NamGi nie przejął się chłodnym spojrzeniem, jakim został przywitany przez chłopaka o zagadkowo dziwnej urodzie, który wyglądał — mniej czy więcej — jakby nigdy nie widział Azjaty. Przynajmniej tak Dong odebrał to zagadkowe, choć przedziwnie bawiące spojrzenie, którym został obdarzony. Przez chwile miał nawet wrażenie, że chłopak wygląda na, albo złego, albo niedorzecznie urażonego, zupełnie tak, jakby NamGi kiedykolwiek zaszedł mu za skórę.
Rozumiałby istotę tego humorzastego przywitania, gdyby się znali, ale kiedy byli sobie zupełnie obcy, było to raczej bawiące.
Nie wzruszył go również fakt, że w następstwie został przez niego zupełnie zignorowany. I chociaż Dong nie miał w naturze pochopnego oceniania ludzi, ten niekomfortowy grecko-podobny chłopak, wyglądał jak ktoś, z kim Azjata nie bardzo chciałby się zadawać i ktoś, z kim za Chiny Ludowe nie znalazłby wspólnego języka.
Czując się nieco — a nawet bardzo — niezręcznie, będąc tak blisko tulącej się pary, NamGi odstąpił od nich kilka kroków, by w końcu odwrócić się do nich plecami, nie przywiązując do nich już większej uwagi. Zamiast tego, zaczął rozglądać się nad dogodnym miejscem do przycupnięcia i złapania oddechu, którego potrzebował po wielu gonitwach za Ateą.
I to był jeden z największych błędów, które tylko mógł popełnić.
O ile mógł się tutaj spodziewać duchów, zjaw, szkieletów, zombie i tego, pędzącego jak lokomotywa, kolesia, który z marszu dobrał się do młodej wilczycy, tak obecności Roweny nie przewidziałby tu w całym swoim życiu, a nawet kilku kolejnych.
W innych okolicznościach ucieszyłby się bardzo, a jego blada twarz rozpromieniłaby się kolejnym radosnym uśmiechem, który pojawiał się tylko w jej towarzystwie, bo przecież cały czas gdzieś za nią tęsknił i ciągle o niej myślał, szczególnie od czasu tej alkoholowej imprezy.
Ale teraz był to widok, którego wolałby sobie oszczędzić.
Nie tutaj, nie kiedy ponownie mogłoby się jej coś stać, a on znów nie mógłby nic na to poradzić.
Już się o nią martwił, a przecież jeszcze wszyscy byli bezpieczni.
Westchnął, tym razem czując się wyjątkowo niekomfortowo w jej towarzystwie.
W Rowenie na nowo pojawił się dobrze znany dystans, który, Namgi był pewien, już dawno przełamał. Pomylił się i choć nie miał siły na ewentualnie docinki, którymi znów może zostać obrzucony, uśmiechnął się słabo.
— Chyba najłatwiej znaleźć cię tam, gdzie jest niebezpiecznie i są kłopoty, co? — zagaił, dostępując do niej powoli.
— Myślałem, że przynajmniej-— przerwał, zerkając na swoje osmarkane bluzy, z wyjątkową ciekawością dotyczącą faktu, że w ogóle ma jego ubrania na sobie. — Dasz sobie chwilę czasu, przed kolejną eskapadą. Co tutaj robisz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz