Taau było o tej porze ciche, idealne do spacerów i podziwiania pierwszych promieni słońca. Wysoki, szczupły mężczyzna w stroju tak eleganckim, że aż nie przystającym do miejsca, w którym się znajdował. Poprawił płaszcz, który nosił mimo tego, że pogoda dopisywała i było ciepło. Nie czuł jednak ciepła, zimna, niczego. W końcu jak miał odczuwać cokolwiek skoro był siłą, której ludzki umysł nie był w stanie pojąć.
Minął zbyt wylewną meduzę, która z wielką radością witała posępnego Azjatę. Przyjaciele, rodzina, kochankowie? Nie wiedział, ale nie spodobało mu się publiczne okazywanie uczyć, a przynajmniej tak wylewnie. Litości, to, że rodzice są puste nie znaczy, że można być tak śmiałym. Wyciągnął kartkę i przyjrzał się dokładnie adresowi miejsca, w które miał się udać. Skromna księgarnia, jako jedyna sprzedająca i zamawiająca zgoła niepoprawne i nielegalne księgi. Aż wstyd mu było przyznać, że odwiedzał takie miejsce, zważając na pracę.
Przeczesał czarne włosy. Pozbył się rogów już jakiś czas temu, doszedł do wniosku, że udawanie jedynie człowieka przyniesie mu większe korzyści.
Minęły trzy lata, trzy długie lata podczas, których nieustannie podróżował i pracował, by wyzbyć się z głowy wszystkich wspomnień związanych z widniejącą w oddali, na wszystkich ulotkach, dosłownie wszędzie, akademią.
Cisza, potrzebował odpoczynku, ciszy, spokoju. Snu. Musiał spełniać potrzeby ludzkie, istot żywych, mimo że nie należał do nich. Kiedy tak zmarniał? Kiedy stracił swój stoicki spokój i zimną maskę? Od ilu lat czegoś mu brakowało, czegoś, co wypełniało życie każdego śmiertelnika? Przetarł oczy. Ilekroć budził się w nocy, śnił, zamykał oczy widział jedynie olśniewającą biel.
W końcu dotarł do celu, wszedł cicho do lokalu, zaskakując młodego sprzedawcę, szperającego w pudłach. Chłopak, a właściwie już młody mężczyzna poderwał się i wyprostował, poprawiając na nosie okulary.
— Najmocniej przepraszam, nie jestem w stanie w pełni sam prowadzić sklepu, moja współpracowniczka zniknęła gdzieś i muszę sam wszystko... — burczał sprzedawca, przekładając książki ogonem.
— Ależ proszę się nie tłumaczyć — powiedział mężczyzna, unosząc dłoń. Domyślał się, że wspomniana asystentka to wylewna meduza, którą minął po drodze. — Mam nadzieję, że moje zamówienie dotarło bezpiecznie?
Ven wyciągnął oprawioną w ludzką skórę i zdobioną kośćmi księgę. Spojrzał na zamówienie, po czym spytał:
— Tak panie... Dumat, jesteśmy zaszczyceni, że kupuje pan w naszej księgarni. — Wręczył mężczyźnie księgę.
Cisza uśmiechnęła się szeroko, chowając książkę za pazuchą. Na ladzie została pokaźna suma pieniędzy. Ku zdziwieniu bazyliszka, klient rozpłynął się niemal w powietrzu.
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz