By
Tyna
|
16:16
|
To było takie... nagłe.
W jednej chwili Atea pojawiła przyspieszyła kroku, stanęła przed nim, zaczęła coś mówić. Chaos i impulsywność w jej działaniach było czymś, co nadal nieco go zaskakiwało, chociaż przecież nie powinno – już od pierwszej rozmowy przeczuwał, że dziewczyna może okazać się nieco nieprzewidywalna, a wszystko, co robiła, tylko utwierdzało go to w tym oczywistym przekonaniu.
Uważnie jej wysłuchał. Nie przerywał jej, przyjmował do siebie każde wypowiedziane przez nią słowo. Patrzył prosto w jej ciemne oczy, nie czując się ani trochę jakkolwiek zdezorientowany czy speszony tym odważnym spojrzeniem, które w niego wbijała. Po prostu je zaakceptował, a gdzieś z tyłu jego głowy pojawiła się myśl, że jest o wiele bardziej bezczelna niż na początku w ogóle myślał, a jej zachowanie, tak samo jak zapewne wielu innych uczniów, należy utemperować jak najszybciej. Może nie należało to do jego obowiązków, ale nie miał zamiaru pracować w miejscu, gdzie nie szanuje się jego pozycji.
– Panno Beamont – zaczął, zbliżając się do niej coraz bardziej. – Rozumiem, że chwilowo, właśnie ze względu na wyjątkowe okoliczności, tego panna nie rozumie, więc proszę dać mi wyjaśnić – poprosił, stając tuż naprzeciw niej; bardzo intensywnie czuł jej zapach. – Sądzę, że oczywistym jest fakt, iż moim zadaniem jest służyć dobru ogólnemu. Nie jestem kimś, kto mógłby zawieść, gdy powierza mi się jakiekolwiek zadanie. Proszę wybaczyć – oznajmił, po czym tak po prostu zaczął poprawiać irytująco zagięty kołnierz marynarki, którą Atea miała na sobie. – Chcę wzorowo wykonywać swoje obowiązki, należycie spełnić swą powinność. Wykluczam możliwość niepowodzenia, ponieważ jestem skłonny zrobić wszystko, by stojący wyżej ode mnie zadowolili się wynikami mojej pracy. To jest właśnie mój cel, na którym mi zależy – oznajmił. – Jednak nie wiem, czy wybaczę pannie wścibstwo, panno Beamont.
Obdarzył ją delikatnym uśmiechem, po czym wskazał dłonią, by ruszyli dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz