Powieki same mu się zamykały, mimo że co chwilę uparcie próbował je otworzyć i rozejrzeć się za dwójką znajomych, walczących z pustynną bestią. W pewnym momencie z jego ust uciekło nawet coś na kształt warknięcia, kiedy podczas niewielkiego ruchu poczuł rozchodzący mu się wzdłuż calutkich pleców nieprzyjemny ból, przez który jego oczka ponownie się zamknęły, a brwi zmarszczyły.
Czuł się bardziej bezsilny niż na co dzień, co jak dotąd wydawało mu się już niemożliwe. Zaczęły docierać do niego myśli, że gdyby poleciał odrobinę szybciej albo skręcił wcześniej w którąkolwiek stronę, to być może wcale nie leżałby teraz zaryczany na piachu, z dala od Roweny i Jamesa. A gdyby nie dał się złapać nożownikowi w pokrytym śniegiem lesie, to wcale by ich na tej pustynii nie było i być może już wracaliby spokojni i bezpieczni do szkoły.
Te i mnóstwo podobnych myśli zaczęły krążyć po głowie Sítheacha, przez co tylko jeszcze więcej łez uciekało spod jego przymkniętych powiek. Skulił się możliwie jeszcze bardziej, praktycznie ignorując fakt, że wielki robal nadal żyje i w każdej chwili mógłby tu przypełzać i go pożreć. Miał w tym momencie ważniejsze rzeczy i osoby, o które mógł się martwić.
A głos jednej z takich właśnie osób dotarł po chwili do jego uszu, przez co wróżkowy chłopak na moment się zatrzymał i otworzył zaszklone oczy, tym razem starając się jeszcze bardziej, żeby się nie zamykały. Jedynie troszkę je zmrużył, kiedy czuł jak białowłosy ociera mu łzy, po czym odetchnął cichutko z ulgą; nie dlatego, że w końcu jego twarz była choć odrobinę bardziej czysta, a dlatego, że jakaś część jego obaw odnośnie Plejadusa i jego stanu w końcu mogła odejść w zapomnienie.
W końcu, w ramach odpowiedzi na jego pytanie, pokiwał delikatnie głową w twierdzący sposób, uśmiechając się delikatnie. Wziął nieco głębszy oddech, bo w końcu uspokoił się na tyle, by nie mieć z tym żadnych trudności, po czym odezwał się cichutko po krótkiej chwili przyglądania się białowłosemu:
- A ty? Jesteś cały? - zapytał go z wyraźną troską w oczach.
Wciąż tak leżąc, rozejrzał się nieco po okolicy na tyle, na ile był w stanie, przez co momentalnie na jego twarzy znów pojawiło się zmartwienie.
- Gdzie Rowena? Co z nią? - dodał kolejne równie ciche pytania, nie spuszczając przejętego wzroku z chłopaka.
Dosłownie chwilkę po tych słowach usłyszał niedaleko głos brunetki, przez który jak raz nie zareagował jakimś spięciem się bądź ogólnie paniką, a zamiast tego skierował na nią od razu wzrok, posyłając jej również pełne ulgi spojrzenie.
Rozumiejąc całkowicie słowa dziewczyny, bez zbędnych komentarzy podparł się nieco na łokciach i powoli zaczął się podnosić, mimo iż niemal od razu poczuł w bolesny sposób, że nie było to najlepsze, a na pewno nie najprzyjemniejsze posunięcie z jego strony.
Kiedy udało mu się po chwili przysiąść na ugiętych kolanach, posłał Jamesowi wdzięczne spojrzenie za wcześniejszą pomoc, a następnie odwrócił nieco głowę, by zerknąć na swoje skrzydła. Poza tym, że były obsypane piaskiem, jak zresztą niemal cały blondyn, to przypominały bardziej pogniecioną kartkę niż proste, delikatnie skrzydełka. Westchnął cicho i zamknął oczy, by następnie zacząć delikatnie nimi poruszać na boki. Z początku zdawałoby się, że jedynie strzepywał z nich w ten sposób piasek, jednak po uważniejszym przyjrzeniu się można było zauważyć, że te powolutku zaczynają się rozprostowywać, wracając tym samym do bardziej naturalnej dla nich pozy. Młody McEalair natomiast w tym czasie zaciskał powieki i przygryzał wewnętrzne części policzków, bo mimo że takie pogniecenie skrzydełek często zdarzało się wróżkom, to sam proces ich rozprostowywania przynajmniej dla chłopaka nie należał do najmilszych, nawet jeśli wcale na taki nie wyglądał.
Wypuścił z ulgą powietrze, kiedy jego skrzydła wróciły do swojego poprzedniego stanu, na ponów zaczynając samodzielnie trzepotać od czasu do czasu. Otworzył powoli oczy i przerzucając powoli spojrzenie z jednej osoby na drugą zapytał, nie zaznaczając do kogo konkretnie kieruje swoje pytanie:
- Musimy, tylko gdzie?
Czuł się bardziej bezsilny niż na co dzień, co jak dotąd wydawało mu się już niemożliwe. Zaczęły docierać do niego myśli, że gdyby poleciał odrobinę szybciej albo skręcił wcześniej w którąkolwiek stronę, to być może wcale nie leżałby teraz zaryczany na piachu, z dala od Roweny i Jamesa. A gdyby nie dał się złapać nożownikowi w pokrytym śniegiem lesie, to wcale by ich na tej pustynii nie było i być może już wracaliby spokojni i bezpieczni do szkoły.
Te i mnóstwo podobnych myśli zaczęły krążyć po głowie Sítheacha, przez co tylko jeszcze więcej łez uciekało spod jego przymkniętych powiek. Skulił się możliwie jeszcze bardziej, praktycznie ignorując fakt, że wielki robal nadal żyje i w każdej chwili mógłby tu przypełzać i go pożreć. Miał w tym momencie ważniejsze rzeczy i osoby, o które mógł się martwić.
A głos jednej z takich właśnie osób dotarł po chwili do jego uszu, przez co wróżkowy chłopak na moment się zatrzymał i otworzył zaszklone oczy, tym razem starając się jeszcze bardziej, żeby się nie zamykały. Jedynie troszkę je zmrużył, kiedy czuł jak białowłosy ociera mu łzy, po czym odetchnął cichutko z ulgą; nie dlatego, że w końcu jego twarz była choć odrobinę bardziej czysta, a dlatego, że jakaś część jego obaw odnośnie Plejadusa i jego stanu w końcu mogła odejść w zapomnienie.
W końcu, w ramach odpowiedzi na jego pytanie, pokiwał delikatnie głową w twierdzący sposób, uśmiechając się delikatnie. Wziął nieco głębszy oddech, bo w końcu uspokoił się na tyle, by nie mieć z tym żadnych trudności, po czym odezwał się cichutko po krótkiej chwili przyglądania się białowłosemu:
- A ty? Jesteś cały? - zapytał go z wyraźną troską w oczach.
Wciąż tak leżąc, rozejrzał się nieco po okolicy na tyle, na ile był w stanie, przez co momentalnie na jego twarzy znów pojawiło się zmartwienie.
- Gdzie Rowena? Co z nią? - dodał kolejne równie ciche pytania, nie spuszczając przejętego wzroku z chłopaka.
Dosłownie chwilkę po tych słowach usłyszał niedaleko głos brunetki, przez który jak raz nie zareagował jakimś spięciem się bądź ogólnie paniką, a zamiast tego skierował na nią od razu wzrok, posyłając jej również pełne ulgi spojrzenie.
Rozumiejąc całkowicie słowa dziewczyny, bez zbędnych komentarzy podparł się nieco na łokciach i powoli zaczął się podnosić, mimo iż niemal od razu poczuł w bolesny sposób, że nie było to najlepsze, a na pewno nie najprzyjemniejsze posunięcie z jego strony.
Kiedy udało mu się po chwili przysiąść na ugiętych kolanach, posłał Jamesowi wdzięczne spojrzenie za wcześniejszą pomoc, a następnie odwrócił nieco głowę, by zerknąć na swoje skrzydła. Poza tym, że były obsypane piaskiem, jak zresztą niemal cały blondyn, to przypominały bardziej pogniecioną kartkę niż proste, delikatnie skrzydełka. Westchnął cicho i zamknął oczy, by następnie zacząć delikatnie nimi poruszać na boki. Z początku zdawałoby się, że jedynie strzepywał z nich w ten sposób piasek, jednak po uważniejszym przyjrzeniu się można było zauważyć, że te powolutku zaczynają się rozprostowywać, wracając tym samym do bardziej naturalnej dla nich pozy. Młody McEalair natomiast w tym czasie zaciskał powieki i przygryzał wewnętrzne części policzków, bo mimo że takie pogniecenie skrzydełek często zdarzało się wróżkom, to sam proces ich rozprostowywania przynajmniej dla chłopaka nie należał do najmilszych, nawet jeśli wcale na taki nie wyglądał.
Wypuścił z ulgą powietrze, kiedy jego skrzydła wróciły do swojego poprzedniego stanu, na ponów zaczynając samodzielnie trzepotać od czasu do czasu. Otworzył powoli oczy i przerzucając powoli spojrzenie z jednej osoby na drugą zapytał, nie zaznaczając do kogo konkretnie kieruje swoje pytanie:
- Musimy, tylko gdzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz