Jej głos był miękki, delikatny śmiech w następstwie na jego zwierzęcy ruch sprawił, że odczuł spokój. Niestety, tylko przez chwilę. Gdy samica opuściła jego ramiona kierując się do ich towarzyszy w jego głowie zaczynało szumieć. Napięcie schodziło, pozostał niepokój. Zaczynał odczuwać skutki ponownie zerwanych szwów. Promieniujący ból był do zniesienia, ale powolne odrętwienie w końcach palców już mniej. Nie chciał tego przyznawać przed samym sobą, ale musieli się śpieszyć. Zacisnął zęby, skupiając się na zwolnieniu swojego tętna, by spowolnić choć trochę krwawienie. Uniósł głowę dopiero gdy pulsowanie w jego skroniach zelżało. Jego włosy przyklejały się do spoconej skóry, próbował je odsunąć, niezgrabnie przesuwając odrętwiałymi palcami. Ominął większość rozmowy przez co patrzył z lekka zagubionym spojrzeniem po wszystkich. Gdy Atea ponownie zbliżyła się do niego zebrał się w sobie. Nieważne co się z nim działo, tym się zajmie później. Zerknął na swój bok, koszula przesiąknięta niemal całkiem na jego boku lśniła w półświetle tego świata. Lekko odwrócił się by zasłonić najgorzej wyglądające partie. Powinien czuć pogardę samym sobą, za to, że próbuje coś ukryć przed kimkolwiek. Nigdy tego nie robił, ale... Tutaj czuł, że tak powinien zrobić. Niech się nikt, zwłaszcza ona, nie martwi o niego.
- Dam radę. - Czuł się okropnie. I przez kłamstwo i przez ranę. Zaciskał parokrotnie dłonie by przywrócić w nich krążenie. Jego spojrzenie zasłonięte z lekka przez uparte włosy powoli matowiało. Powoli odwrócił się na prośbę samicy. Zza jego pleców mógł dosłyszeć szelest jej ubrań i nagły napływ jej zapachu. Poruszył nozdrzami odruchowo i wbił spojrzenie w popielate podłoże pod sobą. Nagły zapach, bardziej pierwotny, zwierzęcy dał mu do zrozumienia, że wciągnęła na siebie swoje drugie oblicze. Odwrócił się powoli i zamarł. Całe jego starania by uspokoić pracowanie serca szlag trafił. Jej gęste futro mieniło się bielą. Nigdy nie widział tak jasnego koloru na żywej istocie. Podziemia były wiecznym tańcem brunatno-czarnych kreatur, spowijając miejsce cieniem, pochłaniając najmniejsze cząstki światła swoimi ciałami. A Atea.. Lśniła jak Acheron, rzeka lamentu jego świata była diamentowo czysta, odbijała wszystkie wspomnienia śmiertelników, którzy kiedykolwiek zaczerpnęli z jej nurtu sprawiając, że jaśniała bielą pośród nieposkromionych ciemności. Oniemiały, przesuwał spojrzeniem po jej ciele. Śnieżne futro falowało gdy samica brała oddech. Białe połacie iskrzącego się futra ustępowały miejsca kolejnym, wzburzonym do życia przez rytmiczny mechanizm istnienia. Złapał jej spojrzenie i ugiął się pod sobą szukając oparcia na pobliskiej gałęzi... Próbował coś wydukać z siebie, ale za cicho by ktokolwiek wokół usłyszał. Bardziej mówiąc do siebie, nie dowierzając.
- Ty.. Twoje.. - Bystre, silne, choć wciąż lśniące od ostatków łez oczy wilczycy miały kolor płomieni Hadesu. Kolor, który otaczał każde z jego wspomnień. Barwa, która niosła największe z przyjemności i najgorsze z kar. Głębia, łącząca żywoty umarłych z kolejnymi wcieleniami. Żywy odcień martwego świata, który umiłował od najmłodszych z lat. Mimowolnie zrobił krok w jej stronę czując kolejne zawroty głowy. Teraz nie miał pewności czy to przez rany czy przez nieziemskie wejrzenie, jakim obdarzyła go samica. Jej oczy.. Płomienne spojrzenie lodowato-niebieskich ślepi.. Jak szczeniak, wbił spojrzenie w nie, chcąc widzieć ich więcej, więcej, więcej. Gdyby zapytano go kto jest najpiękniejszą z istot, mógłby wywołać wojnę...
- Dam radę. - Czuł się okropnie. I przez kłamstwo i przez ranę. Zaciskał parokrotnie dłonie by przywrócić w nich krążenie. Jego spojrzenie zasłonięte z lekka przez uparte włosy powoli matowiało. Powoli odwrócił się na prośbę samicy. Zza jego pleców mógł dosłyszeć szelest jej ubrań i nagły napływ jej zapachu. Poruszył nozdrzami odruchowo i wbił spojrzenie w popielate podłoże pod sobą. Nagły zapach, bardziej pierwotny, zwierzęcy dał mu do zrozumienia, że wciągnęła na siebie swoje drugie oblicze. Odwrócił się powoli i zamarł. Całe jego starania by uspokoić pracowanie serca szlag trafił. Jej gęste futro mieniło się bielą. Nigdy nie widział tak jasnego koloru na żywej istocie. Podziemia były wiecznym tańcem brunatno-czarnych kreatur, spowijając miejsce cieniem, pochłaniając najmniejsze cząstki światła swoimi ciałami. A Atea.. Lśniła jak Acheron, rzeka lamentu jego świata była diamentowo czysta, odbijała wszystkie wspomnienia śmiertelników, którzy kiedykolwiek zaczerpnęli z jej nurtu sprawiając, że jaśniała bielą pośród nieposkromionych ciemności. Oniemiały, przesuwał spojrzeniem po jej ciele. Śnieżne futro falowało gdy samica brała oddech. Białe połacie iskrzącego się futra ustępowały miejsca kolejnym, wzburzonym do życia przez rytmiczny mechanizm istnienia. Złapał jej spojrzenie i ugiął się pod sobą szukając oparcia na pobliskiej gałęzi... Próbował coś wydukać z siebie, ale za cicho by ktokolwiek wokół usłyszał. Bardziej mówiąc do siebie, nie dowierzając.
- Ty.. Twoje.. - Bystre, silne, choć wciąż lśniące od ostatków łez oczy wilczycy miały kolor płomieni Hadesu. Kolor, który otaczał każde z jego wspomnień. Barwa, która niosła największe z przyjemności i najgorsze z kar. Głębia, łącząca żywoty umarłych z kolejnymi wcieleniami. Żywy odcień martwego świata, który umiłował od najmłodszych z lat. Mimowolnie zrobił krok w jej stronę czując kolejne zawroty głowy. Teraz nie miał pewności czy to przez rany czy przez nieziemskie wejrzenie, jakim obdarzyła go samica. Jej oczy.. Płomienne spojrzenie lodowato-niebieskich ślepi.. Jak szczeniak, wbił spojrzenie w nie, chcąc widzieć ich więcej, więcej, więcej. Gdyby zapytano go kto jest najpiękniejszą z istot, mógłby wywołać wojnę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz