By
Tyna
|
22:04
|
Tak właściwie to Rowena nawet nie lubiła gorzkiej czekolady.
Mimo to odłamywała kostkę po kostce, wkładając kolejne kawałki do ust na tyle często, by ciągle mieć coś w buzi, i na tyle rzadko, żeby pozwolić rozpuścić jej się na języku. Od dawna nic nie jadła, ale zamiast postawić na dobrze zbilansowany, pożywny posiłek, zdecydowała się na coś, czego nawet nie lubiła. Miała tą świadomość, że zaraz zacznie boleć ją brzuch, ale nie przejęła się tym jakoś zbytnio.
Jej z lekka masochistyczna strona kazała jej dobić się jeszcze bardziej niż dotychczas.
Dziewczyna od wielu godzin była po prostu cholernie wściekła.
Wkurzało ją to, że piekielnie bolały ją podrapane, posiniaczone plecy, których nie mogła nawet do końca wyprostować, a zabandażowała dłoń nadal lekko szczypała. Wkurzało ją to, że miała katar, co sprawiało, że nie potrafiła wychwycić zupełnie żadnego zapachu, a czasami doznawała ataków niekontrolowanego kaszlu. Wkurzało ją to, że głowa jej pękała, więc na wszelkie dźwięki też nie zwracała większej uwagi. Wkurzało ją to, że na jej szyi widniała malinka, której nie mogła nijak zakryć - ani włosami, ani ubraniem. Wkurzało ją to, że mimo wzięcia prysznica, zmiany opatrunku i ogólnie przebrania się, znowu miała na sobie obie bluzy NamGi'ego - tą wkładaną przez głowę i tą na zamek błyskawiczny również.
Wkurzało ją też to, że w głębi serca czuła, że za nim tęskni. Na dodatek nie mogła przestać o nim myśleć.
Nie miała jednak zamiaru się do niego odzywać. Chociaż chłopak nie zrobił niczego złego, powinna być mu nawet wdzięczna, bo to zapewne tylko dzięki niemu udało jej się bezpiecznie wrócić do obozu, konsekwentnie go ignorowała, wściekając się na samą siebie, że w ogóle pozwoliła sobie na jakieś uczucie.
To nie tak miało być.
Najgorsze było jednak to, że cały czas pamiętała jego piękny uśmiech, zamglone, rozmarzone spojrzenie oraz pocałunki smakujące mieszanką w większości niezidentyfikowanych i marnej jakości alkoholi. Nie mogła sobie tego wybić z głowy, więc z każdym takim wspomnieniem jedynie gniewnie marszczyła brwi.
Rowena nagle zaniosła się kaszlem. Ledwo udało jej się zasłonić usta dłońmi, próbując jakoś się opanować i szybko to skończyć. Miała też nadzieję, że nie wypluje płuc.
– O kur... – wymamrotała między kolejnymi kaszlnięciami.
Wiedziała, że wystawianie się na chłodny, jesienny wiatr w niczym jej nie pomoże, szczególnie nie w walce w tym cholernym przeziębieniem, ale jakoś nie mogła sobie tego odmówić. Fajnie jej się tak siedziało pod murem szkoły. Gdy w końcu przestała kasłać, włożyła sobie do ust kolejną kostkę gorzkiej czekolady.
Podsunęła rozpakowaną do połowy tabliczkę pod nos siedzącego obok niej Skýlosa, który dzielnie znosił jej towarzystwo już od jakiegoś czasu. Spodziewała się, że nawet się nie poczęstuje. Tak właściwie to właśnie tego oczekiwała w tamtym momencie - żeby po prostu jej odmówił i pozwolił nadal zajadać się czymś, czego nawet nie lubiła.
Mimo to odłamywała kostkę po kostce, wkładając kolejne kawałki do ust na tyle często, by ciągle mieć coś w buzi, i na tyle rzadko, żeby pozwolić rozpuścić jej się na języku. Od dawna nic nie jadła, ale zamiast postawić na dobrze zbilansowany, pożywny posiłek, zdecydowała się na coś, czego nawet nie lubiła. Miała tą świadomość, że zaraz zacznie boleć ją brzuch, ale nie przejęła się tym jakoś zbytnio.
Jej z lekka masochistyczna strona kazała jej dobić się jeszcze bardziej niż dotychczas.
Dziewczyna od wielu godzin była po prostu cholernie wściekła.
Wkurzało ją to, że piekielnie bolały ją podrapane, posiniaczone plecy, których nie mogła nawet do końca wyprostować, a zabandażowała dłoń nadal lekko szczypała. Wkurzało ją to, że miała katar, co sprawiało, że nie potrafiła wychwycić zupełnie żadnego zapachu, a czasami doznawała ataków niekontrolowanego kaszlu. Wkurzało ją to, że głowa jej pękała, więc na wszelkie dźwięki też nie zwracała większej uwagi. Wkurzało ją to, że na jej szyi widniała malinka, której nie mogła nijak zakryć - ani włosami, ani ubraniem. Wkurzało ją to, że mimo wzięcia prysznica, zmiany opatrunku i ogólnie przebrania się, znowu miała na sobie obie bluzy NamGi'ego - tą wkładaną przez głowę i tą na zamek błyskawiczny również.
Wkurzało ją też to, że w głębi serca czuła, że za nim tęskni. Na dodatek nie mogła przestać o nim myśleć.
Nie miała jednak zamiaru się do niego odzywać. Chociaż chłopak nie zrobił niczego złego, powinna być mu nawet wdzięczna, bo to zapewne tylko dzięki niemu udało jej się bezpiecznie wrócić do obozu, konsekwentnie go ignorowała, wściekając się na samą siebie, że w ogóle pozwoliła sobie na jakieś uczucie.
To nie tak miało być.
Najgorsze było jednak to, że cały czas pamiętała jego piękny uśmiech, zamglone, rozmarzone spojrzenie oraz pocałunki smakujące mieszanką w większości niezidentyfikowanych i marnej jakości alkoholi. Nie mogła sobie tego wybić z głowy, więc z każdym takim wspomnieniem jedynie gniewnie marszczyła brwi.
Rowena nagle zaniosła się kaszlem. Ledwo udało jej się zasłonić usta dłońmi, próbując jakoś się opanować i szybko to skończyć. Miała też nadzieję, że nie wypluje płuc.
– O kur... – wymamrotała między kolejnymi kaszlnięciami.
Wiedziała, że wystawianie się na chłodny, jesienny wiatr w niczym jej nie pomoże, szczególnie nie w walce w tym cholernym przeziębieniem, ale jakoś nie mogła sobie tego odmówić. Fajnie jej się tak siedziało pod murem szkoły. Gdy w końcu przestała kasłać, włożyła sobie do ust kolejną kostkę gorzkiej czekolady.
Podsunęła rozpakowaną do połowy tabliczkę pod nos siedzącego obok niej Skýlosa, który dzielnie znosił jej towarzystwo już od jakiegoś czasu. Spodziewała się, że nawet się nie poczęstuje. Tak właściwie to właśnie tego oczekiwała w tamtym momencie - żeby po prostu jej odmówił i pozwolił nadal zajadać się czymś, czego nawet nie lubiła.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz