Ostatni czas dla NamGi'ego był wyjątkowo nieprzychylny.
Godziny samotności mijały niesamowicie wolno, dając Azjacie w kość o wiele bardziej, niż jakikolwiek siniak, rana, lub cios, który wyniósł z terenów Mrocznej Dzielnicy na szkolnej wycieczce.
I chociaż Dong z natury był człowiekiem bardzo serdecznym i wesołym, odkąd Baocheng, nie licząc się ze zdaniem nikogo, z dnia na dzień tak po prostu wyjechał, zostawiając Faustę i NamGiego zupełnie samych w obcym świecie, ten nie miał najmniejszej ochoty ani na uśmiechy, ani na głupie żarty.
Właściwie nie miał ochoty na nic.
Albo tułał się z jednego kąta w drugi kąt, nie umiejąc się nijak przyzwyczaić do warunków pokoju jednoosobowego, w którym przyszło mu mieszkać, albo leżał w łóżku w absolutnej ciszy, próbując wyleczyć uporczywy ból posiniaczonego ciała, który odczuwał na tyle, by szkolna pielęgniarka wlepiła mu tygodniowe zwolnienie z zajęć.
NamGi po raz pierwszy zwyczajnie żałował, że był tak bardzo związany z rodziną.
Gdzieś przez głowę przebiegła mu ulotna myśl, że o wiele bardziej wolałby być tak wolny, od wszelkich relacji międzyludzkich, jak była Rowena : bez przeszłości, bez rodziny, bez sentymentów.
Liczył, że za kilka dni poczuje się lepiej i mrukliwy humor przeminie, pozwalając mu zapomnieć o smutkach i dokłach po odejściu brata.
Sytuacja była na tyle pokręcona, że tego poranka, Azjata po raz pierwszy odkąd w ogóle pamiętał, poczuł na swojej skórze chłód jesiennego wiatru. NamGi nigdy nie zdążył przywyknąć do uczucia zimna, więc odczuwał je o wiele gorzej, niż mógł przypuszczać. Z dziwnym wrażeniem, że jego ciało jest zimniejsze niż zazwyczaj, opatulił się w najcieplejszą bluzę z jego szafy, zakręcając dookoła szyi szalik, w który wetknął lekko czerwony nos.
Chwycił portfel i z zamiarem pokuśtykania na zakupy, wyszedł z pokoju, włócząc się przez długie korytarze akademii, w stronę wyjścia.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz