Ten dzień zaczął się jakoś tak... Inaczej. Może chodziło o ostatnie wydarzenia, może o zmianę pogody, a może zwyczajnie o to, że dziewczyna przez ostatnie dni trochę chorowała, co raczej nie powinno nikogo dziwić po jej ostatnim paradowaniu w lekkich ubrankach podczas burzy śnieżnej. W każdym razie przez ostatni czas nie opuszczała łóżka, a większość czasu po prostu przesypiała, nie zwracając uwagi na to, że mijają jej kolejne, nieusprawiedliwione godziny lekcyjne. Dzisiaj jednak obudziła się dość szybko i ku własnemu zdziwieniu nie czuła się tak zmęczona jak wcześniej. Zupełnie jakby po prostu odespała całe swoje przeziębienie. Musiała przyznać, że było to całkiem przyjemne przejście choroby.
Powoli podniosła się do siadu i przeciągnęła leniwie, zerkając przez okno. Nie potrafiła określić jaka jest pora dnia, jednak nie to interesowało ją teraz najbardziej. Znacznie bardziej zaciekawiły ją nowe rzeczy, które znajdowały się przy jednym z łóżek w dotychczas tylko jej pokoju. Nie były to jej rzeczy. Zdziwiła się dosyć, zanim dotarło do niej, że zapewne są to rzeczy należące do jej nowej współlokatorki. Zaciekawiona, i jednocześnie nadal zaskoczona tym, że najwidoczniej podczas choroby była na tyle przymulona, że nie ogarnęła, iż ktoś się wprowadził do pokoju, zaczęła rozglądać się nieco bardziej, chcąc odnaleźć wzrokiem nową znajomą.
Nim jednak zdążyła się rozejrzeć jakoś lepiej, zadzwonił jej telefon. Podniosła go szybko z szafki przy łóżku i zerknęła na ekran, który dumnie głosił zapisane po rosyjsku męskie imię, które tak dobrze znała. I choć właściciela tego imienia nie lubiła jakoś specjalnie, już po chwili odebrała.
- Hmm? - mruknęła cicho, nieco zachrypniętym głosem, a gdy tylko zdała sobie z tego sprawę odsunęła nieco twarz od telefonu i odkaszlnęła lekko.
- Sonia, kurwa, ile można do ciebie dzwonić!? - przywitał ją dość zdenerwowany głos najmłodszego z jej braci, za którym szczerze nie tęskniła jakoś bardzo.
- Jezu, nie drzyj się tak. - burknęła cicho, nie chcąc mimo wszystko budzić swojej współlokatorki, jeśli ta byłaby w pokoju i w tym samym celu podniosła się z łóżka i poszła do łazienki, a gdy się w niej znalazła, odezwała się znowu:
- O co chodzi? - spytała wciąż nieco zaspanym głosem.
- Tata jest w szpitalu. - wraz z tym zdaniem dziewczyna otworzyła szerzej oczy, a jej serce na moment zgubiło swój dotychczas spokojny rytm.
Jak to w szpitalu? Co mu się stało? Wszystko z nim w porządku? Jak długo tam już jest? Te i milion podobnych pytań zaczęły zaprzątać jej głowę, choć nie była w stanie zadać żadnego z nich na głos.
- C-co...? Ale jak to– - udało jej się w końcu po dłuższej chwili wydobyć z gardła jedynie tą krótką wypowiedź, którą i tak przerwał jej głos brata:
- Nie wiem, do cholery, nikt z nas nie wie! - w głosie młodego mężczyzny zdecydowanie dało się słyszeć przejęcie całą tą sytuacją, którego nie był w stanie się pozbyć i którym zarażał też swoją siostrę.
Białowłosa dopiero teraz zauważyła, że dłonie zaczęły jej drżeć. Zdecydowanie nie była to sytuacja, jaką spodziewała się zastać zaraz po swojej pobudce ani w ogóle w najbliższym czasie, ale bardzo skutecznie zachwiała ona jej spokój. Zacisnęła wolną z dłoni w piąstkę i przygryza wargę, po czym bez zastanowienia rzuciła do telefonu wciąż dosyć przejęte, ale stanowcze:
- Wracam do was. Będę najszybciej jak się da. - po czym nie czekając na jakąś odpowiedź rozłączyła się i wręcz wybiegła z łazienki.
Trudno opisać ten pośpiech, z jakim dziewczyna się przebrała, ogarnęła i jako tako spakowała. Ręce cały czas jej się trzęsły, trudno powiedzieć czy z nerwów, ze strachu czy ze złości, jednak nie zwracała na to większej uwagi. Nie to było teraz najważniejsze.
Wybiegła czym prędzej z pokoju, w pośpiechu niechcący trzaskając drzwiami, po czym rzuciła się biegiem w stronę wyjścia z akademii. Jej drobny, półprzezroczysty lisek niemal od razu pojawiał się przy tym obok niej, dotrzymując jej całkiem szybkiego kroku. Podczas tego wyjęła telefon z kieszeni i zerknęła w ekran, dopiero teraz dostrzegając te wszystkie nieodebrane połączenia od brata, przez co zaklnęła cicho pod nosem.
Od jak dawna jej tata był w szpitalu? Info najważniejsze: Jaki był tego powód? Miała naprawdę ogromną nadzieję, że to nie było nic poważnego. Nie, to nie mogło być nic poważnego. Tym bardziej, kiedy była tak daleko, a szansa na dogodny i szybki transport do domu były raczej znikome.
Przez to patrzenie w ekran nie dostrzegła, że ktoś stanął jej na drodze tuż przy wyjściu z akademii. Wpadła na tą osobę z impetem, prawie przewracając zarówno siebie jak i ją, jednak na szczęście nikomu z nich nic się nie stało. Uniosła nieco głowę, zaledwie przez krótki moment przyglądając się blondwłosemu chłopakowi, na którego wpadła, jednak szybko pokręciła głową i nim on czy ktokolwiek inny w niewielkim gronie, jakie zebrało się przed wyjściem z budynku się odezwał, białowłosa rzuciła jedynie krótkie: "Przepraszam, śpieszy mi się", po czym wznowiła swój bieg, wydawałoby się, że jeszcze szybciej niż wcześniej, a w pogoń rzucił się również Nuo. Miała naprawdę szczerą nadzieję, że załapie się akurat na jakiś pociąg i nie będzie musiała czekać zbyt długo. Nie mogła czekać. Nie teraz.
Oby zdążyła...
Spało mu się naprawdę bardzo dobrze, a złe sny, podobne do tego, jaki miał ostatnio, już go nie męczyły. Choć łóżko w szpitalnym skrzydle akademii było całkiem wygodne, to nie dorównywało swoją przytulnością ani trochę temu łóżku, które znajdowało się w jego pokoju. Choć czuł się dużo lepiej niż wtedy na pustyni, a na pewno dużo lepiej od jego towarzyszy niedoli, to musiał przyznać, że miał ochotę spać i spać jak najdłużej. I ten plan zapewne byłby w stanie się spełnić, gdyby nie jedna, mała rzecz...
Czuł na ramieniu czyjąś dłoń, która choć nie szarpała nim nie wiadomo jak mocno, to też nie szturchała go zbyt delikatne. Powoli otworzył oczy, lekko zdezorientowany rozglądając się po pomieszczeniu, a calutki się spiął, kiedy dostrzegł, kto go właśnie wybudził.
- Panicz McEalair postanowił łaskawie się obudzić? Jak miło. - cichy i zdecydowanie niezadowolony głos jego starszej siostry rozbrzmiał wśród białych ścian pomieszczenia, co zdawało się tylko jeszcze bardziej zmartwić chłopaka.
- Orlaith...? Co... Co ty tu robisz? - zapytał niepewnie, podnosząc się do siadu, przy czym chyba tylko z tego przejęcia jej wizytą nie skrzywił się z bólu, który mimo wszystko wciąż odczuwał.
- Rodzice dostali list od pani dyrektor. - oznajmiła bez krzty jakichkolwiek pozytywnych emocji - Twoje zachowanie w tej szkole zarówno oni jak i pani dyrektor uznali za skandaliczne. Dlatego wracasz do domu. Czeka cię bardzo poważna rozmowa. - zmierzyła wróżkę oceniającym spojrzeniem od góry do dołu, chyba cudem powstrzymując się od ciężkiego westchnięcia.
Sítheach jednak wyjątkowo nie zwracał na to większej uwagi. Jego myśli zatrzymały się na tym jednym zdaniu, o którym chyba nigdy nie pomyślałby, że tak bardzo go zaboli: "Wracasz do domu."
Nie chciał wracać. Jeszcze nie. I nie teraz. Wciął miał tyle rzeczy tu do zrobienia, tyle rzeczy, które musiał wyjaśnić i o których chciałby porozmawiać. Nie mógł tak po prostu teraz wrócić. Nie tak szybko. Spojrzał na siostrę wręcz błagalnym spojrzeniem, lecz ta nawet nie pozwoliła mu się odezwać, odzywając się od razu:
- Masz 10 minut na zabranie swoich rzeczy. Powóz czeka na ciebie przed szkołą. Ja pójdę załatwić formalności z dyrekcją i do ciebie dołączę. Lepiej nie próbuj nic kombinować. - odwróciła się po tym na pięcie i z cichym stukotem obcasów skierowała się do gabinetu dyrektorki, aby w imieniu rodziców wypisać Sítheacha z Akademii Nook of Wolves.
Wróżkowy chłopak jedynie westchnął cichutko, zaciskając mocniej dłonie na jasnej pościeli. To znajome mu aż zbyt dobrze uczucie bezsilności znowu dało mu się we znaki. Naprawdę nie chciał tego robić. I nie chodziło mu wcale o konsekwencje, jakie czekały go po powrocie do rezydencji, bo to, mówiąc szczerze, stanowiło dla niego aktualnie najmniejszy problem. Nie chciał opuszczać akademii. Nie chciał opuszczać swoich przyjaciół.
Nie miał jednak wyboru i wiedział o tym doskonale. Z nieprzyjemnym ciężarem na sercu podniósł się z łóżka i zabierając parę znajdujących się tutaj rzeczy, które do niego należały, ruszył odrobinkę chwiejnym krokiem w stronę pokoju 321. Gdy już się w nim znalazł zaczął się powoli pakować. Zdawał sobie sprawę, że jeśli Orlaith mówiła o 10 minutach to naprawdę miała na myśli te 10 minut i ani sekundy dłużej, jednak jakoś tak nie był w stanie zabrać się do tego jakkolwiek szybciej. Zupełnie jakby jego ciało próbowało go powstrzymać od zbierania swoich rzeczy i upychania ich z powrotem do toreb i walizek.
Próbował jednak się choć trochę pospieszyć w złudnej nadziei, że jeśli zrobi to szybko, to będzie miał czas wymyślić jakiś plan, jak ubłagać siostrę o zostanie w akademii. Już składając ubrania w kostkę zaczął o tym dość intensywnie myśleć, a z tego stanu wyrwał go dopiero dźwięk upadającego, drobnego przedmiotu, kiedy podnosił akurat swój płaszcz z dnia pustynnej przygody. Zdziwiony rozejrzał się, aż jego wzrok zatrzymał się na wciąż obracającej się monecie, która musiała wypaść mu z kieszeni. Nim ta upadła płasko na podłogę, chłopak kucnął i ją podniósł, przyglądając się jej uważnie. Dopiero wtedy dotarło do niego, że to wcale nie była moneta.
Z nieco większą dozą ostrożności zaczął przyglądać się drobnemu przedmiotowi, niemal od razu przypominając sobie, że to właśnie dzięki niemu wrócili do akademii. Z początku zdziwił się, kiedy dotarło do niego, że go posiada, jednak bardzo szybko przypomniał sobie, że chwilę po tym, gdy Rowena nacisnęła na nim jakiś przycisk zamykający portal, upadła bezwładnie na ziemię, a przedmiot wypadł jej z ręki. Síth uznał wtedy, że to musi być bardzo ważny przedmiot i żeby nie ryzykować użycia go przez niewłaściwą osobę podniósł go i wcisnął do kieszeni płaszcza z myślą, że odda go brunetce, jak już będzie po wszystkim.
Zacisnął mocniej dłoń w piąstkę, chowając w niej tym samym niepozorny i jednocześnie niezwykły przedmiot, po czym powoli się podniósł. Powinien go jej tym bardziej zwrócić. Ale przecież nawet nie wiedział, gdzie dziewczyna się znajduje. Przez chwilę miał pomysł by poprosić kogoś z nauczycieli bądź personelu medycznego o przekazanie przedmiotu Rowenie, jednak dość szybko odpuścił tą myśl, dochodząc do wniosku, że kogoś może za bardzo zaciekawić ów przedmiot, co raczej nie byłoby zbyt dobre dla nikogo z ich trójki.
Odłożył więc przedmiot na razie na bok, wracając do pakowania się i przy okazji do przebierania się w bardziej wyjściowe ubrania niż biedronkowa piżamka. Kiedy już kończył ogólne zbieranie się, jego wzrok zatrzymał się na nieco przybrudzonym od krwi i piachu szalu, który również nie należał do niego. Powoli podniósł materiał i przez chwilkę mu się przyglądał, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Otrzepał delikatnie szal ze złotych ziarenek, a następnie po chwili podobnego zastanawiania się co przy "monecie" Roweny owinął się mięciutkim materiałem wokół szyi. Podszedł następnie do szafki, z której wziął monetopodobny przedmiot i ponownie schował go w kieszeni płaszcza. Dopiero po tym opuścił pokój wraz ze swoimi bagażami.
Kiedy opuścił budynek, jego oczom faktycznie ukazał się całkiem znajomy mu powóz, obok którego stała równie znajoma mu służba oraz jego siostra, która wyglądała, jakby rzeczywiście czekała na wróżkę o wiele dłużej niż to konieczne. Blondwłosy, nie chcąc się narażać na jej gniew, wykonał już kolejny krok w jej stronę, kiedy poczuł, jak coś na niego wpada, prawie go przewracając, lecz gdy się odwrócił odkrył, że wcale to nie było "coś", lecz ktoś. Drobna dziewczyna, która wydawała się dużo bardziej spieszyć od niego. W czasie, gdy Orlaith zmierzyła nieznajomą krytycznym spojrzeniem i już zamierzała się do niej odezwać, zapewne równie milutkim tonem, co do swojego brata, białowłosa rzuciła tylko:
- Przepraszam, śpieszy mi się. - po czym wyminęła wróżkę i pognała dalej przed siebie.
Blondyn jeszcze pewną chwilę przyglądał się, jak dziewczyna coraz bardziej się oddala, z jakiegoś powodu czując w jej stronę w jakimś stopniu współczucie, choć nie wiedział, czemu dokładnie, zaś jego siostra mruknęła tylko:
- Jeśli wszyscy w tej szkole zachowują się tak jak ta mała, to chyba nie dziwię się, że wyglądasz jak wyglądasz. - gdy jeden ze służących otworzył drzwi powozu, dziewczyna wsiadła od razu do środka, po czym spojrzała na Sítheacha oraz mężczyzn pakujących jego bagaże, po czym rzuciła jeszcze:
- Ruszaj się, im szybciej wrócimy tym lepiej. - po czym obserwowała jak chłopak niechętnie dosiada się obok niej, wzdychając cichutko. Zmierzyła go raz jeszcze spojrzeniem, marszcząc nieco brwi, po czym odezwała się jeszcze:
- Będziesz nosił ten brudny szal? Nie masz żadnych innych? - na co blondyn odwrócił głowę w stronę okienka, przez które ostatni raz spojrzał na akademię, by po chwili mruknąć cichutkie:
- Chcę zostać w tym.
Blondwłosa dziewczyna jedynie wywróciła oczami i założyła nogę na nogę, zostawiając to bez komentarza. Dość długa droga minęła im we wręcz okrutnej ciszy, jednak żadnemu z rodzeństwa to nie przeszkadzało. Orlaith cieszyła się ciszą i spokojem oraz faktem, że za jakiś czas znajdą się znowu w domu, natomiast Sítheach nieprzerwanie patrzył przez okno, rozmyślając. Choć jego myśli kłębiły się wokół naprawdę przeróżnych tematów, to doszedł do jednego, bardzo ważnego dla niego wniosku: To nie jest koniec.
Na pewno nie dla niego. I nie dla jego przyjaciół.
Powoli podniosła się do siadu i przeciągnęła leniwie, zerkając przez okno. Nie potrafiła określić jaka jest pora dnia, jednak nie to interesowało ją teraz najbardziej. Znacznie bardziej zaciekawiły ją nowe rzeczy, które znajdowały się przy jednym z łóżek w dotychczas tylko jej pokoju. Nie były to jej rzeczy. Zdziwiła się dosyć, zanim dotarło do niej, że zapewne są to rzeczy należące do jej nowej współlokatorki. Zaciekawiona, i jednocześnie nadal zaskoczona tym, że najwidoczniej podczas choroby była na tyle przymulona, że nie ogarnęła, iż ktoś się wprowadził do pokoju, zaczęła rozglądać się nieco bardziej, chcąc odnaleźć wzrokiem nową znajomą.
Nim jednak zdążyła się rozejrzeć jakoś lepiej, zadzwonił jej telefon. Podniosła go szybko z szafki przy łóżku i zerknęła na ekran, który dumnie głosił zapisane po rosyjsku męskie imię, które tak dobrze znała. I choć właściciela tego imienia nie lubiła jakoś specjalnie, już po chwili odebrała.
- Hmm? - mruknęła cicho, nieco zachrypniętym głosem, a gdy tylko zdała sobie z tego sprawę odsunęła nieco twarz od telefonu i odkaszlnęła lekko.
- Sonia, kurwa, ile można do ciebie dzwonić!? - przywitał ją dość zdenerwowany głos najmłodszego z jej braci, za którym szczerze nie tęskniła jakoś bardzo.
- Jezu, nie drzyj się tak. - burknęła cicho, nie chcąc mimo wszystko budzić swojej współlokatorki, jeśli ta byłaby w pokoju i w tym samym celu podniosła się z łóżka i poszła do łazienki, a gdy się w niej znalazła, odezwała się znowu:
- O co chodzi? - spytała wciąż nieco zaspanym głosem.
- Tata jest w szpitalu. - wraz z tym zdaniem dziewczyna otworzyła szerzej oczy, a jej serce na moment zgubiło swój dotychczas spokojny rytm.
Jak to w szpitalu? Co mu się stało? Wszystko z nim w porządku? Jak długo tam już jest? Te i milion podobnych pytań zaczęły zaprzątać jej głowę, choć nie była w stanie zadać żadnego z nich na głos.
- C-co...? Ale jak to– - udało jej się w końcu po dłuższej chwili wydobyć z gardła jedynie tą krótką wypowiedź, którą i tak przerwał jej głos brata:
- Nie wiem, do cholery, nikt z nas nie wie! - w głosie młodego mężczyzny zdecydowanie dało się słyszeć przejęcie całą tą sytuacją, którego nie był w stanie się pozbyć i którym zarażał też swoją siostrę.
Białowłosa dopiero teraz zauważyła, że dłonie zaczęły jej drżeć. Zdecydowanie nie była to sytuacja, jaką spodziewała się zastać zaraz po swojej pobudce ani w ogóle w najbliższym czasie, ale bardzo skutecznie zachwiała ona jej spokój. Zacisnęła wolną z dłoni w piąstkę i przygryza wargę, po czym bez zastanowienia rzuciła do telefonu wciąż dosyć przejęte, ale stanowcze:
- Wracam do was. Będę najszybciej jak się da. - po czym nie czekając na jakąś odpowiedź rozłączyła się i wręcz wybiegła z łazienki.
Trudno opisać ten pośpiech, z jakim dziewczyna się przebrała, ogarnęła i jako tako spakowała. Ręce cały czas jej się trzęsły, trudno powiedzieć czy z nerwów, ze strachu czy ze złości, jednak nie zwracała na to większej uwagi. Nie to było teraz najważniejsze.
Wybiegła czym prędzej z pokoju, w pośpiechu niechcący trzaskając drzwiami, po czym rzuciła się biegiem w stronę wyjścia z akademii. Jej drobny, półprzezroczysty lisek niemal od razu pojawiał się przy tym obok niej, dotrzymując jej całkiem szybkiego kroku. Podczas tego wyjęła telefon z kieszeni i zerknęła w ekran, dopiero teraz dostrzegając te wszystkie nieodebrane połączenia od brata, przez co zaklnęła cicho pod nosem.
Od jak dawna jej tata był w szpitalu? Info najważniejsze: Jaki był tego powód? Miała naprawdę ogromną nadzieję, że to nie było nic poważnego. Nie, to nie mogło być nic poważnego. Tym bardziej, kiedy była tak daleko, a szansa na dogodny i szybki transport do domu były raczej znikome.
Przez to patrzenie w ekran nie dostrzegła, że ktoś stanął jej na drodze tuż przy wyjściu z akademii. Wpadła na tą osobę z impetem, prawie przewracając zarówno siebie jak i ją, jednak na szczęście nikomu z nich nic się nie stało. Uniosła nieco głowę, zaledwie przez krótki moment przyglądając się blondwłosemu chłopakowi, na którego wpadła, jednak szybko pokręciła głową i nim on czy ktokolwiek inny w niewielkim gronie, jakie zebrało się przed wyjściem z budynku się odezwał, białowłosa rzuciła jedynie krótkie: "Przepraszam, śpieszy mi się", po czym wznowiła swój bieg, wydawałoby się, że jeszcze szybciej niż wcześniej, a w pogoń rzucił się również Nuo. Miała naprawdę szczerą nadzieję, że załapie się akurat na jakiś pociąg i nie będzie musiała czekać zbyt długo. Nie mogła czekać. Nie teraz.
Oby zdążyła...
*. . .*
Spało mu się naprawdę bardzo dobrze, a złe sny, podobne do tego, jaki miał ostatnio, już go nie męczyły. Choć łóżko w szpitalnym skrzydle akademii było całkiem wygodne, to nie dorównywało swoją przytulnością ani trochę temu łóżku, które znajdowało się w jego pokoju. Choć czuł się dużo lepiej niż wtedy na pustyni, a na pewno dużo lepiej od jego towarzyszy niedoli, to musiał przyznać, że miał ochotę spać i spać jak najdłużej. I ten plan zapewne byłby w stanie się spełnić, gdyby nie jedna, mała rzecz...
Czuł na ramieniu czyjąś dłoń, która choć nie szarpała nim nie wiadomo jak mocno, to też nie szturchała go zbyt delikatne. Powoli otworzył oczy, lekko zdezorientowany rozglądając się po pomieszczeniu, a calutki się spiął, kiedy dostrzegł, kto go właśnie wybudził.
- Panicz McEalair postanowił łaskawie się obudzić? Jak miło. - cichy i zdecydowanie niezadowolony głos jego starszej siostry rozbrzmiał wśród białych ścian pomieszczenia, co zdawało się tylko jeszcze bardziej zmartwić chłopaka.
- Orlaith...? Co... Co ty tu robisz? - zapytał niepewnie, podnosząc się do siadu, przy czym chyba tylko z tego przejęcia jej wizytą nie skrzywił się z bólu, który mimo wszystko wciąż odczuwał.
- Rodzice dostali list od pani dyrektor. - oznajmiła bez krzty jakichkolwiek pozytywnych emocji - Twoje zachowanie w tej szkole zarówno oni jak i pani dyrektor uznali za skandaliczne. Dlatego wracasz do domu. Czeka cię bardzo poważna rozmowa. - zmierzyła wróżkę oceniającym spojrzeniem od góry do dołu, chyba cudem powstrzymując się od ciężkiego westchnięcia.
Sítheach jednak wyjątkowo nie zwracał na to większej uwagi. Jego myśli zatrzymały się na tym jednym zdaniu, o którym chyba nigdy nie pomyślałby, że tak bardzo go zaboli: "Wracasz do domu."
Nie chciał wracać. Jeszcze nie. I nie teraz. Wciął miał tyle rzeczy tu do zrobienia, tyle rzeczy, które musiał wyjaśnić i o których chciałby porozmawiać. Nie mógł tak po prostu teraz wrócić. Nie tak szybko. Spojrzał na siostrę wręcz błagalnym spojrzeniem, lecz ta nawet nie pozwoliła mu się odezwać, odzywając się od razu:
- Masz 10 minut na zabranie swoich rzeczy. Powóz czeka na ciebie przed szkołą. Ja pójdę załatwić formalności z dyrekcją i do ciebie dołączę. Lepiej nie próbuj nic kombinować. - odwróciła się po tym na pięcie i z cichym stukotem obcasów skierowała się do gabinetu dyrektorki, aby w imieniu rodziców wypisać Sítheacha z Akademii Nook of Wolves.
Wróżkowy chłopak jedynie westchnął cichutko, zaciskając mocniej dłonie na jasnej pościeli. To znajome mu aż zbyt dobrze uczucie bezsilności znowu dało mu się we znaki. Naprawdę nie chciał tego robić. I nie chodziło mu wcale o konsekwencje, jakie czekały go po powrocie do rezydencji, bo to, mówiąc szczerze, stanowiło dla niego aktualnie najmniejszy problem. Nie chciał opuszczać akademii. Nie chciał opuszczać swoich przyjaciół.
Nie miał jednak wyboru i wiedział o tym doskonale. Z nieprzyjemnym ciężarem na sercu podniósł się z łóżka i zabierając parę znajdujących się tutaj rzeczy, które do niego należały, ruszył odrobinkę chwiejnym krokiem w stronę pokoju 321. Gdy już się w nim znalazł zaczął się powoli pakować. Zdawał sobie sprawę, że jeśli Orlaith mówiła o 10 minutach to naprawdę miała na myśli te 10 minut i ani sekundy dłużej, jednak jakoś tak nie był w stanie zabrać się do tego jakkolwiek szybciej. Zupełnie jakby jego ciało próbowało go powstrzymać od zbierania swoich rzeczy i upychania ich z powrotem do toreb i walizek.
Próbował jednak się choć trochę pospieszyć w złudnej nadziei, że jeśli zrobi to szybko, to będzie miał czas wymyślić jakiś plan, jak ubłagać siostrę o zostanie w akademii. Już składając ubrania w kostkę zaczął o tym dość intensywnie myśleć, a z tego stanu wyrwał go dopiero dźwięk upadającego, drobnego przedmiotu, kiedy podnosił akurat swój płaszcz z dnia pustynnej przygody. Zdziwiony rozejrzał się, aż jego wzrok zatrzymał się na wciąż obracającej się monecie, która musiała wypaść mu z kieszeni. Nim ta upadła płasko na podłogę, chłopak kucnął i ją podniósł, przyglądając się jej uważnie. Dopiero wtedy dotarło do niego, że to wcale nie była moneta.
Z nieco większą dozą ostrożności zaczął przyglądać się drobnemu przedmiotowi, niemal od razu przypominając sobie, że to właśnie dzięki niemu wrócili do akademii. Z początku zdziwił się, kiedy dotarło do niego, że go posiada, jednak bardzo szybko przypomniał sobie, że chwilę po tym, gdy Rowena nacisnęła na nim jakiś przycisk zamykający portal, upadła bezwładnie na ziemię, a przedmiot wypadł jej z ręki. Síth uznał wtedy, że to musi być bardzo ważny przedmiot i żeby nie ryzykować użycia go przez niewłaściwą osobę podniósł go i wcisnął do kieszeni płaszcza z myślą, że odda go brunetce, jak już będzie po wszystkim.
Zacisnął mocniej dłoń w piąstkę, chowając w niej tym samym niepozorny i jednocześnie niezwykły przedmiot, po czym powoli się podniósł. Powinien go jej tym bardziej zwrócić. Ale przecież nawet nie wiedział, gdzie dziewczyna się znajduje. Przez chwilę miał pomysł by poprosić kogoś z nauczycieli bądź personelu medycznego o przekazanie przedmiotu Rowenie, jednak dość szybko odpuścił tą myśl, dochodząc do wniosku, że kogoś może za bardzo zaciekawić ów przedmiot, co raczej nie byłoby zbyt dobre dla nikogo z ich trójki.
Odłożył więc przedmiot na razie na bok, wracając do pakowania się i przy okazji do przebierania się w bardziej wyjściowe ubrania niż biedronkowa piżamka. Kiedy już kończył ogólne zbieranie się, jego wzrok zatrzymał się na nieco przybrudzonym od krwi i piachu szalu, który również nie należał do niego. Powoli podniósł materiał i przez chwilkę mu się przyglądał, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Otrzepał delikatnie szal ze złotych ziarenek, a następnie po chwili podobnego zastanawiania się co przy "monecie" Roweny owinął się mięciutkim materiałem wokół szyi. Podszedł następnie do szafki, z której wziął monetopodobny przedmiot i ponownie schował go w kieszeni płaszcza. Dopiero po tym opuścił pokój wraz ze swoimi bagażami.
Kiedy opuścił budynek, jego oczom faktycznie ukazał się całkiem znajomy mu powóz, obok którego stała równie znajoma mu służba oraz jego siostra, która wyglądała, jakby rzeczywiście czekała na wróżkę o wiele dłużej niż to konieczne. Blondwłosy, nie chcąc się narażać na jej gniew, wykonał już kolejny krok w jej stronę, kiedy poczuł, jak coś na niego wpada, prawie go przewracając, lecz gdy się odwrócił odkrył, że wcale to nie było "coś", lecz ktoś. Drobna dziewczyna, która wydawała się dużo bardziej spieszyć od niego. W czasie, gdy Orlaith zmierzyła nieznajomą krytycznym spojrzeniem i już zamierzała się do niej odezwać, zapewne równie milutkim tonem, co do swojego brata, białowłosa rzuciła tylko:
- Przepraszam, śpieszy mi się. - po czym wyminęła wróżkę i pognała dalej przed siebie.
Blondyn jeszcze pewną chwilę przyglądał się, jak dziewczyna coraz bardziej się oddala, z jakiegoś powodu czując w jej stronę w jakimś stopniu współczucie, choć nie wiedział, czemu dokładnie, zaś jego siostra mruknęła tylko:
- Jeśli wszyscy w tej szkole zachowują się tak jak ta mała, to chyba nie dziwię się, że wyglądasz jak wyglądasz. - gdy jeden ze służących otworzył drzwi powozu, dziewczyna wsiadła od razu do środka, po czym spojrzała na Sítheacha oraz mężczyzn pakujących jego bagaże, po czym rzuciła jeszcze:
- Ruszaj się, im szybciej wrócimy tym lepiej. - po czym obserwowała jak chłopak niechętnie dosiada się obok niej, wzdychając cichutko. Zmierzyła go raz jeszcze spojrzeniem, marszcząc nieco brwi, po czym odezwała się jeszcze:
- Będziesz nosił ten brudny szal? Nie masz żadnych innych? - na co blondyn odwrócił głowę w stronę okienka, przez które ostatni raz spojrzał na akademię, by po chwili mruknąć cichutkie:
- Chcę zostać w tym.
Blondwłosa dziewczyna jedynie wywróciła oczami i założyła nogę na nogę, zostawiając to bez komentarza. Dość długa droga minęła im we wręcz okrutnej ciszy, jednak żadnemu z rodzeństwa to nie przeszkadzało. Orlaith cieszyła się ciszą i spokojem oraz faktem, że za jakiś czas znajdą się znowu w domu, natomiast Sítheach nieprzerwanie patrzył przez okno, rozmyślając. Choć jego myśli kłębiły się wokół naprawdę przeróżnych tematów, to doszedł do jednego, bardzo ważnego dla niego wniosku: To nie jest koniec.
Na pewno nie dla niego. I nie dla jego przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz