Ten
poranek był tragicznie gorący. Mimo wszechobecnego słońca morze nie dało się nawet
na chwilę ogrzać i fale mu za to! Na'veen wyskoczył z wody rozchlapując ją
na wszystkie strony by znów zanurzyć się w zakłóconych jego zabawami falach. Nocowanie
poza akademią, na pobliskiej plaży, było dla niego wyjątkowo przyjemne. Nie
potrzebował pilnować by jego ciało utrzymywało wszelkie płyny w środku. Mógł
być niemalże sobą. Słona woda wypełniała jego zmysły gdy badał wzrokiem morskie
dno, przeczesał palcami splątane ruchami wody wodorosty i przepłynął kawałek
dalej chłonąc swoje otoczenie promieniejąc uśmiechem. Jego nagi tors łaskotały
podwodne nurty podczas przepływania tuż nad dnem. Zbliżone do rybich łuski
przebijały delikatnie spod skóry, dostosowując się do ruchów pływaka i
zmniejszając opór wody. Z pomocą wodnistych błon nabieranie prędkości nie było
ciężkim zadaniem, a dla żywiołaka - jak oddychanie.
Ustawił swoje ciało głową ku powierzchni i z uśmiechem jak małe dziecko rozpędził się dodatkowo odbijając nogami od dna. Wyskoczył ponad fale ze śmiechem, bawił się świetnie choć wiedział, że zaraz będzie musiał wracać do akademii. Po raz ostatni zanurzył się w wodzie i zaczął płynąć ku brzegowi zbierając po drodze co ładniejsze drobne kamyczki z dna. Jego stopy zostawiały suche ślady za sobą gdy zmierzał do reszty swoich ubrań złożonych na brzegu kamienia. Głodne wilgoci ciało wciągnęło całą ciecz ze spodni w których pływał i zatrzymało ją w sobie. Ubrał się w swój standardowy biały podkoszulek na ramiona i nawet pokusił się o naszyjnik z drobnych muszelek! Był przewodniście dopasowany do jego niebieskich spodni. Spojrzał tęsknym spojrzeniem za rozbijającymi się falami i odetchnął głęboko. Potrząsnął głową przez co mokre kosmyki jego falujących włosów poprzyklejały mu się do szyi. Potrzebował tego. Potrzebował wyczyścić swoją głowę z ciężkich, lepkich jak ropa na powierzchni fal, paskudnych wspomnień.
Uniósł lekko rękę, z jego dłoni wylewała się woda, która zaprzeczając grawitacji uleciała w górę i zaczęła kotłować się w sobie aż osiągnęła ostateczny kształt. Drobna manta zatoczyła kółko w powietrzu i przysiadła na czubku głowy mężczyzny. Na'veen rozpogodził się i palcami musnął jedną z płetw stworzonka.
- Meidin mhaith, Birostris. Mamy dziś piękny dzień nieprawdaż? - Na'veen zebrał kamyczki do kieszeni i ruszył w stronę akademii. Mijając kolejne zakręty i cieniste przejścia mruczał pod nosem wesołą szantę. Manta większość czasu spędzała na włosach, choć od czasu do czasu sunęła obok jego ramienia, dotrzymując mu tempa z pomocą paru machnięć płetwami. Przed jego oczami rozpościerały się odrzwia jednej z najdziwniejszych akademii jakie miał okazje poznać w swoim życiu. Uśmiechnął się do przechodzących uczniów i przytrzymał drzwi by pomóc im we wnoszeniu swoich rzeczy.
- Dzień dobry wszystkim, jak minęły wakacje? Ocho, tu widzę, że ktoś nie unikał słońca! Że też daliście radę, grzybienie z głów! - Kolejny rok, kolejne ikry, jak mawiał jego dziadunio, stary weteran, który miał dziwny epizod w szkole przygotowawczej dla narybek. Miał wielką nadzieję, że dzisiaj będzie to dobry, spokojny dzień. W końcu, w tym miejscu mogło stać się dosłownie wszystko, więc czemu nie i to co najmniej spodziewane?
Ustawił swoje ciało głową ku powierzchni i z uśmiechem jak małe dziecko rozpędził się dodatkowo odbijając nogami od dna. Wyskoczył ponad fale ze śmiechem, bawił się świetnie choć wiedział, że zaraz będzie musiał wracać do akademii. Po raz ostatni zanurzył się w wodzie i zaczął płynąć ku brzegowi zbierając po drodze co ładniejsze drobne kamyczki z dna. Jego stopy zostawiały suche ślady za sobą gdy zmierzał do reszty swoich ubrań złożonych na brzegu kamienia. Głodne wilgoci ciało wciągnęło całą ciecz ze spodni w których pływał i zatrzymało ją w sobie. Ubrał się w swój standardowy biały podkoszulek na ramiona i nawet pokusił się o naszyjnik z drobnych muszelek! Był przewodniście dopasowany do jego niebieskich spodni. Spojrzał tęsknym spojrzeniem za rozbijającymi się falami i odetchnął głęboko. Potrząsnął głową przez co mokre kosmyki jego falujących włosów poprzyklejały mu się do szyi. Potrzebował tego. Potrzebował wyczyścić swoją głowę z ciężkich, lepkich jak ropa na powierzchni fal, paskudnych wspomnień.
Uniósł lekko rękę, z jego dłoni wylewała się woda, która zaprzeczając grawitacji uleciała w górę i zaczęła kotłować się w sobie aż osiągnęła ostateczny kształt. Drobna manta zatoczyła kółko w powietrzu i przysiadła na czubku głowy mężczyzny. Na'veen rozpogodził się i palcami musnął jedną z płetw stworzonka.
- Meidin mhaith, Birostris. Mamy dziś piękny dzień nieprawdaż? - Na'veen zebrał kamyczki do kieszeni i ruszył w stronę akademii. Mijając kolejne zakręty i cieniste przejścia mruczał pod nosem wesołą szantę. Manta większość czasu spędzała na włosach, choć od czasu do czasu sunęła obok jego ramienia, dotrzymując mu tempa z pomocą paru machnięć płetwami. Przed jego oczami rozpościerały się odrzwia jednej z najdziwniejszych akademii jakie miał okazje poznać w swoim życiu. Uśmiechnął się do przechodzących uczniów i przytrzymał drzwi by pomóc im we wnoszeniu swoich rzeczy.
- Dzień dobry wszystkim, jak minęły wakacje? Ocho, tu widzę, że ktoś nie unikał słońca! Że też daliście radę, grzybienie z głów! - Kolejny rok, kolejne ikry, jak mawiał jego dziadunio, stary weteran, który miał dziwny epizod w szkole przygotowawczej dla narybek. Miał wielką nadzieję, że dzisiaj będzie to dobry, spokojny dzień. W końcu, w tym miejscu mogło stać się dosłownie wszystko, więc czemu nie i to co najmniej spodziewane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz