Przetarł zaspany oczy, czując, jak drażniący piasek włazi mu pod powieki. Pogmerał coś pod nosem, nie będąc w stanie się podnieść. Miał nieodparte wrażenie, że jego ciało jakimś cudem w nocy zwiększyło swoją wagę niczym z owocem kilo kilo no mi z one piece. Kiedy w końcu zmusił się do horrendalnie męczącego wysiłku, jakiego wymagało uniesienie powiek, nie potrafił się zorientować, gdzie jest. Powoli zaczął być także świadom czucia w swoim ciele i stwierdził zgodnie, że było mu zimno. Uświadomienie sobie tego szybko podniosło go na nogi, czego skutkiem było gwałtowne poderwanie się i głęboki wdech.
Równie energicznie pokręcił głową na boki w celu obczajenia otoczenia. Zmrużył oczy, w jego niedalekim, bardzo niedalekim pobliżu leżał jakiś typek. Zanim Viktor w ogóle skojarzył swoją egzystencję, a tym bardziej zdarzenia z wczoraj, przez głowę zdążył mu już przebiec galopek myśli. Tych myśli, po których ogarnia cię wielka ulga, że nie przedstawiały one prawdziwych zdarzeń.
Pierwszy scenariusz był taki, że ktoś go porwał.
Drugi, że został porwany i zgwałcony.
Trzeci, że został porwany, zgwałcony i obtuczony kiełbasami.
Dosłownie w tej chwili odbiło mu się wczorajszą suchą myśliwską. I w tejże też chwili z ulgą zakończył pomyślnie analizę w swoim mózgu. To tylko Agrest. Znaczy August. Uznawszy, że oba słowa brzmią tak samo, ziewnął potężnie i dla pewności sprawdził, czy przypadkiem z jego tyłkiem jest w porządku, a kiedy przekonał się, że tak było, wygramolił się z koca.
– Katoryj czias? – wymamrotał, na razie nie będąc w stanie mówić w języku innym niż swój ojczysty. Zlustrował wnętrze namiotu z koncentracją pijaka który próbuje być trzeźwy, po czym wyłapał jakiś telefon leżący w kocach.
Bez wahania wychylił się nad leżącym Augustem, smyrając go koszulą po twarzy, po czym capnął jego telefon, sprawdzając godzinę. Przysunął ekran zbyt blisko twarzy, oczywiście w celu lepszego przyjrzenia się, ale to poskutkowało jedynie całkowitym rozmyciem obrazu w jego oczach.
– Wosiem czasow? Ili możiet byt... siem czasow? – mamrotał. – Skucznyj oboj – skomentował jeszcze i pizgnął telefonem przez pół namiotu, wprawiając całą konstrukcję w ruch, gdyż urządzenie trafiło w ściankę.
Równie energicznie pokręcił głową na boki w celu obczajenia otoczenia. Zmrużył oczy, w jego niedalekim, bardzo niedalekim pobliżu leżał jakiś typek. Zanim Viktor w ogóle skojarzył swoją egzystencję, a tym bardziej zdarzenia z wczoraj, przez głowę zdążył mu już przebiec galopek myśli. Tych myśli, po których ogarnia cię wielka ulga, że nie przedstawiały one prawdziwych zdarzeń.
Pierwszy scenariusz był taki, że ktoś go porwał.
Drugi, że został porwany i zgwałcony.
Trzeci, że został porwany, zgwałcony i obtuczony kiełbasami.
Dosłownie w tej chwili odbiło mu się wczorajszą suchą myśliwską. I w tejże też chwili z ulgą zakończył pomyślnie analizę w swoim mózgu. To tylko Agrest. Znaczy August. Uznawszy, że oba słowa brzmią tak samo, ziewnął potężnie i dla pewności sprawdził, czy przypadkiem z jego tyłkiem jest w porządku, a kiedy przekonał się, że tak było, wygramolił się z koca.
– Katoryj czias? – wymamrotał, na razie nie będąc w stanie mówić w języku innym niż swój ojczysty. Zlustrował wnętrze namiotu z koncentracją pijaka który próbuje być trzeźwy, po czym wyłapał jakiś telefon leżący w kocach.
Bez wahania wychylił się nad leżącym Augustem, smyrając go koszulą po twarzy, po czym capnął jego telefon, sprawdzając godzinę. Przysunął ekran zbyt blisko twarzy, oczywiście w celu lepszego przyjrzenia się, ale to poskutkowało jedynie całkowitym rozmyciem obrazu w jego oczach.
– Wosiem czasow? Ili możiet byt... siem czasow? – mamrotał. – Skucznyj oboj – skomentował jeszcze i pizgnął telefonem przez pół namiotu, wprawiając całą konstrukcję w ruch, gdyż urządzenie trafiło w ściankę.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz