawałki drogi rozglądał się mimowolnie za podestem straznika. Każda kraina zmarłych ma swojego strażnika, a każdy z nich - ulubiony punkt obserwacyjny. Nie wiedział tylko na czym polegają jego zmysły i tym samym, czego wypatrywać.
Jego ciemne ślepia wychwyciły dwie sylwetki które zwiększały się powoli. Dużo energii zabrało mu bieganie na dwóch nogach, kusiło by zrzucić obroże i zwyczajnie wykorzystać cały potencjał jaki niosły ze sobą cztery potężne łapy. Zdyszany i z krzywą miną dotarł do nich i zaczął przesuwać spojrzeniem po Atei, sprawdzając czy jest ranna. W międzyczasie złapał się za bok, jak biegacze z kolką, czując rwący ból od otwartej na nowo rany, ale nie okazał tego po sobie. Jego zaplamiona krwią już wcześniej koszulka powoli nasiąkała na nowo. Nie odczuwając zapachu krwi od samicy, przeniosl następnie wzrok na samca obok, którego zapach go drażnił i był dziwnie znajomy w dodatku.. Miał na sobie zapach jego towarzyszki, która dzielnie dobiegała do nich. Jego źrenice się zwęziły gdy rozpoznał zapach samca, który utrzymywał się na skórze Roweny, ale nic nie powiedział. Zamiast tego w pełni oddał swoją uwagę Atei, wyglądającej na śmiertelnie ranną.
Nie wiedział co się tutaj stało, gdyby to był straznik już dawno by nie żyli. Młoda samica była blada, jak śmiertelnicy którzy widywali swoich bliskich w Hadesie. Spotkała się ze zjawą? To nie miało dla niego sensu, bo miejsce było puste. Ani jednej duszy na horyzoncie. Podszedł do samicy powoli, badając czy życzy ona sobie jego obecności. Widział jak jej drobne ciało drży, czuł jak zimno zaczyna sięgać ku niej niczym dusze zmarłych, łaknących ciepła które im towarzyszyło za życia. Złapał jej wzrok, umęczony, pozbawiony charakterystycznego dla nich radosnego blasku. Złamany. Bolało ją coś wewnątrz. Rozdzierająca rana, która nie miała się łatwo zaleczyć. Skoro tak toporna istota jak on to mógł zauważyć to było źle, bardzo źle. Napiecie, rosnące pod jego skórą, zimno które temu towarzyszyło.. Bał się. Bał się o nią. Nie widząc sprzeciwu z jej strony zbliżył się do niej i niezgrabnie otoczył ramieniem bez słowa, przyciągając do siebie. Nie wiedział czy to coś zmieni, czy to jej ulży w bólu ran, które były schowane przed resztą świata w jej wnętrzu. Wiedział... Czuł, że tak powinno być, że tak powinien zrobić. Otulił ją swoimi szorstkimi rękami i osłonił przed martwym zimnem. Jej zapach wypełniał jego płuca z każdym oddechem. Jego tors zaczął lekko wibrować od gardłowego pomruku, którego nie mógł w sobie zdusić. Uniósł dłoń by w miarę delikatnie pogładzić końce jej niezwykle delikatnych włosów. Będzie jej pilnował, obiecał sobie w duchu. Będzie jej strzegł przed zimnem, które sięgało ku niej jak szpony śmierci.
Jego ciemne ślepia wychwyciły dwie sylwetki które zwiększały się powoli. Dużo energii zabrało mu bieganie na dwóch nogach, kusiło by zrzucić obroże i zwyczajnie wykorzystać cały potencjał jaki niosły ze sobą cztery potężne łapy. Zdyszany i z krzywą miną dotarł do nich i zaczął przesuwać spojrzeniem po Atei, sprawdzając czy jest ranna. W międzyczasie złapał się za bok, jak biegacze z kolką, czując rwący ból od otwartej na nowo rany, ale nie okazał tego po sobie. Jego zaplamiona krwią już wcześniej koszulka powoli nasiąkała na nowo. Nie odczuwając zapachu krwi od samicy, przeniosl następnie wzrok na samca obok, którego zapach go drażnił i był dziwnie znajomy w dodatku.. Miał na sobie zapach jego towarzyszki, która dzielnie dobiegała do nich. Jego źrenice się zwęziły gdy rozpoznał zapach samca, który utrzymywał się na skórze Roweny, ale nic nie powiedział. Zamiast tego w pełni oddał swoją uwagę Atei, wyglądającej na śmiertelnie ranną.
Nie wiedział co się tutaj stało, gdyby to był straznik już dawno by nie żyli. Młoda samica była blada, jak śmiertelnicy którzy widywali swoich bliskich w Hadesie. Spotkała się ze zjawą? To nie miało dla niego sensu, bo miejsce było puste. Ani jednej duszy na horyzoncie. Podszedł do samicy powoli, badając czy życzy ona sobie jego obecności. Widział jak jej drobne ciało drży, czuł jak zimno zaczyna sięgać ku niej niczym dusze zmarłych, łaknących ciepła które im towarzyszyło za życia. Złapał jej wzrok, umęczony, pozbawiony charakterystycznego dla nich radosnego blasku. Złamany. Bolało ją coś wewnątrz. Rozdzierająca rana, która nie miała się łatwo zaleczyć. Skoro tak toporna istota jak on to mógł zauważyć to było źle, bardzo źle. Napiecie, rosnące pod jego skórą, zimno które temu towarzyszyło.. Bał się. Bał się o nią. Nie widząc sprzeciwu z jej strony zbliżył się do niej i niezgrabnie otoczył ramieniem bez słowa, przyciągając do siebie. Nie wiedział czy to coś zmieni, czy to jej ulży w bólu ran, które były schowane przed resztą świata w jej wnętrzu. Wiedział... Czuł, że tak powinno być, że tak powinien zrobić. Otulił ją swoimi szorstkimi rękami i osłonił przed martwym zimnem. Jej zapach wypełniał jego płuca z każdym oddechem. Jego tors zaczął lekko wibrować od gardłowego pomruku, którego nie mógł w sobie zdusić. Uniósł dłoń by w miarę delikatnie pogładzić końce jej niezwykle delikatnych włosów. Będzie jej pilnował, obiecał sobie w duchu. Będzie jej strzegł przed zimnem, które sięgało ku niej jak szpony śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz